William Ralph Dean – kibicom angielskiego futbolu znany jako Dixie Dean – był właścicielem strzeleckiego rekordu, który prawdopodobnie nigdy nie zostanie pobity i który daje mu stałe miejsce w historii angielskiej piłki ligowej. W zaledwie 39 meczach sezonu 1927/28 strzelił w barwach Evertonu 60 bramek. Wyczyn supersnajpera „The Toffees”, który w trakcie całej swojej piłkarskiej kariery zaliczył 379 ligowych trafień, pozostaje tym bardziej imponujący, że został osiągnięty w niecałe dwa lata po tym, jak Dixie uległ wypadkowi, po którym lekarze nie dawali mu szans na powrót na boisko. Nie po raz pierwszy w swojej karierze napastnik Evertonu udowodnił jednak, że jest niesamowicie twardym, nieustępliwym człowiekiem, który potrafi się podnieść po każdej niemal kontuzji. Na przełomie lat 20-tych i 30-tych Dixie Dean niemal w pojedynkę poprowadził Everton do dwóch tytułów mistrzowskich, a także zdobył z drużyną Puchar Anglii. Dixie był najlepszym środkowym napastnikiem w historii – powiedział o nim Bill Shankly, legendarny menadżer Liverpoolu – jego miejsce jest pośród największych, jak Beethoven, Szekspir i Rembrandt.
Urodzony 22 stycznia 1907 roku William Dean wychowywał się w Birkenhead, nad rzeką Mersey. Od najmłodszych lat – a dokładniej od momentu, w którym ojciec zabrał go na Goodison Park w sezonie 1914/15, w którym „The Toffees” wygrali Mistrzostwo Anglii – był kibicem Evertonu. Swoje pierwsze futbolowe szlify zdobywał jednak w drużynie Tranmere Rovers, w której zadebiutował w wieku 16 lat. Podczas meczu rezerw z drużyną Altrincham nabawił się poważnej kontuzji. Kopnięty w krocze przez jednego z obrońców drużyny przeciwnej – celowo, jak utrzymywał poszkodowany – stracił w wyniku niesportowego zagrania jądro (podobno do kolegi, który próbował rozmasować kontuzję, krzyknął: nie masuj ich, tylko je przelicz). Powrócił jednak na boisko, szybko wracając do wysokiej formy. Nastolatek, który w 30 meczach w barwach Rovers zdobył 27 bramek, musiał prędzej, czy później przyciągnąć uwagę większych klubów. Tak też się stało. O młodego napastnika zaczęły się starać kluby pierwszoligowe, m.in. Arsenal i Newcastle. Dixie wybrał jednak Everton, klub któremu kibicował zarówno jego ojciec, jak i on sam.
Dean trafił na Goodison Park za 3000 funtów i od razu zabrał się za strzelanie goli. W swoim pierwszym pełnym sezonie w First Division osiemnastoletni snajper zdobył 32 bramki. Jego przygoda z piłką na najwyższym poziomie omal nie zakończyła się, tak szybko, jak się zaczęła. Latem 1926 roku Dixie Dean uległ wypadkowi motocyklowemu. Ze złamaną szczęką i pękniętą czaszką trafił do szpitala. Lekarze, pod opiekę których trafił, początkowo obawiali się, że obrażenia mogą być śmiertelne. Dean przeszedł kilkanaście zabiegów chirurgicznych, podczas których jego czaszkę załatano za pomocą metalowych płyt i wkrętów. Personel medyczny był pewny – Dixie już nigdy nie wybiegnie na boisko. Jednak młody piłkarz po raz kolejny udowodnił, że jest człowiekiem wyjątkowo odpornym na urazy. Niespełna 15 tygodni po wypadku powrócił na boisko i w swoim pierwszym meczu strzelił bramkę po uderzeniu futbolówki głową.
Głowa Dixie Deana była jego najgroźniejszym orężem na boisku. Choć potrafił posłać piłkę do siatki obiema nogami, najwięcej bramek strzelał właśnie po uderzeniach głową. Przy swoich 178 centymetrach wzrostu był niesamowicie skoczny (potrafił podobno z miejsca wskoczyć na stół bilardowy) i silny, co ułatwiało mu walkę z lepiej zbudowanymi obrońcami. „Główki” trenował od najmłodszych lat, do znudzenia wrzucając piłkę na pochyły dach rodzinnego domu, uderzając ją następnie w kierunku narysowanej na ścianie bramki. Sztukę posyłania piłki do siatki uderzeniami głową opanował do tego stopnia, że aż 40 z 60 rekordowych trafień sezonu 1927/28 zaliczył właśnie w ten sposób.
