Zagraj to jeszcze raz, Lewy!

Dzisiejszy rewanż w ćwierćfinale Ligi Mistrzów nie ma wiele wspólnego ze słynnym „Zagraj to jeszcze raz, Sam”. Może poza tym, że aby awansować do półfinału, Lewandowski i reszta muszą zagrać tak, jak swoje filmy reżyserował Woody Allen. Jednak nawet powtórzenie wielkiego wyczynu, jakim były cztery bramki strzelone „Królewskim” w półfinale Champions League i zwycięstwo 4:1 nie wystarczą do tego, by przejść drużynę Carlo Ancelottiego. To pokazuje, że nawet zadanie z Mission: Impassible to pestka przy tym, czego muszą dokonać dzisiejszego wieczoru na Signal Iduna Park żółto-czarni.

Oczy całego świata skierowane są w stronę polskiego napastnika. Wielki nieobecny pierwszego starcia na Santiago Bernabeu był według wielu ekspertów główną przyczyną tak dotkliwej porażki i w efekcie minimalnych szans dortmundczyków na awans. Kibicom BVB pozostaje gdybanie – czy z Lewandowskim w składzie Borussia strzeliłaby chociaż jedną bramkę w stolicy Hiszpanii, tak upragnioną przez Jurgena Kloppa i dającą wicemistrzowi Niemiec nadzieję w rewanżu? Pewnie tak, bo pomimo przepaści w poziomie gry obu drużyn, okazji do jej zdobycia nie brakowało.

Teraz jedna bramka nie wystarczy. Jeszcze w poprzednim roku sprawa awansu wciąż nie zostałaby rozstrzygnięta, nawet mimo trzybramkowej zaliczki gości. Nie trzeba jednak mocno zagłębiać się w grę obu drużyn, by bez cienia wątpliwości stwierdzić, że Borussia i Real mocno się przez te kilka miesięcy zmieniły. Ci pierwsi, osłabieni brakiem Mario Gotze i zdziesiątkowani kontuzjami zaliczyli spory regres, zaś w drużynę „Los Blancos” Carlo Ancelotti tchnął nowe życie. Co prawda Real zaliczył w ostatnich tygodniach dwa potknięcia z Barcą i Sevillą, które pozbawiły go fotelu lidera, ale to nie może przysłonić postępu, jaki poczynili „Królewscy”.

Co wynikło z progresu Realu i regresu Borussi? O tym mogliśmy przekonać się tydzień temu. Różnica klas to chyba zbyt małe określenie tego pogromu, który swoje odzwierciedlenie miał nie tylko w wyniku, ale głównie w grze. Borussia nie miała nic do powiedzenia, była tylko tłem. Stworzyła sobie jakieś tam sytuacje, ale wynikały one z gapiostwa defensywy Realu i indywidualnych błędów, a nie ze świetnej gry podopiecznych Jurgena Kloppa. Raził brak Lewandowskiego, który przytrzymując piłkę w przodzie dałby czas na podłączenie się do akcji pomocnikom i oddech obrońcom. Bez niego futbolówka wciąż wracała na połowę Borussi, co nie mogło kończyć się inaczej, jak tylko kolejnymi akcjami „Królewskich”.

Trzy z nich zostały zakończone golem. To na dobrą sprawę powinno wystarczyć do tego, by nawet Żółta Ściana na trybunie południowej stadionu w Dortmundzie straciła wiarę na awans. Kibicowanie ma jednak to do siebie, że z każdą kolejną minutą zbliżającą do pierwszego gwizdka sędziego nadzieje rosną, a argumentów do zwycięstwa – niekoniecznie zdroworozsądkowych – ciągle przybywa. Teraz na tapetę został wzięty polski napastnik, nie bez echa przechodzą doniesienia o problemach zdrowotnych Garetha Bale’a czy Cristiano Ronaldo. Po wyniku z Bernabeu, który miał nie zostawić złudzeń – dobre i to.

BORUSSIA DORTMUND – REAL MADRYT
08.04.2014r., godz 20:45, Signal Iduna Park

SĘDZIA: Damir Skomina (Słowenja)
POPRZEDNI MECZ:
[sz-youtube url=”https://www.youtube.com/watch?v=WNxV18ZVzpI” /] SKŁADY WG zzapolowy.com:
BVBRM

TYP: 3:1 
TRANSMISJA: Canal+ Sport HD (Bartosz Gleń, Grzegorz Mielcarski)

/Bartek Stańdo/