Z 0:2 na 3:2. Trener wpuścił sam siebie i… zdobył hat-tricka

Grający trener to instytucja dość powszechna i praktykowana na najwyższym poziomie na przestrzeni dekad w XX wieku, obecnie raczej zapominana. Czasem zdarzy się, że doświadczony zawodnik przejmuje stery drużyny na krótki okres (np. Giggs), zwykle na czas poszukiwania kogoś na stałe. Zdecydowanie częściej z takimi wyjątkami możemy się jeszcze spotkać na niższych poziomach rozgrywkowych, a dowodzi temu m.in. ta ciekawa historia – prosto z Chorwacji.

W czwartoligowym pojedynku NK Slavonija przegrywał po pierwszej połowie 2:0 z NK Tomislav. W przerwie meczu wściekły trener drużyny, 36-letni Goran Uzelac, motywował swoich zawodników, by się jeszcze nie poddawali. Kiedy to nie poskutkowało, postanowił dać im dodatkowego „kopa”, dokonując zmiany i samemu meldując się na placu gry w 56. minucie.

Były pomocnik, a obecnie trener, misję wsparcia swoich zawodników potraktował bardzo poważnie, zdobywając trzy bramki, zapewniając tym samym zwycięstwo i fantastyczny comeback. Na bramkę kontaktową potrzebował jedynie pięciu minut, wyrównał w ’72, a w ’83 dopełnił dzieła. Co miał do powiedzenia po niesamowitym spotkaniu?

– Gdyby ktoś oferował nam punkt zawodnicy wzięliby go bez myślenia, co więc mogę powiedzieć po takim meczu? Zapowiadałem już wcześniej, że będziemy konkurencyjni w tej lidze i właśnie to pokazaliśmy. Pokazaliśmy również charakter, nie poddaliśmy się przegrywając 2:0, próbowaliśmy odwrócić losy meczu i to się udało. Gratuluję moim chłopcom świetnego meczu, walczyliśmy i wygraliśmy, to dużo dla nas znaczy w kontekście całego sezonu – podsumował spotkanie bohaterski trener.

Jak się okazuje, szczęściu być może pomogła aura, gdyż w drugiej połowie zaczęło mocno padać. Trener NK Tomislav, Davor Rudec, wspomniał o tym aspekcie, ale szczerze pogratulował zwycięstwa rywalom. – W pierwszej połowie graliśmy świetnie i prowadziliśmy 2:0. W drugiej połowie, kiedy zaczęło padać strzelili trzy gole, ale gratuluję im w pełni zasłużonego zwycięstwa.

Często bywa tak, że trenerzy niegdyś nieźle kopiący piłkę, widząc swoich podopiecznych mają ochotę sami wbiec na murawę i pokazać im jak się gra. Tak było m.in. w przypadku Roya Keana, który dekadę temu męczył się oglądając pomocników Sunderlandu pod swoimi skrzydłami. Uzelac miał możliwość zagrania i wyszło lepiej niż dobrze. Niektórzy żartują, że był jedynym zawodnikiem, który rozumiał koncepcję trenera. Być może jest to jakiś pomysł dla polskich drużyn? Nawet w Ekstraklasie jest na pewno jedna, której przydałby się taki ktoś…

Zakład bez ryzyka w Fortunie. Możesz wejść i odebrać go właśnie w tym momencie

Komentarze

komentarzy