Lata mijają, ale niektórych momentów kibic piłkarski nie jest w stanie wymazać ze swojej pamięci. Finały Ligi Mistrzów obok finałowych meczów o Mistrzostwo Europy i Mistrzostwo Świata generują największą dawkę emocji i skupiają na sobie wzrok milionów Polaków, także tych nie zainteresowanych na co dzień piłką nożną. Historia finałowych meczów Champions League ma zapisanych kilka kart złotymi zgłoskami. W naszym zestawieniu braliśmy pod uwagę przede wszystkim zastrzyk emocji jaki ów mecze dawały, oraz dramaturgię i poziom widowiska. Wyboru łatwo dokonać nie było, początki Ligi Mistrzów sięgają sezonu 1992/93, wybór naprawdę trudny.
Sezon 1998/1999, Manchester United – Bayern Monachium 2:1
Angielsko- niemiecka rywalizacja na Camp Nou zapowiadała się ciekawie, ale chyba nikt nie spodziewał się takiej dramaturgii do ostatnich sekund, tak sekund! Na przeciw siebie stanął Mistrz Anglii oraz Mistrz Niemiec, po jednej i drugiej stronie trenerskie osobowości, sir Alex Ferguson oraz Ottmar Hitzfeld. W obu składach wielu znakomitych piłkarzy. W Bayernie m.in. Kahn, Mattheus, Bassler czy Effenberg. W zespole Czerwonych Diabłów Schmeichel, Beckham, Giggs, Andy Cole czy Jaap Stam. A to tylko jedni z wielu. Mecz sędziował jeden z najlepszych sędziów w historii, Włoch Pierlugi Collina.
Już w 6. minucie prowadzenie Bawarczykom dał Mario Bassler, który skutecznie wykorzystał rzut wolny tuż zza pola karnego. Bayern nie zamierzał na tym poprzestać, dalej atakował, a ataki Manchesteru United były nieporadne. Mehmet Scholl mógł cudownym golu dać dwubramkowe prowadzenie, lecz jego próba przelobowania Schmeichela zakończyła się ostemplowaniem słupka bramki strzeżonej przez duńskiego bramkarza. Po kilku chwilach ponownie w „aluminium”, jak mawiają Niemcy, trafił Jancker, który złożył się w ekwilibrystyczny sposób do przewrotki. Manchester wciąż był przy życiu, wtedy Ferguson posłał w 81. minucie na boisko norweskiego jokera, zwanego „Morderca o twarzy dziecka”. Chodzi rzecz jasna o Ole Gunnara Solskjaer’a. Tempo meczu zawrotne, na zegarze 90. minuta. Pierluigi Collina dolicza 3 minuty do podstawowych, nikt wtedy jeszcze nie przypuszczał, że to będą najsłynniejsze 3 minuty w historii futbolu! Przy jednym z rzutów rożnych pod bramkę Kahna zapędził się jego vis a vis, Peter Schmeichel. To właśnie w tej akcji, Teddy Sheringham wyrównał. Była 91 minuta. Wydawało się, że przed nami dogrywka, tak mogły myśleć miliony przed telewizorami, ale nic z tych rzeczy. Kolejny rzut rożny, znowu David Beckham w narożniku, dokładna centra, zgranie głową Sheringhama… nogę dokłada Solskaer i jest gol! Gol zmieniający historię. Gol powodujący palpitację serca dla kibiców obu drużyn. Przed laty Gary Lineker wypowiedział słynne słowa, – Futbol jest taką dyscypliną sportu, w której gra na boisku 22 zawodników, przez 90 minut, a i tak zawsze wygrywają Niemcy. Od każdej reguły są jednak wyjątki, to był właśnie ten dzień. Po raz kolejny futbol okazał się nieprzewidywalny i wręcz magiczny.
Sezon 2004/05, Liverpool – AC Milan 3:3, rzuty karne 3:2
Stambuł, mecz na którego wspomnienie, na ciele pojawiają się ciarki. Milan już jedną rękę trzymał na pucharze, prowadził do przerwy 3-0. Zapowiadał się najbardziej jednostronny finał w historii, jednak życie napisało niesamowity scenariusz. Nie powstydziłby się tego nawet sam Alfred Hitchcock! Z polskiego punktu widzenia także był to mecz szczególny, mieliśmy w nim swojego uczestnika, w bramce Liverpoolu wystąpił Jerzy Dudek. Słowo wystąpił, jak się okazało to było zbyt mało by odpowiednio zrecenzować grę Dudka tego wieczoru. On po prostu został bohaterem! Ale po kolei… Już w 1. minucie legenda AC Milan, Paolo Maldini zdobył prowadzenie strzałem z woleja, w końcowych minutach pierwszej połowy dwukrotnie na listę strzelców wpisał się jeszcze Hernan Crespo. Genialnie grał Kaka, zaliczył bezpośrednią asystę przy trzeciej bramce, oraz asystę drugiego stopnia przy pierwszej bramce Crespo. Posłał dwa wypieszczone prostopadłe podania. Partnerzy wiedzieli jak zrobić z nich pożytek. Liverpool był bezradny, używając nomenklatury bokserskiej, leżał na deskach wręcz. Co było znamienne, przerwa, 0-3 na świetlnej tablicy, a fani przybyli z Anglii śpiewali donośne „You will never walk alone”!
