Polityka wypożyczeń Chelsea jest powszechnie znana wśród kibiców. „The Blues” w swoich szeregach mają wielu utalentowanych piłkarzy, ale tylko nieliczni potrafią wybić się ponad pewną barierę. Do tej grupy z pewnością zaliczyć można Andreasa Christensena, który od tego sezonu stał się częścią londyńskiego klubu.
Duński obrońca dołączył do Chelsea w 2012 roku. Oczywiście na samym początku czekały na niego występy w drużynie U-21, w której spisywał się bardzo dobrze. Po dwóch udanych sezonach Christensen dostał od Jose Mourinho szansę zadebiutowania w pierwszej drużynie. Duńczyk rozegrał mecz, a dokładnie 12 minut w ostatnim ligowym meczu, a przeciwnikiem „The Blues” był Sunderland.
Taki rozwój młodego obrońcy spowodował, że Andreas musiał wykonać krok do przodu w swojej karierze. W Chelsea jedyną szansą jest wypożyczenie do innego klubu. Christensen zdecydował się na Borussię Moenchengladbach. Od samego początku Duńczyk stał się podstawowym obrońcą niemieckiej ekipy. Łącznie, w sezonie 2015/2016, wyszedł w 31 ligowych spotkaniach, strzelając nawet trzy bramki i dorzucając do tego jedną asystę.
W Londynie po tak świetnych rozgrywkach Duńczyka zaczęto zastanawiać się, czy to właściwy moment, by sprowadzić Christensena do Chelsea. Konkurencja w klubie była jednak spora, a na dodatek po długiej kontuzji do drużyny wracał Kurt Zouma. Zadecydowano, że Andreas zostanie na kolejny sezon w Niemczech. Z biegiem czasu można śmiało stwierdzić, że była to bardzo dobra decyzja. Christensen utrzymywał swoją formę, zbierając bardzo dobre opinie wśród ekspertów. Co ciekawe, podczas swoich dwóch sezonów w Borussii Andreas otrzymał tylko jedną żółtą kartkę. Taka sytuacja miała miejsce podczas ligowego spotkania przeciwko Hoffenheim.
Dwa dobre sezony w Bundeslidze spowodowały, że Antonio Conte wraz ze sztabem szkoleniowym zdecydował się włączyć do składu duńskiego obrońcę. Przed nowymi rozgrywkami zastanawiano się jednak, ile tak naprawdę minut dostanie u Włocha Christensen. Trener „The Blues” w poprzednim sezonie nie słynął ze specjalnej rotacji w składzie. Do harmonogramu Chelsea doszła jednak Liga Mistrzów, więc siłą rzeczy Conte musiał mieć na uwadze szerszy skład.
Z powodu czerwonej kartki Gary’ego Cahilla, Christensen pojawił się na boisku już w 18. minucie pierwszego ligowego spotkania. Duńczyk zaprezentował się przyzwoicie, lecz prawdziwym testem miał być wyjazdowy mecz z Tottenhamem. Choć „Koguty” nacierały na obronę „The Blues” przez praktycznie cale spotkanie, to Thibaut Courtois tylko raz wyciągał piłkę z siatki. Podopieczni Antonio Conte wygrali 2:1, a ze swojej gry mógł być zadowolony Christensen.
Andreas wystąpił również w pierwszej kolejce Ligi Mistrzów. Rywal nie był wymagający, bowiem na Stamford Bridge przyjechał Qarabag. Chelsea pewnie wygrała spotkanie 6:0, a defensywa „The Blues” mogła cieszyć się z czystego konta. Kluczowym jednak momentem dla Christensena była 87. minuta meczu Chelsea–Arsenal. Czerwoną kartkę zobaczył David Luiz. Taki obrót spraw spowodował, że szansę na więcej minut w lidze dostał Duńczyk. Andreas spędził na boisku 70 minut podczas spotkania przeciwko Nottingham, a następnie rozegrał pełne 90 minut ze Stoke.
W obu meczach Christensen zagrał dobrze, nie popełniając większego błędu. Najtrudniejsze zadanie czekało duńskiego obrońcę podczas minionego weekendu. Chelsea na Stamford Bridge podejmowała Manchester City. Choć „The Blues” przegrali spotkanie 0:1, to największe pochwały oraz najlepsze oceny dostał… właśnie Christensen. Młody defensor londyńskiego klubu udowodnił w tym spotkaniu, że również podczas meczu z mocnym rywalem potrafi zagrać jak doświadczony obrońca.
W następnym meczu Antonio Conte może mieć prawdziwy ból głowy. Włoch będzie musiał zadecydować, kogo wystawić do środka defensywy. Z jednej strony jest David Luiz, który choć w zeszłym sezonie był liderem defensywy, to w obecnych rozgrywkach popełnia błędy i naraża drużynę na poważne kłopotu. Z drugiej strony jest Andreas Christensen, młody obrońca, który już na początku sezonu udowodnił, że może być bardzo przydatny drużynie.