W mediach mocno zawrzało. Wszystko za sprawą reportażu, który przygotował dla Onet.pl Łukasz Cieśla. Dotyczy on śledztwa gdańskiej prokuratury w sprawie handlu podrabianymi dyplomami. W całą aferę plątani są m.in. czołowi polscy piłkarze. O kim mowa? To Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik czy Jacek Góralski.
Całe zamieszanie jest efektem działań pewnej absolwentki, która zgłosiła się do dr. hab Zbigniewa D., by skończyć studia podyplomowe. Kiedy sam Zbigniew D. zaproponował jej dyplom bez konieczności uczęszczania na zajęcia czy zdawania egzaminu, oburzona absolwentka odrzuciła ofertę i zgłosiła sprawę policji, która przygotowała specjalną zasadzkę, łapiąc Zbigniewa D. na gorącym uczynku.
Kontakt z Lewandowskimi
W momencie zatrzymania, policja zaczęła przeglądać korespondencje Zbigniewa D., w której znalazło się wiele ciekawych rozmów, w tym także kontakty z Robertem Lewandowskim i jego żoną – Anną Lewandowską. Z komunikatora wynika, że Zbigniew D. rozmawiał z Anną Lewandowską, a także osobami z jego otoczenia o magisterce dla reprezentanta Polski. Propozycję podrobionych tytułów naukowych miała usłyszeć także żona piłkarza.
Z ustaleń Onet.pl wynika, że policja znalazła zdjęcie dyplomu dla Lewandowskiego z pieczątką Uczelni Nauk Społecznych w Łodzi oraz podpisem żony doktora D., która pełni funkcję rektora tej szkoły. Na dyplomie magisterskim o temacie „Przedsiębiorczość i zarządzanie w usługach społecznych i edukacyjnych” z pedagogiki widniało zdjęcie Roberta Lewandowskiego.
Kapitan naszej kadry miał obronić tytuł magistra 24 marca 2018 roku na ocenę dobrą. Jak się okazuje, dzień wcześniej – 23 marca Polska grała z Nigerią we Wrocławiu, a na murawie pojawił się Robert Lewandowski. Z kolei cztery dni później piłkarz Bayernu zagrał w Chorzowie z Koreą Południową, strzelając nawet gola.
W trakcie marcowego zgrupowania Lewandowski cały czas był z kadrą. Rzecznik PZPN – Jakub Kwiatkowski w rozmowie z Onetem wyjaśnił, że teoretycznie piłkarz mógł obronić magisterkę dzień po meczu z Nigerią. Za zgodą selekcjonera piłkarze mają prawo opuścić zgrupowanie w wyjątkowych okolicznościach.
Co ciekawe, zebrane materiały ujawniają, że Anna Lewandowska trzy miesiące po rzekomej obronie spotkała się ze Zbigniewem D. Oskarżony miał poinformować żonę piłkarza, iż przygotował pewną teczkę, jednakże nie wiadomo, jaka była jej zawartość.
Brak spójności
W całej historii kilka punktów się nie zgadza. Warto bowiem pamiętać, że Robert Lewandowski w październiku 2017 roku obronił licencjat w Wyższej Szkole Edukacji w Sporcie w Warszawie, a trzy lata później został magistrem, broniąc pracę na tej samej uczelni. Lewandowski nie mógłby zatem bronić magisterki niecały rok później po licencjacie.
Z akt śledztwa wynika jednak, że taki dyplom był przygotowany, a do sprawy włączony został także chirurg Emil Jędrzejewski, który dostarczał zdjęcie Roberta Lewandowskiego. Onet skontaktował się z nim. Lekarz stwierdził, że Lewandowski uczelnię w Łodzi skończył, a dyplom nie jest podrabiany.
Onet rozmawiał także z otoczeniem Roberta Lewandowskiego. Ostatecznie otrzymano następujące stanowisko, które przedstawiła rzeczniczka Lewandowskich – Ani Robert Lewandowski, ani Anna Lewandowska nie mają żadnej wiedzy na temat postępowania prokuratorskiego, o którym pan pisze. Nie zostali o takim postępowaniu powiadomieni, a tym bardziej nie składali żadnych wyjaśnień. Nie mają także możliwości potwierdzenia, czy takie postępowanie w rzeczywistości ma miejsce. Trudno się w tej sytuacji odnosić do sprawy.
Jacek Góralski z licencjatem?
Robert Lewandowski nie jest jedynym piłkarzem, który pojawił się w korespondencji oskarżonego. Na liście znalazł się także Jacek Góralski, który miał obronić licencjat na kierunku „Teologia adwentystyczna”. Ponownie daty zdarzeń powodują pewną niespójność. Góralski 8 października 2017 roku znalazł się w kadrze na mecz z Czarnogórą, a tego samego dnia miał obronić pracę. Licencjat wydała Wyższa Szkoła Teologiczno-Humanistyczna w Podkowie Leśnej, z którą Zbigniew D. był w pewien sposób powiązany.
Uczenia zaprzecza jednak, by Jacek Góralski był jej absolwentem. Sam piłkarz w rozmowie udostępnionej w reportażu również dementuje i zapewnia, że nie ma matury, a kopię dyplomu na jego nazwisko tłumaczy wykonaniem czynu bez jego zgody.
Arkadiusz Milik i Łukasz Milik
Policja znalazła także zdjęcie dyplomów maturalnych wystawionych na Łukasza Damiana Milika i Arkadiusza Krystiana Milika, czyli reprezentanta Polski. Brat piłkarza Marsylii, który jest dyrektorem akademii piłkarskiej Górnika Zabrze, wyraził chęć spotkania w tej sprawie, ale ostatecznie nie miało ono miejsca, gdyż Łukasz Milik doszedł do wniosku, że po rozmowach telefonicznych nie ma nic do dodania.
Z kolei Arkadiusz Milik nie odpowiedział na pytania Onetu przesłane drogą mailową.
Piotr Świerczewski
W śledztwie przewinął się również Piotr Świerczewski, były reprezentant Polski, który miał prowadzić rozmowy z doktorem D. w sprawie zakupu kilku dyplomów: magistra, licencjata, a nawet MBA, a także miał pośredniczyć w przekazywaniu pieniędzy. W rozmowie z Onetem, Piotr Świerczewski zaprzecza tym oskarżeniom i twierdzi, że normalnie skończył szkołę przy ul. Kamińskiego. Również i w tym przypadku do wstępnie ustalanego spotkania nie dochodzi.
Mateusz Borek
Listę do tej pory ujawnionych osób ze świata sportu związanych z całą aferą zamyka Mateusz Borek, który w rozmowie z Onetem przyznał, że poznał Zbigniewa D. poprzez Piotra Świerczewskiego i zrobił licencjat, a później magisterkę na jego uczelni, jednakże cały proces przebiegał w uczciwy sposób.
Mateusz Borek w 2016 roku miał podziękować naukowcowi za przesłanie dyplomu. Znany dziennikarz przekonuje, że na dowód swojej niewinności może pokazać indeksy, ale studiował tam „jakieś 15 lat temu” i nie pamięta, czy w 2016 roku rozmawiał ze Zbigniewem D. o dyplomie dla siebie.