Bjelica: „Jeżeli w Holandii nie ma dobrej trawy, to pytanie: gdzie ona w ogóle jest?”. No to niech zajarają Utrecht swoją grą

Tytułowa wypowiedź trenera Lecha Poznań oczywiście można odebrać dwuznacznie i każdy na swój sposób, ale pytanie, czy Lech będzie zajarany grą Holendrów, czy może odwrotnie? Po przejściowych kłopotach z norweskim Haugesund tutaj już takiej taryfy ulgowej nie będzie i kilkanaście minut zaćmienia w którymkolwiek momencie dwumeczu może zakończyć przygodę z pucharami w tym sezonie. Nauczka już jest, teraz pora odrobić lekcje i zrobić kierunek w stronę fazy grupowej i lepszego rankingu, bo tutaj jest co naprawiać.

Poznaniacy mają przed sobą pierwszą poważniejszą przeszkodę, mimo że byli rozstawieni, to trafili na rywala, który może faworytem nie jest, ale  za darmo czwartego miejsca w Eredisivie nie dostał. Holendrzy tradycyjnie trudnią się promowaniem swoich piłkarzy. Utrecht może nie sprzedaje za grube miliony, ale takich zawodników jak Dries Mertens czy Kevin Strootman prawdopodobnie kojarzycie, a właśnie te dwie postacie z Serie A – odpowiednio Napoli i Roma – były gwiazdami Utrechtu, a w 2011 roku w duecie przeszli do PSV, zasilając klubową kasę 13 milionami euro.

Utrecht już oglądaliśmy w starciu z polskim zespołem w europejskich pucharach. Kilkanaście lat temu przyszło mu się mierzyć z Legią Warszawa, ale to nie piłkarze najbardziej zapadli w pamięć. Piłkarze wygrali dwumecz 7:2, ale to inne sporty królowały 15 lat temu i były to sporty walki. Zresztą skoro Danny Dyer znany z filmu „Football Factory” zechciał odwiedzić to holenderskie miasto przy okazji kręcenia „Real Football Factories”, czy też w polskiej wersji językowej „Wojny na stadionach”, to znaczy, że coś dla miłośników klimatów kibicowskich tam się znajdzie.

Wydarzenia z meczu z Legią miały miejsce na stadionie Galgenwaard, który w swojej historii również zapisał się jako arena finałowa mundialu do lat 20 w 2005 roku, gdy dwa zwycięskie gole dla Argentyny strzelił… Leo Messi i został królem strzelców imprezy. Kolejna impreza mistrzowska odbyła się kilkanaście dni temu, gdy odbyły się cztery mecze fazy grupowej kobiecego Euro 2017. Jeden z nich nawet z polskim akcentem, bo mecz Rosja–Niemcy sędziowała Monika Mularczyk. I właśnie o tym turnieju wspominał Bjelica w kontekście murawy.

Kogo spotkamy pośród rywali Lecha? Zaczynając od tyłu, widać, było nie było, wicemistrza świata z 2010 roku, czyli Edsona Braafheida. Wkład w ten sukces miał niemal żaden, ale jednak medal i wpis do CV pozostaną do końca życia, podobnie jak bogata kariera, w czasie której zwiedził Bayern, Hoffenheim, Celtic czy Lazio. Na turniej w RPA nie załapał się Urby Emanuelson, którego kibice bez kłopotu powinni rozpoznać – kilkaset meczów w Ajaksie, trochę gry w Milanie i wielu innych klubach, wraz z grą w reprezentacji „Oranje”. Poza tym dwóch Marokańczyków z urodzenia – Zakaria Labyad i Bilal Ould-Chikh. Ten pierwszy, mimo gry w holenderskich młodzieżówkach, jest reprezentantem Maroka, ale jego kariera wyhamowała, bo tak trzeba powiedzieć, skoro dzisiaj jest w Utrechcie, a w wieku 18 lat był podstawowym zawodnikiem PSV! Ould-Chikha kojarzą fani młodzieżowego futbolu, gdy ten czarował swoją grą w reprezentacjach U-17 i U-19 Holandii podczas Euro 2014 na Malcie i 2015 w Grecji. W ostatnim sezonie nie zawojował Benfiki i mamy go z powrotem w „ojczyźnie”.

Jednak zanim Ould-Chikh myślał o wyjeździe na Maltę z kadrą U-17, w tej samej kategorii wiekowej triumfował już Yassin Ayoub, obecnie największa gwiazda przeciwnika Lecha. Miniony sezon zakończony z dwucyfrową liczbą asyst – 12. Tyle że nie ma już w klubie osoby, która była od wykorzystywania ostatnich podań – Sebastiena Hallera. Francuz strzelił 15 ligowych goli i jego transfer to osłabienie i wzmocnienie w jednym. Dla kadry osłabienie, a dla klubowej kasy zastrzyk siedmiu milionów euro, które przelał Eintracht Frankfurt. Nie ma również Richario Zivkovicia (dziewięć goli), któremu skończyło się wypożyczenie z Ajaksu, a do Feyenoordu za cztery miliony przeniósł się Sofyan Amrabat. Widać zatem, że obecna ekipa Erika ten Haga nieco różni się od tej, która jeszcze w maju zajmowała czwarte miejsce w Eredivisie.

Wspominaliśmy o Legii jako dawnym przeciwniku Utrechtu, co jest, a raczej był, jedynym polskim akcentem w związku z rywalem „Kolejorza”. W sezonie 2015/2016 bronił tam Filip Bednarek, a zbieżność nazwisk z Janem, byłym obrońcą Lecha, nie jest przypadkowa i tak, jak się domyślacie, są braćmi.

Tak, jak przewagą Astany nad Legią było wejście w sezon, tak tutaj Lech ma mały handicap w stosunku do swojego rywala. Utrecht sezon ligowy rozpoczyna dopiero 11 sierpnia, a dotychczas rozegrał dwa mecze o stawkę – w drugiej rundzie z maltańską Valettą, a zatem mało miarodajne mecze, by móc ocenić ich wartość u progu sezonu. Lech rozegrał już cztery mecze pucharowe i dwa ligowe. Trudno powiedzieć, żeby zachwycił, bo w Lidze Europy wykonał – z kłopotami – swój obowiązek, a w lidze zaczął niemal identycznie jak Legia, czyli słabo.

ZGARNIJ DARMOWY ZAKŁAD
20 PLN W LVBET

Komentarze

komentarzy