Przypisywać awans Barcelony sędziom, to jak oskarżać górę lodową o zatonięcie Titanica

fcb

W środowy wieczór staliśmy się świadkami historii, a na naszych oczach zdarzył się piłkarski cud. Echa tego spotkania to jednak nie zachwyty nad heroizmem Barcelony, lecz oskarżenia o układy z UEFA, przekupionych sędziów i brak sprawiedliwości. Czy to aby nie przesada?

Wszyscy doskonale wiemy, jakimi prawami rządzi się piłka nożna. W obecnych czasach to już nie radosne kopanie futbolówki, bieganie na oślep i liczenie na szczęście. Teraz to głównie żelazne taktyki, gra polegająca na czekaniu na błędy rywala i szukanie drobnostek, które mogłyby zadziałać na korzyść drużyny. Mowa o wpływie na arbitrów. Symulowanie – czy dobre, czy nie – jest częścią piłki nożnej. Dawniej po otrzymaniu kopniaka zawodnik zrywał się z ziemi i biegł dalej. Teraz już każdy wie, że to świetna sytuacja do wykartkowania rywala. Podobnie z sytuacjami w polu karnym.

To oczywiście nawiązanie do wczorajszych rzutów karnych, które według wielu osób były prezentem dla Barcelony. Prawda jest taka, że nie da się ich jednogłośnie określić. Pierwszy był oczywiście mniej sporny – Meunier nie zachował równowagi i z impetem poleciał aż pod nogi Neymara. Co miał zrobić Brazylijczyk w tak ważnym meczu, zatrzymać się? Może spróbować obiec rywala już za linią końcową, stracić sekundy i czekać, aż kolejny z rywali wybije piłkę? Absolutnie każdy na miejscu Neymara zrobiłby to samo. A sędzia z czystym sumieniem mógł pokazać przewinienie i bronią go wszystkie paragrafy przepisów piłki nożnej.

Druga „jedenastka” to bez wątpienia gra aktorska Suareza. Ale nie taka zwykła. Biorąc pod uwagę okoliczności, można nawet powiedzieć, że genialna. Piłkarze w trudnych spotkaniach walczą o „jedenastki” nie od dziś. Robi to Ronaldo, robi to Coutinho, robi to Costa. Każdy w momencie parcia na wynik szuka w polu karnym rywala jego nóg, jak zbawienia. Takie próby dzielą się na dwie: głupie – kiedy rywal nie wykonuje absolutnie żadnego ruchu, który mógłby być odebrany jako faul, oraz te mądre – kiedy rywal nie bardzo interesuje się futbolówką, tylko przeszkodzeniem rywalowi w oddaniu strzału. Suarez wczoraj zaprezentował oba te zagrania. Raz machał nogą niczym kobra językiem, w poszukiwaniu nogi obrońcy PSG. Było to naiwne i dostał zasłużone żółtko.

Końcówka meczu to co innego. Po dośrodkowaniu w pole karne Urugwajczyk wyraźnie wychodził przed Marquinhosa, który nie ustrzegł się błędu. Przede wszystkim ani razu nie spojrzał na lecącą piłkę, jego wzrok skupiony był jedynie na Suarezie. Dokładając do tego rękę, która powędrowała w okolice szyi Suareza oraz bliskość nóg obu piłkarzy (Marquinhos trafił kolanem – wystarczający pretekst do upadku), sędzia mógł podjąć taką decyzję. Sytuacja wymuszona przez napastnika, ale na pewno nie ustawiona przez arbitra. Nie za takie sytuacje się gwizdało „jedenastki”, ale też za gorsze się nie gwizdało. Kwestia szczęścia.

Reszta spornych sytuacji? Ręka Mascherano w polu karnym oraz jego faul na di Marii. Ręka była, ale przy wślizgu – zawodnik jest wtedy w niekontrolowanej pozycji i to kwestia przypadku. Podobnie jak po strzale Messiego w mur i zagraniu Neymara w pierwszej połowie. A faul na di Marii był. Przyznał to nawet po meczu „Jefecito”. Na jego szczęście, faul miał miejsce po oddaniu strzału. Znów sytuacja wątpliwa, ale na pewno nie ustawiona.

