Gra GKSu Katowice w ciągu ostatnich kilku tygodni wygląda wręcz dramatycznie. Zaprzepaszczone jakiekolwiek szanse na awans do Ekstraklasy i w efekcie kolejny sezon w smutnej pierwszoligowej rzeczywistości. Taki stan rzeczy ma oczywiście wielu bohaterów, ale niektóre nazwiska zdecydowanie wychodzą przed szereg.
Przy Bukowej od lat mają problem z obsadzeniem pozycji napastnika. Co prawda w zeszłym sezonie odpalił Grzegorz Goncerz, którego w efekcie przekwalifikowano na snajpera. Każda seria musi się jednak kiedyś skończyć, więc nie można było oczekiwać, że popularny Gonzo będzie gwarancją bramek w każdym spotkaniu. Zimą zatem — jak co okienko zresztą — wszyscy byli zgodni: Napastnik potrzebny od zaraz. Klub stanął na wysokości zadania, w efekcie czego, do drużyny trafił doświadczony napastnik, z całkiem solidnym piłkarskim CV…
I faktycznie, kiedy powiesz komuś, że strzelałeś i grałeś w Ekstraklasie w barwach Górnika Zabrze, występowałeś w Reprezentacji Polskiej, czy nawet zaliczyłeś przygodę w Stanach Zjednoczonych to oczekiwania mogą być naprawdę wysokie. Kiedy jednak okazuje się, że od bramki strzelonej w kadrze minęło ponad 8 lat, a dorobek w trzeciej lidze w USA to trzy gole w 17. spotkaniach, ciężko łudzić się, że Tomasz Zahorski będzie realnym wzmocnieniem, mającej walczyć o awans GieKSy, ale podobnej tragedii chyba nikt się nie spodziewał.
Zaczęło się od kontuzji już w okresie przygotowawczym, więc pewnym było, że początek sezonu 31-latek ma z głowy. Kiedy jednak wreszcie udało mu się zadebiutować, szybko zatęskniono za poprzednim stanem rzeczy, bo na pierwszoligowe boiska nie wybiega były reprezentant kraju, a jego ledwo widoczny dzień i nie ma w tym ani grama przesady. Początkowo mogło się wydawać, że to brak ogrania i z każdą kolejką będzie lepiej, ale tutaj brakuje jakichkolwiek podstaw do poprawy, a spotkanie z Rozwojem to prawdziwe apogeum.
Po występie z Bełchatowem, przecierałem oczy ze zdumienia, kiedy sprawdziłem jego metrykę. Nie mogłem uwierzyć, że profesjonalny piłkarz, niewiele po trzydziestce, jest w stanie wyglądać tak słabo motorycznie i kondycyjnie. Na boisku pojawił się w drugiej połowie, w momencie kiedy przeciwnicy oddychali już rękawami, a mimo to nie potrafił wygrać żadnego pojedynku biegowego, zresztą ciężko w ogóle mówić o pojedynkach, a tego typu scenariusz powtarza się z każdym kolejnym meczem. Złośliwy powiedzą, że nie można się czepiać, bowiem w protokole meczowym zapisuje się średnio co 55 minut, ale wielka szkoda, że dotyczy to żółtych kartek, a nie bramek. Tego pierwszego zresztą pewnie jeszcze trochę uzbiera, bowiem Trener Brzęczek zapowiadał, że wciąż będzie dostawał swoje minuty. Może to zresztą i lepiej, bo przynajmniej nikt nie będzie miał wątpliwości, żeby nie przedłużać półrocznego kontraktu, który podpisał na początku tego roku.
Nikt nie ukrywa już, że w Katowicach przywykli do pierwszoligowych realiów i jeżeli ruchy transferowe klubu, będą nadal nakierowane na zawodników takich jak Zahorski czy chociażby Iwan, to nic w tej kwestii się nie zmieni. Bardziej złośliwi kibice żartują, że przynajmniej w meczu z Dolcanem, GieKSa wygra i nawet zdobędzie trzy bramki, więc to idealna okazja dla Zahorskiego na przełamanie. Inni powiedzą powiedzą jednak, że Katowiczanie nawet ten mecz są w stanie przegrać.