Wyprzedaż Jagiellonii. Dobry biznes czy krótkowzroczność?

Jagiellonia Białystok po raz kolejny sprzedaje swoje największe gwiazdy. Tym razem wybór padł na Patryka Tuszyńskiego i Nikę Dzalamidze, a więc dwóch facetów, którzy pociągnęli klub do historycznego miejsca na pudle, zawodników, którzy wyróżniali się na tle całej ligi, którzy mieli w sobie coś, co pozwalało wierzyć, że białostoczanie powalczą o coś więcej i że znów będą bić się w Europie. 

Tymczasem włodarze Jagiellonii postanowili zrobić ryzykowny krok i sprzedali obu piłkarzy za 1,5 miliona euro. W wypadku polskich klubów taka transakcja ma jak zwykle całą masę plusów i minusów. Pytanie tylko czy bilans zysków i strat wyniesie zero. Jak zwykle każdy kij ma dwa końce i trudno jednoznacznie stwierdzić, czy przeprowadzka obu panów do Turcji wyjdzie im i klubowi z Podlasia na dobre. Czas pokaże!

++++++++++++++++++++++++++++++++++
Zacznijmy od zalet takiego stanu rzeczy. Przede wszystkim Jagiellonia otrzyma gotówkę i to całkiem niezłą, jak na polskie warunki. Turcy zapłacą w przeliczeniu na złotówki sześć milionów. To 1/3 budżetu klubu z ubiegłego roku, a połowa budżetu choćby Podbeskidzia. Lepiej więc zapewnić sobie spokojny rok i nie przejmować się żadnymi zawirowaniami na rynku. To tym większy komfort, że przecież nie udało się zajść zbyt daleko w europejskich pucharach, a zespół nie sponsoruje żaden potentat czy spółka państwowa. Jagiellonia może zainwestować te pieniądze w zakup nowych zawodników – być może lepszych od wspomnianej dwójki. Za 1,5 miliona euro można poszaleć i ściągnąć naprawdę dobrych graczy. Za milion euro Bordeaux kupiło Ludovica Obraniaka, a nieco więcej musiała dać Catania za Michała Chrapka. To pokazuje, że za taką kwotę można już kupić nie tylko młodych i perspektywicznych, ale popatrzeć nieco bardziej w stronę uznanych nazwisk. Ewentualnie można znowu za grosze wyłowić jakiś wyróżniających się piłkarzy ze słabszych klubów, słabszych lig i sprzedać ich z zyskiem. Za Dzalamidze zapłacono przecież 25 tysięcy euro, teraz odejdzie za 500 tys. – łatwo więc policzyć ile zarobili żółto-czerwoni. Tuszyński natomiast to w ogóle ciekawa historia, bo trafił on w ramach wymiany za Adama Dźwigałę.

Poza tym dochodzi jeszcze świetny czas tego transferu. Trzecie miejsce w lidze, występy w Lidze Europy, świetny sezon – kiedy jak nie teraz wziąć za polskiego napastnika okrąglutki milion.

Pomińmy jednak względy ekonomiczne, a popatrzmy bardziej w stronę aspektów czysto sportowych. Czy naprawdę warto było trzymać napastnika, który miał już 25 lat i do tej pory tylko jeden sezon naprawdę udany – z dorobkiem ponad dziesięciu bramek? Biorąc pod uwagę, że Jaga nie jest topowym polskim klubem trzeba wliczyć w koszty, że mogą jej się przytrafić wahania formy – być może nawet ten sezon mógłby być dużo gorszy, bo przecież wszyscy zawodnicy otrzymali jedynie tydzień wolnego, sprzedano ostoję defensywy, Michała Pazdana, a rywale wiedzą już jak wyłączyć największe atuty „Żubrów”. Dzalamidze miewał słabsze mecze w ubiegłej edycji rozgrywek, bo przeciwnicy wiedzieli już jak go kryć. Do tego dochodzi jeszcze podatność Gruzina na kontuzje – no dobra, może to nie jest szklanka, ale jednak miał kilka urazów na czele z zerwaniem więzadeł krzyżowych. To paskudny pech, który lubi wracać i popsuł już dużo karier piłkarskich.

