Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. We Wrocławiu wiedzą o tym doskonale

Kto zdecydował się obejrzeć mecz Śląska Wrocław z Lechem Poznań, na pewno nie uważa wczorajszego wieczoru za stracony. Głównie za sprawą podopiecznych Jana Urbana, którzy już w pierwszej połowie objęli dwubramkowe prowadzenie, a później umiejętnie kontrolowali sytuację na boisku. Pokonali lidera LOTTO Ekstraklasy na dużym luzie. Można było wręcz odnieść wrażenie, że to piłkarze Górnika Łęczna lub Podbeskidzia przebrali się w biało-niebieskie trykoty. Ale nic takiego nie miało miejsca – to był prawdziwy Lech, który zebrał tęgie lanie. „Kolejorz” był już czwartą ekipą, która stolicę Dolnego Śląska opuszcza z pustymi rękoma. To świetny rezultat, jeśli weźmiemy pod uwagę, że dla Śląska był to piąty mecz przed własną publicznością. 

Wyjazd do Wrocławia nie wiąże się z niczym miłym. Na razie tylko jedna trzecia ligowej stawki może potwierdzić te słowa, ale nie są to drużyny przypadkowe. Na stadionie Śląska poległy już Lechia, Legia i Lech. Dużo można mówić o problemach w każdym z tych zespołów. Warto jednak pamiętać, że są to drużyny, które do samego końca poprzedniego sezonu walczyły wraz z Jagiellonią o mistrzostwo. Z „Jagą” wrocławianie mierzyli się na wyjeździe i zremisowali 1:1. Z której strony byśmy nie patrzyli, Śląsk punktuje aż miło. W czterech starciach z drużynami z zeszłorocznej ścisłej czołówki zdobył aż dziesięć punktów.

Czy coś wskazywało na taką kolej rzeczy? Można silić się na szukanie zalążka dobrej serii już w końcowej fazie poprzedniego sezonu. Śląsk faktycznie wygrał w przekonujący sposób trzy ostatnie mecze na własnym obiekcie, ale:

1) drużyna Jana Urbana walczyła w grupie spadkowej. Nie było mowy wówczas o rywalach pokroju Lecha czy Legii. Zamiast tego był na przykład pogrążony w kryzysie Ruch Chorzów, którego grzechem było nie wypunktować;

2) to był zupełnie inny Śląsk. We wczorajszym meczu z Lechem ofensywny kwartet tworzyli Robak, Piech, Kosecki i Pich. Trzech piłkarzy wymienionych na początku zasiliło szeregi Śląska w ostatnim oknie transferowym.

Takie rozważania nie mają raczej większego sensu. Śląsk zmienił się przez ostatnie miesiące nie do poznania, a co najważniejsze, jest to zmiana na lepsze. Zaledwie minuty zabrakło, by podopieczni Jana Urbana mieli na swoim koncie komplet punktów po pięciu meczach rozegranych przed własną publicznością. W meczu z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza Jakub Wrąbel musiał wyciągnąć piłkę z siatki w piątej minucie doliczonego czasu gry…

O tamtej sytuacji nikt już we Wrocławiu nie pamięta. Kolejne zwycięstwa nad groźnymi przeciwnikami pozwoliły wymazać ją z pamięci. We Wrocławiu „Twierdzę” otwarto już dwa lata temu. Nie była to jednak nazwa nadana stadionowi, lecz jedynie sklepowi otwartemu przez kibiców. Dziś śmiało już można powiedzieć, że Wrocław posiada dwie twierdze.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka
+ do 400 zł bonusu!

Komentarze

komentarzy