„Łysy z UEFA” wydał werdykt. Lech jedzie do Sarajewa, Jagiellonia na wymarzoną Litwę, a Śląsk do Słowenii. Legia jeszcze nie wie, gdzie jedzie, ale, patrząc po losowaniu, mogą już się chyba zastanawiać nad rywalem w kolejnej rundzie. Może jednak zdarzyć się wpadka. Nieraz już tak bywało… Jesień w pucharach bez kalendarzowej jesieni? Normalka. Słynne „eurowpierdole”? Na pewno jakieś będą. Zachęcamy do przypomnienia sobie tych najbardziej dotkliwych:
sezon 2014/15
3. runda eliminacji do LE
Lech Poznań – Stjarnan 0:1 (0:1, 0:0)
Drugi rok z rzędu (po wpadce z Żalgirisem) Lech odpada z Ligi Europy w kompromitujących okolicznościach. Półamatorzy z Islandii, znani jedynie z fajnych „cieszynek”, mieli być tylko spacerkiem dla poznaniaków. No właśnie, mieli. W pierwszym meczu na odległej wyspie poznańska lokomotywa doznała bolesnej porażki… Tak samo jak parę tygodni wcześniej w Estonii. Tym razem jednak strat nie udało się odrobić. Bezbramkowy remis i wielkie rozgoryczenie kibiców. Chociaż kto wie – być może właśnie wtedy Lech zrobił milowy krok w kierunku Mistrzostwa Polski. Ta porażka przelała czarę goryczy, zakończyła się zwolnieniem Rumaka i zatrudnieniem Skorży…
sezon 2013/14
3. runda eliminacji do LE
Lech Poznań – Żalgiris Wilno 2:2 (0:1, 2:1)
Dokładnie rok wstecz, na tym samym etapie, co i w zeszłym roku, Lech również się skompromitował. „Kompromitacja” i „Rumak” – te dwa wyrazy przylgnęły do siebie i stały się sobie bliższe niż zęby i dziąsła. Przecież Biliński w Polsce był tak często wyśmiewany i opluwany – że może i strzela, ale w niepoważnej lidze, w niepoważnym klubie. Może to i fakt, ale jest to klub niemniej poważny jak Lech Poznań. A nawet rzekłbym – dużo bardziej poważny. Dla Kolejorza miała to być gładka przeprawa do kolejnej rundy. Niestety, po raz kolejny słowem-klucz jest wyraz miała. Poznaniacy w Wilnie się skompromitowali. W Poznaniu w sumie też, bowiem litewski cham wcale nie zamierzał przed polskim panem klęknąć i do 89. minuty prowadził. W końcówce Lech wbił dwa gole. Tyle, że były one już totalnie bez znaczenia…
sezon 2012/13
3. runda eliminacji do LM
Śląsk Wrocław – Helsingborg 1:6 (0:3, 1:3)
Ten „eurowpierdol” jest troszkę inny od reszty, bowiem trzeba przyznać, że Helsingborg jest ekipą wyższej półki, niż wcześniej wspomniani przebierańcy, a wówczas w jego szeregach występował choćby późniejszy bombardier Heerenveen, Alfred Finbogasson. Ja jednak wychodzę z założenia, że powinniśmy się szanować i taka porażka, otrzymana przez polskiego reprezentanta w Lidze Mistrzów to wstyd. Śląsk, wówczas mistrz Polski, najpierw przemęczył się z klubem zwanym Budućnost Podgorica, by potem złapać dwa srogie „eurowpierdole” – najpierw właśnie od Szwedów, a później od Hannoveru (10:4 w dwumeczu!). Marzenia zostały pogrzebane już we Wrocławiu – 3:0. W Szwecji to była już tylko agonia. No, niby Diaz strzelił na 1:0, ale potem oglądaliśmy popis Soruna, który skończył mecz z hat-trickiem. Chcesz sobie postrzelać? Masz do wyboru dwie opcje: pójście na strzelnicę, lub zagadanie do „Łysego”, żeby wylosował ci Śląsk.
