Kłopoty Barcelony. Jeden z jej fanów twierdzi, że „Blaugrana” dyskryminuje część kibiców

boris

Wydawać by się mogło, że czasy, w których osoby niepełnosprawne miały bardzo ograniczony dostęp do różnego rodzaju miejsc publicznych, minęły bezpowrotnie. W końcu dziś biblioteka, szkoła czy szpital niewyposażone w specjalny podjazd oraz windę dla osób poruszających się na wózku inwalidzkim bywają za to zewsząd krytykowane. Od wielu lat także stadiony piłkarskie stają się coraz bardziej przyjazne ludziom mającym problemy z pokonywaniem odległości na własnych nogach, ale – jak się okazało – jednak nie wszystkie.

Mes que un club – nie trzeba być zagorzałym fanem Barcelony, by wiedzieć, co to hasło oznacza. Więcej niż klub, a zatem – jak można mniemać – rodzina. A skoro tak, wypada dbać o jej członków, niezależnie od tego, jacy by oni nie byli.  Tym, którzy nie są zdolni radzić sobie ze wszystkim sami, należy poświęcić szczególną uwagę, ponieważ także mają prawo do oglądania spotkań hiszpańskiego giganta w jak najbardziej komfortowych warunkach. Okazuje się jednak, że od pewnego czasu władze „Barcy” nie są zbyt przychylne osobom poruszającym się na wózkach inwalidzkich.

Świat usłyszał o niedogodnościach niepełnosprawnej części kibiców zespołu Luisa Enrique dzięki rozmowie Borisa Tosasa z dziennikarzem gazety „EL Periodico”. Mężczyzna korzystający z wózka inwalidzkiego żalił się na łamach magazynu, że przed niedawnym spotkaniem ligowym Barcelony z Deportivo Alaves musiał użyć wózka dziecięcego, by móc dostać się na trybuny Camp Nou. Wszystko przez to, że jakiś czas temu  oficjele „Blaugrana” postanowili nieco zmodyfikować przepisy odnoście wchodzenia na obiekt klubu ludzi niepełnosprawnych.

Czyżby zatem Barcelonie mogły kibicować dzieci siedzące w wózkach, a niepełnosprawni poruszający się swoimi pojazdami już nie? Na to wychodzi. Tosas, który regularnie ogląda mecze ukochanej drużyny na żywo, zdążył jeszcze przed startem bieżącego sezonu wykupić karnet na wszystkie jego mecze, ale po incydencie przed meczem z Alaves być może nie zechce już więcej z niego skorzystać. Twierdzi on, że padł ofiarą dyskryminacji ze strony ludzi związanych z Barceloną, a konieczność skorzystania przez niego z wózka dla dzieci była upokarzająca.

By nie pozostać gołosłownym, Tosas upublicznił zdjęcie wykonane przed innym meczem 24-krotnych mistrzów Hiszpanii, z Manchesterem City, który miał miejsce 19 października. Trzeba przyznać, iż wygląda ono groteskowo i nie uczyniło dobrego PR-u klubowi. Protest jednego z jego niepełnosprawnych kibiców może mocno zaszkodzić teamowi, który przez wiele lat zdawał się hołdować swojej nadrzędnej zasadzie: mes que un club.

boris

W XXI wieku słowa te bywały przez antyfanów „Barcy” wypowiadane z przymrużeniem oka, gdyż czasy, w których na koszulkach graczy drużyny nie widniało logo żadnego wielkiego koncernu, minęły, kiedy propozycję z gatunku tych nie do odrzucenia złożyli Hiszpanom przedstawiciele linii lotniczych Quatar Airways. Teraz zaś sympatycy innych drużyn zechcą na pewno przy pierwszej lepszej okazji wypomnieć Leo Messiemu i jego partnerom, że reprezentują klub dzielący swych kibiców na lepszych i gorszych. Ale z drugiej strony dzięki wyznaniu Tosasa prezydent „Barcy” pójdzie po rozum do głowy i przywróci dawne zasady i problemy niepełnosprawnych pójdą w zapomnienie.

Komentarze

komentarzy