Cezary Kulesza udzielił wywiadu dla portalu Interia Sport. Prezes zmierzył się z pytaniami o zdarzenia, które wydarzyły się w ostatnich tygodniach.
Dołącz do naszej grupy dyskusyjnej na Facebooku o piłce nożnej
Cezary Kulesza odniósł się do ostatnich afer
Cezary Kulesza i PZPN stwarzali wokół siebie mnóstwo niepotrzebnego zamieszania. Afera Krychowiaka z lekarzem, afera Stasiaka, porażka Mołdawią, przerzucanie winy na sponsorów, wszystko sprawiło, że atmosfera wokół PZPN stała się niezwykle gęsta. Cezary Kulesza w wywiadzie dla Interia Sport udzielił wyjaśnień, szczególnie w sprawie Stasiaka. Oto najciekawsze fragmenty wypowiedzi.
Afera ze Stasiakiem
„Pan Stasiak poleciał jako osoba towarzysząca gościa zaproszonego przez firmę Inszury.pl. Było tak, jak panu powiedziałem. Jeśli ktoś kreuje inną wersję, to jego trzeba pytać skąd ma informacje.” Na pytanie o weryfikację zaproszonych osób prezes powiedział: „Powiem panu jaka jest prawda, nawet jeśli jest smutna. Jestem w PZPN od 11 lat, byłem na dziesiątkach takich wyjazdów. I wiem, że nigdy nie było procedur weryfikujących gości. Sponsorzy mieli prawo ich zapraszać, a PZPN ich nie prześwietlał. Wszystko opierało się na zaufaniu. Gdyby więc istniały procedury, a ktoś by ich nie dopełnił, to wyciągnąłbym wobec takiej osoby konsekwencje. Ale procedur nie było – chociaż jak widzimy, powinny. Dlatego podjąłem decyzję, że ta kwestia się zmieni i od teraz przed każdym wylotem będziemy weryfikować listę pasażerów”. Prezes Kulesza przyznał się także do brania udziału w kolacji, gdzie padło już słynne zizu zi zizu za: „Byłem, wszyscy byliśmy. To nie była impreza, tylko kolacja, na której przed każdym meczem wyjazdowym spotykamy się z naszymi sponsorami i ich gośćmi. Od lat jest tak samo: dobre jedzenie, trochę wina, trochę piwa. I sympatyczne rozmowy. Nie raz zdarzyło się też, że ktoś coś zaśpiewał, zresztą wtedy wszyscy śpiewaliśmy „Sto lat” Wojtkowi Gąssowskiemu, który obchodził 80. urodziny.”
Prezes odniósł się także do nagonki na jego osobę: „Proszę nie robić ze mnie idioty. To nie ja zaprosiłem pana Stasiaka do Kiszyniowa. I nie ja dogadywałem się w sprawie premii. Oczywiście, jako prezes PZPN ponoszę za to odpowiedzialność, nie uchylam się od niej, ale pewne granice powinny obowiązywać. Od początku jestem pod obstrzałem. Mówią na przykład, że jestem wieśniakiem. Tak panie redaktorze, urodziłem się na wsi, chociaż mój tata był dyrektorem szkoły, a mama nauczycielką. Nie wstydzę się tego skąd pochodzę, nauczyłem się tam ciężkiej pracy. Mówią, że jestem „diskopolowcem”. Też jestem. To był trudny biznes, w którym osiągnąłem sukces, zarobiłem duże pieniądze. Wiem zresztą, że ci sami ludzie, co się z tego śmieją, później bawią się na weselach do muzyki zespołów z mojej wytwórni. Dalej: mówią, że nie umiem wypowiadać się publicznie. A wie pan jak u mnie na wiosce mówili? „Krowa, która dużo muczy, mało mleka daje”. I dlatego wolę skupić się na robocie, a nie na gadaniu. Niech gadają inni. Mnie to nigdy nie wychodziło. Wychodziła mi za to ciężka praca. To dzięki niej mogłem zostać prezesem PZPN. Nie przyszedłem do federacji po pieniądze, bo te zarabiam gdzie indziej. Przyszedłem zrobić coś dobrego dla polskiej piłki. I jestem bez przerwy jeb… Widocznie przeszkadzam pewnym środowiskom. Ale spokojnie, nie takie rzeczy w życiu wytrzymałem. I to też wytrzymam. Chciałbym tylko, żeby moja praca była uczciwie oceniana.”