135-minutowy kandydat do Oscara – kilka przemyśleń po finale Carabao Cup

Czy to było najlepsze 0-0 w ostatnich latach? Nie można wykluczać, że tak. Prawdą jest, że należałoby obejrzeć ten mecz na żywo w całości, żeby w pełni zrozumieć emocje i napięcie, jakie podczas niego panowały. Mecz był wielowątkowy i symboliczny pod wieloma względami, a na pewno przewyższył wszystkie finały Carabao Cup w ostatnich latach. Spotkanie tych dwóch wielkich drużyn nasunęło wiele ciekawych wątków, które postarałem się zebrać w całość, zapraszam więc na 5 przemyśleń po meczu Chelsea – Liverpool!

1. Chelsea wraca z podniesioną głową

3 gole ze spalonych, walka jak równy z równym przez cały regulaminowy czas z dogrywką, 10:11 w karnych. Jeśli o zwycięstwie ma decydować karny wykonany przez rezerwowego bramkarza, to bardziej wyrównanej walki nie można było sobie wyobrazić. Podopieczni Thomasa Tuchela mieli pecha – słupek Mounta, dzień konia Kellehera, bezlitośni sędziowie liniowi i VAR – niewiele układało się po ich myśli. Mecz był na tyle intensywny, że zadecydowały najdrobniejsze detale, więc The Blues nie powinni czuć się przegranymi, którzy na Stamford Bridge wracają na tarczy.

2. Klopp wreszcie się przełamał

O finałach Kloppa mawiano wielokrotnie. Czy to w kontekście tego przegranego z City w 2016 w ramach Carabao Cup, czy to słynnego niemieckiego finału LM w 2013 roku. Oba ze wspomnianych meczów odbyły się na Wembley, co dodatkowo skłaniało Niemca ku myśleniu, że: „do trzech razy sztuka”. Tak się też stało, choć droga była wyboista, a Klopp nigdy nie traktował Carabao Cup na równi chociażby z rozgrywkami ligowymi. Aby wygrać finał, należy grać typowo pod wynik i, choć pierwsza połowa na to nie wskazywała, spotkanie możemy ocenić na wyjątkowo ofensywne z obu stron. Niemiec pokonał swojego rodaka i to pokazuje, że mocno dojrzał jako trener. Szedł od porażki do porażki nie tracąc przy tym entuzjazmu, dzisiaj więc jest wielki i zazdrości mu cały piłkarski świat na czele z Thomasem Tuchelem.

3. Sędziowanie musi się zmienić

Czy ktoś może podać choć jeden logiczny powód, dla którego Naby Keita nie zobaczył czerwonej kartki po faulu na Chalobahu? Co więcej, dlaczego Stuart Attwell nie podszedł nawet do monitora aby zweryfikować to, co się stało? Gdzie był wtedy VAR? W obliczu kolejnych skandali z udziałem sędziów w Anglii rodzą się kolejne pytania, a absurd goni absurd. Teraz praktycznie każdy arbiter w tym sezonie ma jakąś plamę na wizerunku spowodowaną kuriozalną decyzją. A jeśli Stuart Attwell nie należał do tego grona, to teraz wpisuje się na jego listę obiema rękami.

4. Liverpool się nie zatrzymuje

W 2022 roku podopieczni Jürgena Kloppa nie przegrali jeszcze meczu we wszystkich rozgrywkach, w jakich brali udział. To, w jaki sposób zagrali w tym finale pokazuje tylko, jak groźną drużyną stali się w ostatnim czasie. 6 pkt straty do City w lidze i bycie jedną nogą w 1/4 LM – to wyraźny sygnał o włączeniu się do walki o wygranie obu tych trofeów. Rzadko kiedy zdarza się wygranie ligi i LM w jednym sezonie, ale The Reds pokazują, że z nimi nie ma żartów i jeśli utrzymają taką formę, to mało kto w Anglii i w Europie będzie potrafił ich zatrzymać. Trofeum w sezonie 21/22 już mają, teraz pora powalczyć o najwyższe cele. Wydaje się bowiem, że niczego im do tego nie brakuje.

5. Klątwa Kepy

trwa Wokół tego człowieka niefortunne zdarzenia lubią się obracać. Tak było też i tym razem, kiedy to 3 lata po słynnym odmówieniu zejścia z boiska w finale z City, Kepa z 11 karnych nie broni ani jednego, żeby potem zmarnować swoją jedenastkę i ostatecznie pogrzebać szanse Chelsea na zdobycie Carabao Cup. Hiszpan dał The Blues zwycięstwo w Superpucharze Europy z Villarealem, lecz potem znowu przywołał do siebie negatywne skojarzenia i ponownie stał się antybohaterem stadionu Wembley. To była dla niego najlepsza szansa, aby się odkuć, teraz będzie on musiał czekać na kolejną sposobność. Pytanie tylko, czy taką dostanie. A Wy, co sądzicie o wczorajszym starciu?

Komentarze

komentarzy