Wirus na spalonym

Gwiazdy światowego futbolu często traktowane są jak pół-bogowie. Po gwizdku kończącym mecz zdejmują jednak stroje super bohaterów i wracają do swojego normalnego życia, w którym ekskluzywne wille i drogie samochody mieszają się z przyziemnymi problemami.

Według badań podczas trwania jednego meczu piłkarskiego, na całym świecie wirusem HIV zaraża się ok. 900 osób. Sport zna głośny przypadek Earvina „Magica” Johnsona, koszykarza Los Angeles Lakers, który w 1991 roku zszokował światową opinię publiczną ujawniając na konferencji prasowej, iż jest zarażony wirusem HIV. Świat futbolu zna niemniej poruszające historie. Bohaterem jednej z nich jest dawno zapomniany talent rodem z Kraju Kawy.

Chociaż o zagrożeniach związanych z wirusem HIV dyskutowano w środowisku zawodowych piłkarzy już na początku lat 80tych, to obawa przed publicznym potępieniem i zepchnięciem na margines świata sportu skutecznie uciszała uzasadnioną debatę. Zmiana przyszła dopiero z końcem lat 90tych. Wtedy właśnie brazylijski środkowy napastnik, 28-letni Jose Eduardo Esidio podpisywał kontrakt z czołowym klubem ligi Peruwiańskiej, Universitario. Podczas obowiązkowych testów medycznych poddano zawodnika badaniom na obecność wirusa HIV – bez jego zgody. Wynik okazał się pozytywny co początkowo doprowadziło do wstrzymania negocjacji między stronami. Klub ostatecznie zatrudnił Esidio, mając na uwadze rozporządzenie wprowadzone przez Peruwiańskie władze w 1993 roku. Mówiło ono o zakazie dyskryminacji pracowników zarażonych wirusem HIV przez potencjalnego pracodawcę. Eduardo, dla którego kontrakt z Universitario był życiową szansą na rozwinięcie nieprzeciętnego talentu i poprawienie kondycji materialnej swojej rodziny, z miejsca stał się gwiazdą. Za zaufanie jakim go obdarzono odpłacił się strzelając wiele bramek, które pomogły klubowi w wywalczeniu mistrzostwa Peru trzy sezony z rzędu (w latach 1998-2000). O roli jaką Esidio odegrał w historii stołecznej drużyny niech świadczy fakt, że w 2000 roku został królem strzelców z 37 trafieniami na koncie. Wynik poszedł w świat i poza nagrodą dla najlepszego strzelca Ameryki Południowej znalazł się również na podium rankingu dla najskuteczniejszego napastnika świata sporządzonego przez Międzynarodową Federację Historyków i Statystyków Futbolu. Wyprzedził go tylko Mario Jardel występujący wówczas w FC Porto. W 2001 roku strzelec wyborowy zmienił barwy klubowe i dołączył do lokalnego rywala Alianza Lima. Z Eduardo w składzie klub wygrał Aperturę i zakwalifikował się do Copa Libertadores, uświetniając tym samym 100lecie istnienia.

Media w Peru całą uwagę skupiały na grze i zasługach swojego ulubieńca, zrzucając na dalszy plan problemy zdrowotne. Oczywiście znaleźli się również „uprzejmi” rywale, jak chociażby trener Sportingu Cristal Juan Carlos Oblitas, którzy publicznie nawoływali do unikania ostrych starć z Esidio, mogących prowadzić do zakażenia wirusem przez innych zawodników. Na krytykę napastnik odpowiadał zawsze świetną grą. Do historii przeszedł mecz z Cienciano. Spotkanie rozegrano w Cusco na wysokości ponad 3300m n.p.m. Fatalne warunki potęgowały kilkudniowe ulewy zmieniające płytę boiska niemal w basen oraz zimny i porywisty wiatr. W obawie o zdrowie trójki czołowych zawodników trener nakazał dwójce z nich pozostać na ławce rezerwowych. Jedynym, który pozostał na placu boju był Eduardo Esidio, udowadniając tym samym, że ciężka choroba zawsze przegrywała walkę z jego wrodzonym zaangażowaniem i determinacją. Chyba tylko z powodu ogromnej konkurencji w ataku Canarinhos na przełomie wieków, nie znalazło się dla niego miejsce w reprezentacji. Obfitującą w sukcesy drużynowe i indywidualne karierę, zakończył w 2003 roku reprezentując barwy brazylijskiego Botafogo(RP).