Mimo wszystko patrzenie tylko na sędziów to przesada. Nie popełnili błędów niewytłumaczalnych, takich jakie miały miejsce m.in. na MŚ w Korei i Japonii czy też w meczu Porto z United, dzięki któremu Portugalczycy zdobyli potem Ligę Mistrzów. Wczorajszy mecz nie był też z kategorii tych, w których drużyna gra słabo, a sędzia pomaga im w jedynej wypracowanej sytuacji. Barcelona ten wynik wyszarpała, grając niemal idealny mecz. Zaryzykowała grą na trzech, czasem nawet dwóch obrońców i miała szczęście. Świetny pressing, walka o każdą piłkę (patrz postawa Iniesty przy golu samobójczym) i wiara do samego końca. To właśnie sprawia, że mecz był piękny. – Jednostronny – powiedzą niektórzy. Tak, ale patrzcie na to przez pryzmat dwumeczu. Łącząc to w całość, mieliśmy dwie świetne połówki, w których sytuacja zmieniała się jak w rollercoasterze, oraz powstanie z kolan, jakiego nie doświadczymy przez wiele lat.

Neymar

Wskazując trzy najważniejsze czynniki mające wpływ na wynik, sędziowie są na ostatnim miejscu. Pierwszy to świetna, heroiczna postawa Barcelony, a drugi – żenująca postawa PSG. I to w niej trzeba szukać przyczyn takiej porażki. Nie widzą tego hejterzy w sieci, a widzą zawodnicy paryskiego klubu. Thiago Silva przyznał, że zabrakło im osobowości, a gra „Barcy” była nie do zatrzymania.

– „Barça” ma najlepszego Urugwajczyka, najlepszego Argentyńczyka i najlepszego Brazylijczyka. Kiedy powstrzymywaliśmy jednego, pojawiał się drugi. Tak się nie da. Neymar to wielki piłkarz, najbardziej podziwiam u niego odwagę.

ZERO słów o pracy arbitrów. Dokładnie w takim samym tonie wypowiada się Marco Verratti, uznając klasę rywala.

– Wiedzieliśmy, że wszyscy zawodnicy Barcelony są lepsi od nas. Jedyne, co można było zrobić, to zagrać zespołowo, razem. Na Camp Nou nigdy nie jest łatwo, trudno jest pokryć całą przestrzeń. Odgwizdano przeciwko nam dwa rzuty karne, ale przegraliśmy 1:6, nie z powodu arbitra, tylko z naszej winy. Jest mi wstyd. Przepraszamy kibiców. Jesteśmy bardzo smutni. Barcelona zmusiła nas do gry z tyłu.

Skąd porównanie do Titanica? On też miał być niezniszczalny, jak wynik z Paryża. Trafił na górę lodową, tak samo jak PSG na dyskusyjne decyzje arbitra. „Niezatapialny” statek miał jednak wiele wad. Pracownicy podczas jego budowy, a dokładniej – procesu nitowania – byli poddani presji czasu. Zastępujące ludzi maszyny robiły to sprawniej, więc ci bali się, że stracą pracę. Z tego powodu zaczęli nitować szybciej, nie poświęcając łączeniom odpowiedniej ilości czasu. Ucierpiała na tym jakość konstrukcji. W efekcie po trafieniu na górę lodową poszycie nie wytrzymało, nity się zdarły a statek zatonął. „Pracownicy” PSG odstawili podobną fuszerę. Wystarczyło wykonać swoją pracę należycie, a rejs do ćwierćfinału Ligi Mistrzów byłby niezagrożony. Najmocniejszy tego dowód zostawiłem na koniec: gracze PSG w ostatnich dziesięciu minutach meczu wykonali tylko cztery celne podania. Trzy z nich to wznowienia gry ze środka boiska po straconych golach…

PSG sędziowie

Komentarze

komentarzy