Uśmiechają się pod nosem ci, którzy wcześniej drapali się po głowie widząc krakowską Wisłę na pozycji wicelidera tabeli. Jesienią chodząc na Reymonta zastanawiałem się jak to jest, że tak słaba kadrowo drużyna potrafi pokonywać kolejnych przeciwników i okupuje ligowe podium. Wiadomo – to nie siła zespołu, a słaby poziom ligi, kilku kreatywnych pomocników plus trener z nosem do piłki „robili Wiśle punkty”, ale na Boga, przecież nawet na Ekstraklasę to powinno być za mało! I jednak cudów nie ma, jednak to jest za mało.
Nadeszła wiosna i ciężkie czasy. Wisła gra tak dramatycznie, że oglądanie jej meczów podchodzi pod masochizm. Zawodnicy zakontraktowani przez Bednarza dzielą się na dwie grupy: pierwsi w ogóle nie umieją grać w piłkę i gdyby wymienić ich na dowolnych kopaczy z drugiej lub trzeciej ligi, nikt nie zauważyłby różnicy. O kogo konkretnie chodzi? O prawie wszystkich obrońców, o młodego zawodnika z numerem 34, który dziś starał się być defensywnym pomocnikiem i kilku jokerów, na czele z Sarkim, którego repertuar zagrań można streścić tak: kopnięcie piłki wzdłuż linii bocznej, pościg za nią i – jeżeli się uda – wstrzelenie w pole karne. Puste pole karne, o czym świadczy okrągłe zero na liście asyst Nigeryjczyka.
Druga grupa zawodników, której przewodniczą Głowacki, Garguła i bracia Brożkowie to ekipa, która udowodniła swoje umiejętności wiele lat temu, a dziś postanawia raczej dostosować się do reszty, zamiast pociągnąć ją w górę. Jest jeszcze Stilić, który nie ma z kim grać i pewnie zastanawia się czy nie lepiej było pozostać w Turcji i kasować kolejne wypłaty w zamian za siedzenie na ławce.
Smutna prawda jest taka, że na wyjazdach „Biała Gwiazda” to drużyna cyrkowa, która w poniedziałek potrafi strzelić sobie trzy bramki w pięć minut, a w sobotę przegrywa z Widzewem, czyli składem węgla i papy. W Łodzi zawodników zatrudnia się po omacku, a szansę na angaż w zespole mają nawet przybysze z drugiej ligi maltańskiej. Mowa oczywiście o Okachim, który dzięki naszej lidze nie dość, że przeżywa przygodę życia, to jeszcze co kilka tygodni cieszy się z wygranej. Na przykład z trzynastokrotnym Mistrzem Polski.
Szkoda linijek na dalsze pisanie. Gdyby sezon zaczynał się wiosną, Wisła i Górnik byliby murowanymi kandydatami do spadku.
/Maciek Jarosz/