21-letni napastnik sezon 1927/28 zaczął z wysokiego „C”, trafiając do siatki w pierwszych dziewięciu spotkaniach ligowych, włączając w to wszystkie pięć goli w wygranym 5:2 spotkaniu z Manchesterem United. Do Bożego Narodzenia miał już 30 bramek, trafienia numer 41,42 i 43 zaliczył na Anfield w zremisowanym 3:3 spotkaniu z Liverpoolem. Wydawało się, że pobicie rekordu George’a Camsella, napastnika Middlesbrough, który sezon wcześniej został królem strzelców z 59 bramkami, będzie dla Deana formalnością. Licznik zaciął się jednak na liczbie 43 i w kolejnych 4 spotkaniach piłkarz Evertonu nie potrafił posłać piłki do siatki rywali. Na dziewięć meczów przed końcem sezonu Deanowi do złamania rekordu Camsella brakowało 17 bramek. Supersnajper wyregulował celownik, ładując piłkę do siatek rywali raz za razem. Kiedy w ostatnim meczu rozgrywek „The Toffees” spotkali się na Highbury z Arsenalem, Dean do pobicia rekordu potrzebował hat-tricka. Tam, gdzie inni piłkarze ugięliby się pod presją, zawodnik Evertonu po raz kolejny pokazał swój strzelecki talent, w pierwszych pięciu minutach meczu zaliczając dwa trafienia – jedno po strzale głową, drugie z jedenastu metrów. Na pięć minut przed końcem spotkania Dean głową wpakował piłkę do bramki Arsenalu, zbierając po końcowym gwizdku brawa od kibiców „The Gunners”. Piłkarze Evertonu zdobyli tytuł Mistrzów Anglii, a Dixie Dean ze swoimi 60 golami w jednym sezonie ustanowił strzelecki rekord, który przetrwa pewnie kolejne dekady.
Młody napastnik Evertonu stał się niezwykle popularny, nie tylko w Anglii, ale także poza granicami swojej ojczyzny. Salon figur woskowych Madame Tussauds przygotował jego podobiznę, słynny amerykański baseballista, Babe Ruth, spotkał się z Deanem podczas swojej wizyty na Wyspach. Wojskowe raporty z II Wojny Światowej wspominają włoskiego jeńca, który, zatrzymany przez Brytyjczyków, wykrzyknął: Fuck your Winston Churchill and fuck your Dixie Dean. Popisy Deana na boisku sprawiły, że dla Evertonu stał się wręcz bezcenny. Klub z Liverpoolu odrzucał wszelkie oferty transferowe. Zarząd powiedział „nie” nawet wtedy, kiedy Arsenal przesłał czek in blanco. Szokującym wydaje się fakt, że tak skuteczny napastnik zaledwie 16 razy wystąpił w reprezentacji Anglii. W tych 16 meczach zdołał strzelić aż 18 bramek.
O tym, jak ważny był Dean dla „The Toffees” może świadczyć fakt, że kiedy kontuzja wyeliminowała go ze znacznej części rozgrywek sezonu 1929/30, Everton spadł do drugiej ligi. Dixie mimo to pozostał w klubie i już rok później jego drużyna wróciła do First Division, a w kolejnym sezonie piłkarze z Goodison Park ponownie wygrali tytuł Mistrzów Anglii. Dixie, z 45 trafieniami, po raz kolejny został najlepszym strzelcem klubu. Rok później Everton dotarł do finału rozgrywek o Puchar Anglii, a Dean trafiał do siatki w każdej (poza półfinałem) rundzie. Mecz finałowy, rozegrany 29 kwietnia 1933 roku na Wembley, był pierwszym spotkaniem pucharowym na Wyspach, w którym zawodnicy przywdziali numerowane koszulki. Piłkarze Evertonu oznaczeni zostali numerami od 1 do 11, zaś ich przeciwnicy – drużyna Manchesteru City – numerami od 12 do 22. Dean stał się w ten sposób pierwszym piłkarzem w historii, który wybiegł na murawę „Świątyni Futbolu” z „dziewiątką” na plecach – z perspektywy czasu szczegół ten wydaje się być dość interesujący, wszak z tym numerem grali później najwięksi napastnicy, jacy kiedykolwiek kopali piłkę na Wyspach. Dean trafił oczywiście także w meczu finałowym, a Everton zdobył Puchar Anglii, pokonując City 3:0.
