Kapitalny de Gea, fatalny Lamela – podsumowanie 16. kolejki Premier League

16. kolejka Premier League dobiegła końca. Jak na angielskie warunki i możliwości była ona dość spokojna i nie obfitowała w emocje tak jak potrafi. Postanowiliśmy podsumować najważniejsze wydarzenia kolejki. Oceniliśmy ją w formie plusów i minusów.  Przedstawiamy Wam nowy cykl, w którym zaznaczyliśmy kto spisał się dobrze, a kto został antybohaterem. Zapraszamy do lektury!

(+) de Gea show

Wskazanie zawodnika meczu w derbach Anglii nie jest zadaniem trudnym. Manchester United wygrał wysoko 3-0, ale to bramkarz Czerwonych Diabłów zasługuje na to miano. David de Gea nie popisał się może spektakularnymi interwencjami, które spokojnie kandydować by mogły do parad sezonu, ale był na linii niezwykle pewny. Pojedynki jeden na jeden z Raheemem Sterlingiem czy Mario Balotellim nie stanowiły dla niego większego zagrożenia, co świadczy tylko o jego klasie. Na koniec mała ciekawostka – poza meczem z Liverpoolem, tylko raz w karierze na Wyspach  Hiszpanowi udało się zaliczyć równie udany występ pod względem obronionych strzałów. Miało to miejsce w sierpniu 2011 roku przeciwko Tottenhamowi. Zdecydowanie najlepszy zawodnik kolejki.

 

(+) Rodem z Barcelony

W Arsenalu to już norma. Plaga kontuzji dziesiątkuje kadrę, więc trzeba sięgać po młodszych zawodników. W tym wypadku chodzi o Hectora Bellerina. Chłopak wyszedł od pierwszej minuty na murawę drugi raz w tym sezonie. Obaw było wiele, wszystkie rozwiane bardzo szybko. To po doskonałym przejęciu piłki przez Hiszpana Arsenal zdobył pierwszą bramkę. Przy trzecim trafieniu Bellerin popisał znakomitym podaniem do Girouda, co skończyło się bramką. W obronie również zachwycał, a Sammy Ameobi wyglądał przy nim jak dziecko we mgle. Światła reflektorów po meczu skierowane zostały na Alexisa Sancheza, czy Oliviera Girouda, ale ja wyróżniłbym właśnie byłego obrońcę z Katalonii, bo jeśli utrzyma on taką formę, to spokojnie może zagościć na dłużej w wyjściowym składzie.

 

(+) Gareth Bale vol. 2

Tottenham w tej kampanii nie zachwyca, nie ma co się oszukiwać. Styl „Kogutów” mocno odbiega od tego, co chcieliby oglądać kibice na White Hart Lane. Punkty do koszyczka jednak wpadają, a wszystko za sprawą Christiana Eriksena. Duńczyk dwoi się i troi, strzela i asystuje. Ostatni mecz znakomicie podsumowuje jego wkład w drużynę. Asysta przy golu Kane’a oraz bramka na 2-1 w ostatnich minutach meczu. Nie było to może trafienie kolejki, przepięknie wykonany rzut wolny, czy mocny strzał z woleja, ale Eriksen zrobił to, co do niego należało – wbił piłkę do siatki i zapewnił Tottenhamowi kolejne ważne trzy punkty. Oczywiście jeszcze za wcześnie, by stawiać taką tezę, ale jak tak dalej pójdzie, to niedługo kibice „Kogutów” przestaną tęsknić za Garethem Bale’em, a nowym Bogiem na White Hart Lane zostanie Duńczyk. Pytanie brzmi – czy do tego czasu nie zostanie on sprzedany na rekordową kwotę do zespołu, który potrafi zapewnić sobie trzy punkty wcześniej, niż w doliczonym czasie gry.

 

 (-) Plątanina Sterlinga

Skrzydłowy Liverpoolu już od jakiegoś czasu uważany jest za cudowne dziecko angielskiej piłki. Choć nie można takiego obrazu zamazać zaledwie jednym słabym meczem, to jednak niesmak pozostaje. Sterling w pojedynkę mógł zapewnić „The Reds” korzystny rezultat w pojedynku z odwiecznym rywalem, a tak Brendan Rodgers i spółka musieli wrócić do Liverpoolu z pustymi rękami. Posiadanie tak wielu okazji podbramkowych po prostu musi zakończyć się golem. Sterlingowi zabrakło w niedzielnym starciu gigantów zimnej krwi. Koledzy mogą mieć do niego pretensje za niewykorzystane okazje, bo te, niczym w piłkarskim porzekadle, zemściły się i to z potrójną mocą. Sterlinga możemy usprawiedliwić nieco faktem, że de Gea zagrał mecz życia, ale mimo wszystko, tak zdolnemu piłkarzowi nie wypada marnować takich okazji. Nie w meczu przeciwko Manchesterowi United. Za obraz gry Sterlinga i całego Liverpoolu niech posłuży poniższa grafika:

liverpool

 

(-) Zmącony Święty spokój

Rewelacja tego sezonu powoli łapie zadyszkę. Widać to było jak na dłoni w meczu z beniaminkiem – Burnley, które powinno być spokojnie w zasięgu drużyny prowadzonej przez  Ronalda Koemana. Solidną burę od Holendra powinien otrzymać zwłaszcza Dusan Tadić, który w drugiej połowie nie wykorzystał rzutu karnego i napełnił serca kibiców Burnley nadzieją. 12 minut po pudle z jedenastu metrów do ataku ruszył zespół „The Clarets” i dopiął swego za sprawą Ashleya Barnesa. Wielki minus dla drużyny Southampton.

 

(-) Południowa katastrofa

Najgorszym zawodnikiem tej kolejki zostaje wybrany Erik Lamela. Przeciwko Swansea, Argentyńczyk zanotował katastrofalny występ. Mimo, że Tottenham wygrał swoje spotkanie, Lamelę należy skarcić za żenującą postawę w trakcie całego spotkania. Mógł bardzo utrudnić zadanie swoim kolegom, bo jeszcze w pierwszej połowie zdzielił łokciem Jeffersona Montero i mógł, a właściwie powinien zostać wyrzucony z boiska . Komisja sędziowska musi uważnie przyjrzeć się całemu zdarzeniu. Warto się jednak zastanowić, czy „Kogutom” nie byłoby łatwiej bez Lameli, bo jego obecność na boisku praktycznie nic nie daje. Zawodnik, który jeszcze niedawno strzelił pięknego gola „raboną” w Lidze Europy zaliczał same straty, niecelne podania a jego rajdy wołały o pomstę do nieba. Widać, że Argentyńczyk zupełnie nie może się odnaleźć w realiach angielskiego futbolu i możemy już śmiało mówić o utopieniu przez Tottenham 30 milionów funtów. Wydawało się, że zmieni to zatrudnienie Mauricio Pochettino, ale skoro już rodak nie może się z nim dogadać, to widać gołym okiem, że to z zawodnikiem istnieje duży problem.

Mateusz Musik, Jacek Walkiewicz

want to meet new people or just keep to yourself
quick weight loss Sales and savings at Kmart this week

Then what does the 'Clone’ do
weight loss tipsFashion Advice How To Have Style

Komentarze

komentarzy