Czasami każdemu z nas zdarzy się obejrzeć mecz, po którym zapewne przychodzi refleksja w stylu: „Po co mi to było?”, parafrazując tekst piosenki pewnego wybitnego polskiego zespołu rockowego. Właśnie do tego rodzaju spotkań należy zapisać pojedynek Meksyku z Boliwią. Ciężko jednak było oczekiwać od tego spotkania fajerwerków, z racji tego, iż grały ze sobą dwie najgorsze drużyny poprzedniej edycji Copa America.
Początek spotkania mógł zachęcić do dalszego oglądania. Drużyna Miguela Herrery dość mocno przycisnęła Boliwię i nie chciała opuścić szybko połowy strzeżonej przez Boliwijczyków. W 11. minucie niezły strzał oddał Medina po ekwilibrystycznej żonglerce Matiasa Vuoso. Mecz ożywił się jeszcze bardziej 120 sekund później, kiedy to w słupek trafił klubowy kolega Prejuce’a Nakoulmy – Boliwijczyk Romano Pedriel. Fani, którzy postanowili zostawić włączone telewizory w środku nocy z pewnością drgnęli nieco w fotelach i czekali na kolejne emocje, jakie miało przynieść to widowisko. Niestety, zamiast kolejnych uniesień, przyszło wielkie rozczarowanie. Do końca drugiej połowy na boisku nie działo się praktycznie nic, poza pojedynczymi zrywami najaktywniejszego na boisku Jesusa Manuela Cordoby. W 43. minucie kapitalnie z dystansu lewą nogą uderzał Campos, jednak równie fantastycznie poradził sobie z tym strzałem meksykański bramkarz – Jose de Jesus Corona.
Wszyscy byli wdzięczni za zakończenie tej niemrawej, pierwszej połowy i liczyli na większe napięcie w drugiej odsłonie spotkania. Niestety, nie przyniosła ona ze sobą żadnych pasjonujących momentów. Zaznaczyć trzeba przewagę Meksyku, jednak była to dominacja, z której nic nie wynikało. W 66. minucie groźnie uderzał Raul Jimenez, natomiast sześć minut później kapitalną akcją popisał się brylujący na skrzydle Jesus Manuel Cordoba i świetnie wyłożył piłkę Medinie, jednak ten postanowił nie oddawać od razu strzału na bramkę Boliwii i przypłacił tę decyzję brakiem jakiegokolwiek zagrożenia. W 78. minucie doszło do pewnej kontrowersji. Javier Aquino, który wniósł nieco ożywienia do gry „El Tri”. Padł w polu karnym, niczym rażony piorunem i wydawało się, że paragwajski arbiter Enrique Caceres musi użyć gwizdka. Miguel Herrera grzmiał na ławce rezerwowych i wychodził z siebie. Okazało się, że była to pochopna interpretacja, bo skrzydłowy Rayo Vallecano ewidentnie szukał w tej sytuacji faulu. Powtórki pokazały, że sędzia miał w tym wypadku rację. Najgorszym momentem dla kibiców tego widowiska była 90. minuta gry i decyzja Paragwajczyka o 4-minutowym przedłużeniu tych męczarni… Meksyk szukał jeszcze swojej szansy w rzutach wolnych oraz rożnych, ale ostatecznie utrzymał się bezbramkowy remis. Kibicom, którzy nie obejrzeli tego meczu, powinno się pogratulować mądrej decyzji.
Meksyk – Boliwia 0:0
stadion Estadio Sausalito
Meksyk: ustawienie: 1 – 5 – 3 – 2. 1. Jesús Corona – 15. Gerardo Flores, 3. Hugo Ayala, 4. Rafael Márquez (63, 11. Javier Aquino), 2. Julio Domínguez, 16. Adrián Aldrete – 5. Juan Carlos Medina (80, 10. Luis Montes), 6. Javier Güemez, 7. Jesús Manuel Corona – 20. Eduardo Herrera (60, 9. Raúl Jiménez), 19. Matías Vuoso.
Boliwia: ustawienie: 1 – 4 – 5 – 1. 1. Romel Quiñónez – 2. Miguel Hurtado, 16. Ronald Raldes, 22. Edward Zenteno, 4. Leonel Morales – 18. Ricardo Pedriel (84, 17. Marvin Bejarano), 3. Alejandro Chumacero, 20. Jhasmani Campos (70, 10. Pablo Escobar), 6. Danny Bejarano, 8. Martin Smedberg-Dalence – 9. Marcelo Moreno.