Dixie Dean rozegrał w niebieskich barwach jeszcze pięć sezonów, w każdym z nich popisując się swoimi strzeleckimi umiejętnościami. W 1938 roku, po rozegraniu 447 spotkań i strzeleniu 395 goli, opuścił Goodison Park, i przeniósł się do Notts County, gdzie występował przez jeden sezon. Następnie trafił do Irlandii, gdzie reprezentował barwy Sligo Rovers. Dean pomógł irlandzkiemu klubowi dotrzeć do finału Pucharu Irlandii, który Rovers przegrali (medal, który otrzymał Dean za zajęcie drugiego miejsca w rozgrywkach, został skradziony z jego pokoju hotelowego. Kiedy prawie 40 lat później piłkarz udał się do Irlandii, by zobaczyć jego były klub w finale krajowego Pucharu, do jego pokoju dostarczono przesyłkę zawierającą ów medal). Przygoda Deana z profesjonalnym futbolem zakończyła się wraz z wybuchem II Wojny Światowej.
Dixie Dean w swojej karierze zdobył łącznie 425 bramek. 379 ligowych trafień daje mu drugie miejsce pośród najlepszych snajperów angielskiej ligi (za Arthurem Rowley, który zdobył 433 ligowe bramki), a 310 trafień w First Division to trzeci, po Jimmym Greavesie (357) i Stevie Bloomerze (317), wynik w najwyższej angielskiej klasie rozgrywkowej. Ktoś mógłby powiedzieć, że w czasach Deana łatwiej było o bramki, ze wyniki były wyższe, a napastnicy, tacy jak Dixie, czy George Camsell, seriami pakowali piłki do siatek. Warto jednak pamiętać, w jak trudnych warunkach operowali w pierwszych dekadach XX wieku piłkarze. Wślizgi obrońców, które dziś uznane byłyby pewnie nie tyle za złamanie przepisów, ile za napaść, sznurowane rzemieniem skórzane piłki, które po nasiąknięciu wodą były twarde jak kamień (a rzemień często głęboko rozcinał skórę na czole główkującego piłkarza), brak obiektów treningowych, boiska, które na kilka miesięcy w roku zamieniały się w bagna i zarobki, które zmuszały zawodników do podjęcia pracy po zakończeniu kariery. Tym bardziej piłkarzom pokroju Dixie Deana należy się uznanie, pamięć i szacunek dla ich osiągnięć.
Odejście Dixie Deana z Evertonu w 1938 roku było szokiem, nie tylko dla jego kolegów, ale i dla całego Liverpoolu. Najwybitniejszy zawodnik w historii klubu opuścił Goodison Park bez oficjalnego pożegnania, nawet koledzy z drużyny nie zostali poinformowani o jego odejściu. Kilkadziesiąt lat później zarząd „The Toffees”choć częściowo wynagrodził byłemu zawodnikowi niewłaściwe potraktowanie, organizując pokazowy mecz, z którego dochód został przeznaczony na pomoc finansową dla zasłużonego piłkarza. Dean otrzymał od Evertonu 100 000 funtów, które pozwoliły mu cieszyć się zasłużoną emeryturą. Emerytowany piłkarz pozostał wiernym kibicem klubu i odwiedzał Goodison Park, kiedy tylko pozwalało mu na to zdrowie. 1 marca 1980 roku, po obejrzeniu derbów Liverpoolu rozegranych na Goodison Park, 73-letni Dixie Dean doznał ataku serca. Pomimo przeprowadzonej reanimacji zmarł na stadionie swojego ukochanego klubu. W 2000 roku prezes klubu, Bill Kenwright, podjął kroki mające na celu upamiętnienie wielkiej gwiazdy Evertonu i w 2001 roku, dzięki jego zabiegom, przed stadionem Goodison Park stanął brązowy pomnik Dixie Deana. Footballer, Gentleman, Evertonian – to krótka iskrypcja na cokole pomnika poświęconego jednemu z najlepszych napastników w historii angielskiej piłki nożnej.
/Jakub Budny/