Piętnastominutowa przerwa jaką do dyspozycji miał Rafa Benitez, odmieniła zespół. To wyszli zupełnie inni ludzie, wiedzieli, że już nic do stracenia nie maja. Po kwadransie gry w drugiej połowie fani na stadionie i przed telewizorami przecierali oczy ze zdziwienia, włosy stawały dęba, na ciele ciarki. Liverpool wrócił do gry. Najpierw nadzieję w serca fanów The Reds wlał Steven Gerrard, wychowanek Liverpoolu. Wtedy wydawało się, że to kosmetyka wyniku jedynie. Minęły jednak raptem dwie minuty, a było już 2-3. Vladimir Smicer uderzył z dystansu i pokonał Didę, nadzieja kibiców z Wysp odżyła. Kolejne kilka minut, a Liverpool otrzymał od sędziego Manuela Mejuto Gonzaleza rzut karny. Podszedł Xabi Alonso, jego strzał obronił jeszcze Dida, ale dobitka pod poprzeczkę, gol, 3:3! Niemożliwe stało się możliwe. Liverpool wrócił z zaświatów w dosłownie sześć minut! Właśnie tyle czasu upłynęło między 54, a 60. minutą na stadionowym zegarze. W regulaminowym czasie gry rezultat już nie uległ zmianie, sędzia zarządził dogrywkę.
W dodatkowych 30 minutach losy finału mógł przesądzić Andrij Szewczenko, jednak Ukrainiec przegrał pojedynek z Jerzym Dudkiem. Polak najpierw obronił strzał z główki napastnika Milanu, a następnie dokonał niemożliwego parując dobitkę z 3. metrów! – Gdybym oddał ten strzał 10 tysięcy razy, trafiłbym za każdym razem prócz jednego – takimi słowami tę sytuację skomentował Szewczenko. Dogrywka także niczego nie rozstrzygnęła. Przed serią rzutów karnych Jamie Carragher, ówczesny kapitan Liverpoolu wypowiedział pamiętne słowa do Dudka, – Pamiętasz Grobbelaara? Rób dokładnie to co on! Grobbelaar to bramkarz, który w 1984 roku przeszedł do historii tańcząc przy egzekwowaniu jedenastek. Polak skorzystał z podpowiedzi i przeszedł do historii, został bohaterem, a jego taniec nazwano „Dudek dance”. Dudek sparował uderzenia Pirlo i Szewczenki, a Liverpool tryumfował. Niemożliwe stało się możliwe.
Sezon 2007/2008, Manchester United – Chelsea Londyn 1:1, rzuty karne 6:5
Dwa angielskie zespoły naprzeciw siebie. Po jednej stronie Manchester United z legendarnym Sir Alexem Fergusonem, po drugiej starająca się podbić Europę Chelsea, zasilana milionami Romana Abramowicza. Na ławce Chelsea niespodziewanie Avram Grant, który zastąpił Jose Mourinho. To właśnie pod wodzą Portugalczyka Chelsea miała sięgać po kolejne puchary. „The Special One” jednak został wcześniej zwolniony i to trener z Izraela stanął przed niesamowitą szansą. Areną starcia były Moskiewskie Łużniki. Był to pierwszy, a zarazem do tej pory ostatni w całości angielski finał Ligi Mistrzów. Angielska Premier League znaczyła wtedy w Europie najwięcej, bywały sezony kiedy to do 1/2 finału docierały aż trzy kluby z Anglii.
Strzelanie rozpoczął Cristiano Ronaldo. Efektowną główką pokonał Petra Cecha. Odpowiedział tuż przed przerwą Frank Lampard, który wykorzystał niepewność w szeregach obronnych Manchesteru. Na boisku zarysowała się wyraźna przewaga Czerwonych Diabłów. Posiadanie piłki w granicach 65-35% na korzyść ekipy z Old Trafford, jednak The Blues groźnie kontrowali. Minuty mijały, a oba zespoły miały taki sam dystans do końcowego tryumfu. Wynik 1:1 nie uległ zmianie, a piłkarze mieli chwilę oddechu, mecz był wszak toczony w szybkim tempie.
W dogrywce najpierw wynik mógł poprawić Frank Lampard, ale jego uderzenie trafiło w poprzeczkę bramki strzeżonej przez van der Sara. Następnie odpowiedział Ryan Giggs, ale jego strzał do pustej bramki wybił rozpaczliwie głową John Terry! W 116. minucie Didier Drogba obejrzał czerwoną kartkę za uderzenie w twarz rywala. Czas w dogrywce upłynął, ale wciąż nie znaliśmy zwycięzcy, emocje już sięgały zenitu, a dramaturgii jak się okazało dodał obficie padający deszcz. Deszcz okazał się, kto wie, czy nie decydującym czynnikiem podczas egzekwowania rzutów karnych. Najpierw jednak na musiku znalazły się Czerwone Diabły, Cristiano Ronaldo przekombinował i próbował uderzyć z zatrzymaniem. Cech wyczuł jego intencje i sparował uderzenie. Kolejni piłkarze trafiali skutecznie, 4-4 i do decydującego karnego podchodzi kapitan, John Terry… Zalicza poślizg przy strzale, piłka trafia w słupek! Następnie trafiali Anderson, Salomon Kalou i Ryan Giggs, teraz to Diabły były na prowadzeniu 6-5 i do piłki podszedł Nicolas Anelka. Jego strzał obronił Edwin van der Sar i to Manchester United po raz drugi w historii zdobył Ligę Mistrzów. Po raz drugi w dramatycznych okolicznościach. Seria jedenastek z tego finału przeszła niewątpliwie do historii. Poślizg Terry’ego przy decydującym rzucie karnym będzie się pamiętać latami.
Czy tegoroczny finał pomiędzy zespołami z Madrytu także zapisze się w historii Ligi Mistrzów?