Zawisza podbija Małopolskę – na Reymonta ponownie 0-1

Protest kibiców z wiślackiego sektora „X” sprawił, że gospodarze i goście dzisiejszego spotkania zyskali nowy, wspólny mianownik – konflikt zarządu z własnymi fanami. W Bydgoszczy od kilku miesięcy trwa wojenka pomiędzy Radosławem Osuchem a grupą kibicowską, chcącą bezkarnie stanowić o obliczu Zawiszy. W Krakowie symbolem zła stał się w ostatnich tygodniach ten, który i tak odkąd pojawił się w klubie, nigdy nie został zaakceptowany jako „swój człowiek” – mowa oczywiście o Jacku Bednarzu, obecnym prezesie „Białej Gwiazdy”, który w czasie swojej kariery piłkarskiej największe sukcesy święcił w barwach warszawskiej Legii. Na szczęście zapowiadany bojkot domowych spotkań Wiślaków nie został potraktowany poważnie przez całą kibicowską społeczność. I tego proponuję się trzymać, wszak durne postulaty niektórych grup kibicowskich działających na Wiśle i Zawiszy nie są w warte kolejnych linijek tego tekstu.

Na chwilę przed rozpoczęciem zawodów Marcin Borski dżentelmeńsko przywitał się z Pawłem Brożkiem i Wahanem Geworgianem. Losowanie wygrał kapitan Wisły, który pod nieobecność Głowackiego (czerwona kartka) i Garguły (po urazie zaczął mecz na ławce), po raz kolejny miał okazję założyć opaskę z literką „C”. Pod względem fizycznym, Brożek dzisiejszego wieczora zaprezentował się o niebo lepiej niż w poprzednich spotkaniach. Nadciągnięty mięsień dwugłowy uda w ostatnich tygodniach mocno uprzykrzał życie najlepszemu strzelcowi wicelidera, ale wydaje się, że najgorsze już za nim. Dowód? Akcja z końcówki pierwszej połowy meczu, kiedy „Brozio” idealnie, na metrze zgubił obrońców beniaminka i oddał mocny strzał tuż obok słupka. W międzyczasie sędzia Borski pogubił się nieco i bezpodstawnie wysłał na trybuny Ryszarda Tarasiewicza. Zabrakło chyba nieco luzu i dystansu do siebie.

Środek obrony Zawiszy po raz kolejny utworzyła para Andre Micael – Łukasz Nawotczyński. Ten drugi zaliczył sentymentalny powrót na Reymonta. Dziesięć lat temu Nawotczyński, jako młody talent i reprezentant młodzieżówki, szykowany był na etatowego stopera „Białej Gwiazdy”. Andrzej Iwan stwierdził nawet, że talent 31-letniego obecnie stopera pozwalał mu na zrobienie kariery reprezentacyjnej. Ostatecznie marzenia o wielkiej piłce zweryfikowały długie,  ciągnące się latami kontuzje oraz fakt, że o miejsce w obronie było we wspominanych czasach ekstremalnie trudno. Nawotczyński grał dziś w kratkę – w pierwszej części gry perfekcyjną  interwencją „zdjął” piłkę z nogi Brożka, który prawdopodobnie sekundę później zdobyłby swoją pierwszą wiosenną bramkę. W 55 minucie stoper beniaminka był z kolei o krok od zdobycia bramki samobójczej – na szczęście skończyło się na rzucie rożnym.

Istnieje szczególnie pożądana grupa piłkarzy, o których mówi się, że mają tak zwany „magic touch”. Semir Stilić w każdym meczu udowadnia, że jego miejsce jest właśnie wśród graczy wyjątkowych. Dzisiejszego wieczora Bośniak ponownie miał wpływ praktycznie na każdą groźną akcję Wiślaków – po dobrym przyjęciu oddał pierwszy, celny strzał na bramkę Wojciecha Kaczmarka, a tuż przed przerwą idealnie, piątą wyłożył piłkę do Wilde-Donalda Guerriera, którego strzał ostatecznie został zblokowany przez obrońców z Bydgoszczy.

Po przeciwnej stronie tradycyjnie szalał Michał Masłowski. Jego dwie akcje z pierwszej części gry zupełnie wymknęły się standardom prezentowanym przez większość ligowego towarzystwa. „Masło” gra zupełnie „nie po polsku” – a to weźmie piłkę i minie w pełnym biegu kilku obrońców rywala, a to założy siatkę, innym razem pomysłowo dogra piłkę do napastnika. Jeżeli ofensywny pomocnik beniaminka utrzyma swoją dyspozycję do końca sezonu, jego kandydatura na rozgrywającego reprezentacji na następne eliminacje do francuskiego Euro powinna być potraktowana bardzo poważnie. Masłowski w 66 minucie błysnął po raz kolejny – w polu karnym odnalazł  wprowadzonego wcześniej Jorge Kadu, który strzałem przy dalszym słupku nie dał szans Miśkiewiczowi. Zawisza objął prowadzenie w momencie, gdy Wisła raz po raz atakowała za sprawą dwójkowych akcji Brożka i Stilicia.

W poprzednich spotkaniach w drugiej linii Wisły roiło się od kreatywnych pomocników – obok siebie występowali Stilić, Garguła i Chrapek. Tym razem dwóch ostatnich Franciszek Smuda pozostawił w rezerwie, a Bośniakowi towarzyszyli Dariusz Dudka i Ostoja Stjepanović. Po stracie bramki Smuda momentalnie podjął decyzję o wprowadzeniu na plac obu rozgrywających. Żaden z nich nie poukładał gry – zamiast tego na boisku zapanował kompletny chaos. Wisła pokazała swoją słabość – nie dość, że nie potrafiła odrobić strat, to, co najgorsze, nie miała nawet pomysłu w jaki sposób tego dokonać.

Nie chcę być złym prorokiem, ale wygląda na to, że sen Franciszka Smudy o pięknym choć nieoczekiwanym sezonie, powoli dobiega końca. Rzeczywistość nieubłaganie ciągnie Wiślaków w dół tabeli, a nadziei na utrzymanie się na podium trzeba zacząć szukać w słabości innych drużyn. Zawisza z kolei trzyma się dzielnie i mimo, że wciąż nie jest tak wspaniały jak chciałby udowodnić w swoich wypowiedziach jej właściciel, to jednak w ekstraklasowym gronie zadomowił się z całkiem niezłym skutkiem.

WISŁAKRAKÓW – ZAWISZA BYDGOSZCZ 0-1 (0-0)

0-1    Jorge Kadu (asysta: Michał Masłowski)

/Maciek Jarosz/