Ten brystol wciąż kolorowany jest zaczarowanym ołówkiem. Lee „Picasso” Johnson rysuje historię

Piłka nożna znów dała nam to, co lubimy najbardziej – niesamowite emocje i szokujące zakończenie. Bristol City rok temu nieuchronnie staczało się w stronę League One, dziś melduje się w półfinale Pucharu Ligi Angielskiej i odważnie kroczy w kierunku Premier League. Futbol to szaleństwo.

6 luty 2016. Bristol, które sezon wcześniej wygrało w cuglach League One, znajduje się w strefie spadkowej Championship. Do końca sezonu zostało 16 kolejek, a zarządcy klubu zmuszeni są zaryzykować. Sięgają po człowieka, którego dekadę wcześniej zatrudnili jako… swojego piłkarza – 34-letniego Lee Johnsona, który po zakończeniu kariery w 2013 roku w wieku 32 lat zabrał się za trenerkę. Zaufano jego niedużemu doświadczeniu zebranemu w Oldham i Barnsley. Ryzyko? Jak widać, nieraz przynosi owoce.

Lee Johnson – 36-letni trener dokonujący cudów

Lee poprowadził drużynę do siedmiu triumfów we wspomnianych szesnastu kolejkach, zapewniając swojej drużynie dość komfortowe utrzymanie. Poprzedni sezon – być może na fali entuzjazmu – Bristol City rozpoczęło wręcz świetnie. Niestety po zwycięstwie 3 grudnia 2016 roku i 11. miejscu w tabeli, przyszedł kryzys. Do 10 marca drużyna zdobyła zaledwie osiem oczek i powrót do League One wydawał się oczywistością. Nie wiemy, co musieli wtedy brać członkowie zarządu, ale na pewno było mocne. W tak krytycznym momencie dalej ufali Johnsonowi, który w jakiś sposób wykrzesał z piłkarzy resztki umiejętności. Efekt? Dziewiętnaście punktów w ostatnich dziesięciu kolejkach. Spokój.

Obecna kampania to kolejny etap stopniowego marszu ku chwale. Sezon po wzmocnieniu klubu przez kilku wartościowych zawodników, takich jak Diedhiou, Baker czy Eliasson, rozpoczął się jeszcze lepiej i nic nie zapowiada, by miało się to zmienić. Trzecia pozycja w Championship, seria pięciu zwycięstw, no i te puchary… Plymouth (5:0), Watford (3:2), Stoke (2:0), Crystal Palace (4:1). Imponujące, nieprawdaż? Pora dorzucić do tego zwycięstwo. Zwycięstwo z Manchesterem United…

Korey Smith po prawdopodobnie najważniejszej bramce w historii Bristol City

Tak, wiemy. Najwięksi wystawiają mocno rezerwowe składy, by dać szansę ogrania się młodym chłopakom. Przez to Manchester City musiał dwukrotnie liczyć na Claudio Bravo w konkursach jedenastek, dlatego Chelsea odprawiła Bournemouth po golu Moraty w 92. minucie. Jednak każdy chce wygrywać, United tez chciało. Co gorsza dla nich, Bristol City wcale nie było w tym meczu skazane na porażkę. Za wyrównywanie rezultatu musiał wziąć się kiepsko grający Ibrahimović, a mimo kilku dobrych okazji „Czerwonych Diabłów” to „The Robins” zapewnili sobie awans w 92. minucie, po – przyznajmy to – naprawdę pięknej akcji.

Co dalej? Przyszłość zweryfikuje. Jedno wiemy jednak już teraz – zaczarowany ołówek istnieje, a Lee „Picasso” Johnson rysując po swoim brystolu (czy też bristolu, jak kto woli) dokonuje cudów. Po tym dzisiejszym – mimo środka tygodnia – kibice pewnie nieprędko pójdą spać. Jeśli w kluczowym momencie sezonu rysika będzie wciąż odpowiednio dużo, Bristol może dokonać czegoś wielkiego – wrócić do elity po ponad 35 latach. Do elity, w której w całej swojej historii grało jedynie przez dziewięć lat…

Fortuna: Odbierz 100 zł na zakład bez ryzyka lub 20 zł ZA DARMO + bonus od depozytu do kwoty 400 zł

Komentarze

komentarzy