Historia Brazylijczyka okazała się kamieniem milowym w walce z HIV/AIDS z perspektywy piłki nożnej. I to z dwóch powodów. Po pierwsze pokazuje ludziom dotkniętym chorobą, że przy odpowiednim podejściu i wczesnym rozpoczęciu leczenia z HIV można normalnie żyć. Różnica między wirusem HIV a zaawansowanym AIDS jest jednak niebagatelna i w najlepszym wypadku postęp choroby może prowadzić do przedwczesnej rezygnacji z uprawiania zawodowego sportu. Po drugie, była pewnego rodzaju przykładem dla światowych organizacji i klubów jak wykorzystywać futbol w celach uświadamiania ludzi czym jest HIV/AIDS i jak im zapobiegać. Niestety nie wszyscy mieli tyle szczęścia co Esidio. Znany jest również przypadek Sizwe Moutanga. Boczny obrońca reprezentacji Republiki Południowej Afryki grał w pierwszej oficjalnej drużynie Bafana Bafana po zniesieniu Apartheidu w 1992 roku. Ponad to wygrał ze swoją reprezentacją Puchar Narodów Afryki w 1996 roku oraz pomógł w zakwalifikowaniu się na Mistrzostwa Świata we Francji dwa lata później. Zmarł w 2001 roku w niewyjaśnionych okolicznościach. Prawdopodobnie powodem śmierci było AIDS, czego jednak nigdy nie potwierdzono.

Niestety w wielu krajach pod każdą szerokością geograficzną piłkarze dowiadują się o swojej chorobie zbyt późno by kontynuować karierę. Zarówno FIFA, UEFA jak i krajowe federacje nie wprowadzają wymogu obowiązkowych badań na obecność wirusa HIV w trakcie testów medycznych np. podczas zmiany barw klubowych. W RPA co jakiś czas kluby decydują się na taką procedurę. Wówczas niezwykle istotne jest, by z informacją o zarażaniu danego zawodnika, nie biec od razu do mediów. Kilka lat temu opinia publiczna w Anglii żyła doniesieniami o rzekomym zarażeniu wirusem HIV przez 6 piłkarzy występujących w klubach Premier League. Powodem zainfekowania miało być współżycie w niewielkich odstępach czasu z tą samą kobietą, u której wykryto wirusa. Ostatecznie sprawa ucichła.

Drogi jakimi można zarazić się wirusem HIV nie są żadną tajemnicą. Jakie zagrożenia czyhają na ludzi uprawiających sport? Przede wszystkim stopień ryzyka zależy od tego jak bardzo kontaktowa jest dana dyscyplina. Na czele klasyfikacji znajduje się boks, przed hokejem na lodzie, lacrosse, hokejem na trawie i futbolem amerykańskim. W piłce nożnej największe zagrożenie stanowią pojedynki główkowe. Statystyki uspokajają jednak największych pesymistów i potwierdzają tylko jeden przypadek zarażenia wirusem HIV w wyniki kontuzji odniesionej podczas główkowania. Sytuacja miała miejsce w 1990 roku i być może dlatego FIFA zwraca uwagę na znikome ryzyko zachorowania podczas rozgrywania meczu piłkarskiego.

Światowy Dzień AIDS obchodzony 1 grudnia od 1988 roku, powinien być tylko pretekstem do podejmowania debaty na temat zagrożeń związanych z HIV/AIDS. Z potęgi futbolu od lat korzystają światowe organizacje z UNICEFem na czele. Chęć zaangażowania w szczytne projekty wyraziły takie firmy jak Manchester United, Real Madryt czy FC Barcelona. Swoje cegiełki dokładają również FIFA i UEFA. Podczas Mundialu rozgrywanego na boiskach Republiki Południowej Afryki oraz EURO 2012 w Polsce i na Ukrainie prowadzono akcję pod hasłem „Pokaż AIDS czerwoną kartkę”. Gwiazdy światowego formatu (m.in. Michael Ballack) również nie zapominają o korzyściach płynących z wykorzystywania ich wizerunku do walki z AIDS. Firma Nike we współpracy z projektem RED zorganizowała w 2009 roku kampanię „Zasznuruj buty. Ratuj życie”, której twarzą został Didier Drogba. W Anglii sukcesem zakończyła się inicjatywa klubów z West Midlands. Aston Villa, Wolverhampton Wanderers, Birmingham City i West Bromwich Albion w grudniu 2011 roku zachęcały do robienia testów na obecność wirusa HIV. Warto odnotować, iż była to pierwsza tego typu brytyjska kampania, w którą zaangażowani byli zawodnicy i trenerzy Premier League. Skoro problem jest globalny to i podejmowane działania docierać muszą w najodleglejsze zakątki naszej planety. Futbol to coś więcej niż 22 facetów biegających za piłką przez 90 minut. Fenomenalny Eduardo Esidio jak nikt inny udowadniał, że dobranie odpowiedniej taktyki pomaga w wygraniu najważniejszego meczu. Zarówno w piłce jak i w życiu przydaje się szczęście, a temu jak mówią, trzeba pomagać