Wiekopomna chwila. Tomasz Hajto w końcu został zaorany na antenie

W świecie piłkarskich ekspertów sytuacja jest podoba, jak w tym zawodników i trenerów. Znane nazwisko i rozpoznawalność nie zawsze idą w parze z dobrze wykonywaną robotą. Na polskim rynku mamy naprawdę wielu świetnych komentatorów i ekspertów, których słuchanie to czysta przyjemność, a jednocześnie pewność, że to, co na przekazują, ma odzwierciedlenie w rzeczywistości.

Bez wchodzenia w nazwy i jakieś sympatie/antypatie, możemy wskazać kilka stacji, w których studio zawsze stoi na najwyższym poziomie (np. jedna na literę „E”). Zawsze dowiemy się czegoś ciekawego, rzeczowego i najzwyczajniej w świecie wcześniej przygotowanego. Są jednak także takie (np. na literę „P”), w których więcej niż o piłce dowiemy się o gotowaniu, a także przeżyjemy chwilę niezręcznej ciszy czekając na informację, czy Benfica w Lidze Europy wzięła się z Ligi Mistrzów, czy może jednak nie.

W całym tym eksperckim światku od dłuższego czasu istnieje osoba, która zdążyła zirytować chyba każdego. Bez wyjątku. „Truskawki na torcie” i inne tego typu rzeczy może swego czasu były zabawne, ale jeśli przychodzi do rzeczowego komentarza, można o nim zapomnieć. Tomasz Hajto – bo oczywiście o nim mowa – już wiele razy pokazał na antenie swój brak wiedzy, a wręcz ignorancję co do funkcji, którą w danej chwili wykonuje.

Wpadek było wiele, jednak do tej pory nie zdarzało się, by któryś z kolegów przebywających akurat obok byłego piłkarza wyraźnie zaprotestował, czy też wyprowadził go z błędu. Nawet wtedy, kiedy pan Tomasz sugerował, że w barażach Championship można przegrać u siebie 0:8, a następnie wygrać na wyjeździe 1:0 i to wystarczy do dogrywki. Roman Kołtoń siedział wtedy obok Hajty i nie odezwał się ani słowem. Teraz, po latach czekania, w końcu się to zmieniło. Usiądźcie głęboko w fotelach i delektujcie się.

Popularny „RoKo”, którego przygoda z Polsatem dobiega końca, w końcu odpiął pasy i pozwolił sobie na kolokwialne „zaoranie” kolegi ze studia. Co więcej, Tomasz Hajto zrobił to sam stwierdzając, że „nie czyta codziennie internetu”. Cóż, idąc do studia, w którym teoretycznie ma się mówić o bieżących sprawach, chyba jednak pasowałoby to robić…

Na dokładkę, postanowiliśmy sprawdzić, kiedy (i czy) Juergen Klopp faktycznie miał serię 11 kolejnych meczów bez wygranej. Okazuje się, że – niezależnie, czy liczymy wszystkie rozgrywki czy samą Bundesligę – nie zdarzyło się to nigdy. NIGDY. Nawet w sezonie 2014/2015, w którym Borussia po rundzie jesiennej zajmowała miejsce w strefie spadkowej. Najdłuższa seria Kloppa w BVB bez wygranej wynosiła osiem spotkań, natomiast licząc tylko Bundesligę – siedem.

Niefortunnym wpisem przy tej okazji popisał się Andrzej Strejlau, który zaznaczył, że byli piłkarze/trenerzy są świetnymi ekspertami, bo „widzą więcej”. Cóż, patrząc na bzdury, jakie opowiada Tomasz Hajto, raczej warto wstrzymać się z takim pozytywnym generalizowaniem…