sezon 2011/12
1. runda eliminacji do LE
Jagiellonia Białystok – Irtysz Pawłodar 1:2 (1:0, 0:2)
Irtysz Pawłodar. Klasyk. Kazachskie no-name’y wyrzucające za burtę Probierza i spółkę. Świetna przestroga dla fanów Jagi. Wtedy sezon również był bardzo udany, a do pucharów wszyscy podchodzili z optymizmem. Wychodzę jednak z założenia, że człowiek uczy się na błędach i tym razem Jagiellonia uniknie historycznej wpadki. Symptomy słabej formy było widać już w pierwszym meczu – Jaga, grając prawie godzinę w przewadze, męczyła bułę z Kazachami, ostatecznie wygrywając po trafieniu Frankowskiego z końcówki meczu. W Pawłodarze taryfy ulgowej nie było. Dwie bramki jeszcze przed przerwą i blamaż stał się faktem. Dzisiejsza Jaga znacznie się jednak różni od tamtej – obecnie jest to głównie polska mieszanka młodości z doświadczeniem, a ewentualni obcokrajowcy wnoszą do zespołu dużą jakość (Dzalamidze, Tarasovs). Wówczas ta drużyna była po prostu oparta na „z dupy wziętych” cudzoziemcach… To nie miało prawa się udać.
sezon 2010/11
3.runda eliminacji do LE
Wisła Kraków – Karabach Agdam 2:4 (0:1, 2:3)
Bach, bach, Kara-bach! Wielki pogromca polskich zespołów, definicja „eurowpierdoli”. Piasta jednak do tego smutnego grona doświadczonych przez najsroższe wpadki zaliczyć nie można, bowiem i Piast jest słabszy niż ta wielka Wisła i Karabach wtedy był już silniejszy. Ale w 2010 roku?! Toż to była wpadka tysiąclecia… A nie czekaj, była jeszcze Levadia, więc nie… No dobra, ale wpadka roku na pewno. Najpierw przegrany mecz na Suchych Stawach, który był… wpadką. Ale to było cały czas do odrobienia – przecież to tylko 1:0 z jakimiś Azerami. W rewanżu pobłażania jednak nie było. 3:0 do przerwy i dramatyczne zakończenie przygody Wisły z pucharami.
sezon 2009/10
2.runda eliminacji do LM
Wisła Kraków – Levadia Tallin 1:2 (1:1, 0:1)
Maciej Skorża po zdobyciu drugiego z rzędu mistrzostwa przygotowywał się do batalii o Ligę Mistrzów. Była na to szansa, mogłoby się wydawać. Zanim jednak wojnę rozpoczął, już został zmasakrowany. Porażka z takim klubem jak Levadia uwłaczałaby dobremu imieniu trenera każdego mistrza Polski. Nawet jeśli byłaby nim Termalica Nieciecza. Co ciekawe, w tym samym roku, do Ligi Mistrzów awansował Debreczyn. Gdyby nie kompromitacja na tak wczesnym etapie rozgrywek, Biała Gwiazda, miałaby ogromną szansę na wejście do piłkarskiego raju. Debreczyn i Lewski Sofia rywalami z najwyższej półki nie są, a to właśnie oni czekali na Wisłę w pucharowej drabince. No, ale jeśli przegrywasz z Levadią, to raczej na Champions League nie zasługujesz. Proste, nie?
2007/08
2. runda Pucharu Intertoto
Legia Warszawa – Vetra Wilno 0:3 (walkower)
Ten „dwumecz” jest również nieco inny od reszty, bowiem trwał zaledwie 45 minut. Tyle jednak wystarczyło. Legia skompromitowała samą siebie sportowo, przegrywając do przerwy dwoma bramkami z tak kiepskim klubem. Ponadto, jej kibice skompromitowali, poza samymi sobą, również Legię, a także Polskę. Po haniebnym meczu w Wilnie dla Legii posypały się srogie kary. Warszawianie bardzo dużo stracili wizerunkowo, nie wspominając już po raz kolejny o blamażu sportowym. Poziom, zarówno „piłkarzy”, jak i „kibiców”, można podsumować chyba tylko jedynie okładką „Faktu” z 10 czerwca 2006 roku…