———————————————————–

W związku z wyprzedażą w Białymstoku istnieje też dużo kontrowersji i chyba już dziś można z czystym sumieniem stwierdzić, że taki ruch będzie kosztował Michała Probierza dużo nerwów. Na razie trener Żubrów nabrał wody w usta, z pewnością nie może też podcinać skrzydeł innym graczom, ale nie oszukujmy się – sprzedaż dwóch kluczowych piłkarzy ofensywnych to spory cios, a przecież wcześniej odszedł jeszcze Pazdan. No i nie ma co ukrywać – prędzej czy później zemści się to na Jagiellonii, bo trudno przypuszczać, że zarząd ściągnie nagle kilku nowych zawodników, którzy już teraz będą decydować o obliczu zespołu. Jest Sekulski, z pewnością jest też kilku młodych, gniewnych, ale to nie są ligowi wyjadacze, którzy nie pękają fizycznie i psychicznie w kluczowych momentach. Nie tak łatwo znaleźć gościa, który będzie ładował kilkanaście bramek w lidze, albo taki, który ma dużo asyst pierwszego i drugiego stopnia. Jagiellonia miała dużo szczęścia (i może odrobinę rozumu) trafiając na tych gości po okazyjnej cenie, bo z reguły zawodnicy o takim potencjale, w takim wieku i z takimi umiejętnościami kosztują dużo więcej.

Tym bardziej szkoda, bo z tymi dwoma „Turkami” można było zagrać o coś więcej – może nawet o mistrzostwo, a przede wszystkim budować drużynę na puchary. Doświadczenie jakieś już ten zespół ma, więc mógł zrobić jeszcze krok do przodu i przy okazji nie odpaść w lipcu.

Poza tym to co zrobiła Jaga to działanie krótkowzroczne, bo może i zarobi trochę na tych transferach, ale w dłuższej perspektywie pojawia się pytanie? Czy warto było osłabiać zespół za 1,5 miliona euro? Czy to naprawdę tak niezbędna kwota do funkcjonowania klubu? Czy czasami klub sam nie zsyła się trochę do gorszej półki? Teraz być może działacze cieszą się, że sejfy nie świecą pustkami, ale co będzie za rok? Może za bardzo wierzymy, że Jagiellonia to polskie FC Porto, a w rzeczywistości ciągła wyprzedaż odbije się czkawką.

Przy okazji przyjrzyjmy się jeszcze najdroższym transakcjom Jagiellonii w ostatnich latach:
1. Grzegorz Sandomierski -> Genk (1,9 mln euro)
2. Maciej Makuszewski -> Terek Grozny (1 mln euro)
2. Patryk Tuszyński -> Rizespor (1 mln euro)
4. Kamil Grosicki -> Sivaspor (900 tys. euro)
5. Michał Pazdan -> Legia (700 tys. euro)
6. Dani Quintana -> Al-Alhi (500 tys. euro)
7. Nika Dzalamidze -> Rizespor (500 tys. euro)
8. Thiago Cionek -> Padova (400 tys. euro)
9. Tomasz Kupisz -> Chievo (320 tys. euro)
10. Bruno -> Polonia Warszawa (250 tys. euro)
10. Adam Dźwigała -> Lechia Gdańsk (250 tys. euro + Patryk Tuszyński)

Jest jeszcze kilka innych transferów, których na szczęście nie zweryfikowaliśmy. Dlaczego na szczęście? Bo natknęliśmy się na informacje jakoby Robert Szczot miał odejść z Jagiellonii do Górnika za ponad 400 tysięcy euro. Gdyby ta informacja okazała się prawdziwa, prawdopodobnie liczba zawałów wzrosłaby w naszym kraju o kilkanaście procent…

A tak całkiem serio – szacunek Jagiellonii się jak najbardziej należy, bo pokazała, że mniejszy klub też może umiejętnie promować zawodników i sprzedawać ich za granicę. Dzięki temu klub z Podlasia ma dziś grono utalentowanej młodzieży, trzecie miejsce w lidze i co najważniejsze stabilny budżet. Być może musi robić transfery też po to, by nie robić kominów płacowych, a wiadomo było, że Tuszyński i Dzalamidze pewnie wkrótce upomną się o większą pensję. Ich działania są więc zrozumiałe, choć z drugiej strony wyprzedając ciągle najzdolniejszych piłkarzy żaden polski zespół nie zrobi furory za granicą, a poszczególne kluby nigdy nie wzniosą się na wyższy poziom.

Komentarze

komentarzy