Filmowe podsumowanie Premier League cz.1

Za nami kolejny już sezon rozgrywek Barclays Premier League. Z tej okazji przygotowaliśmy dla Was dość nietypowe podsumowanie, w którym opiszemy każdy zespół z osobna, posługując się przy tym tytułami filmów. Zapraszamy do lektury:

Queens Park Rangers – Nauka spadania

Zespół ze stolicy mógłby spokojnie owej nauki udzielać, bowiem ma w tym ostatnio spore doświadczenie. Degradacja do Championship, powrót po roku do Premier League tylko po to, by znowu spaść z ligi. Co więcej, Queens Park zakończyli sezon ponownie na ostatnim miejscu, notując niewielki progres w postaci pięciu punktów, względem poprzedniego sezonu w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii. Nic nie dało odmłodzenie kadry. Caulker miał być liderem defensywy, a stał się liderem w popełnianiu błędów. Największym był chyba ten z doliczonego czasu gry w starciu z Liverpoolem:

Fer zamiast dobrej i równej gry, wyróżnił się jedynie kilkoma efektownymi akcjami. Zamora swoje 1782 minuty na boiskach Premier League zamienił na całe 3 gole. Zaszalał też Nico Kranjcar, którego przydatność dla drużyny była równa przydatności jednogroszówek podczas zakupów. Były też oczywiście pozytywne aspekty, jak rewelacyjny sezon Charliego Austina, ale to za mało, by zapewnić sobie miejsce nad strefą spadkową. W Championship będzie to jedna z lepszych drużyn, ale na Premier League taki poziom nie wystarcza.

BurnleyŻyć chwilą

Historia Burnley mogłaby spokojnie zastąpić tą przedstawioną w filmie Żyć chwilą. Był flirt, może nawet krótki romans z Premier League, po czym przyszedł czas na powrót do domu, bo takowym zdaje się być dla drużyny z Turf Moor Championship. Najwyższa liga rozgrywkowa to jednak za wysokie progi dla ekipy Seana Dyche’a, choć paru zawodników zaprezentowało się z dobrej strony. Znakomity sezon rozegrał Danny Ings. 11 goli zawodnika, grającego w spadkowiczu, to naprawdę niezły bilans. Nie uszło to uwadze innych klubów, co zaowocowało tym, że młodego Anglika za rok oglądać będziemy na Anfield Road. Dobrze prezentował się również Kieran Trippier. Rozegrał on aż 36 pełnych występów i poszedł w ślady Ingsa, a za kierunek odejścia obrał sobie Tottenham. Na plus można dodatkowo uznać takich zawodników jak Scott Arfield, czy Ashley Barnes. Do utrzymania potrzeba jednak czegoś więcej, a na pewno przydałby się nowy szkoleniowiec, gdyż Sean Dyche nie jest raczej człowiekiem, który potrafi prowadzić zespół na miarę Premier League. Zobaczymy jednak, czy uda mu się ponownie wprowadzić Burnley o ligę wyżej, gdyż nowy dyrektor sportowy klubu, Frank McParland już zapowiedział, że nie przewiduje żadnych zmian na tym stanowisku.

Hull CityPrzyczajony tygrys, ukryty smok

Drużyna z KC Stadium niczym mistrz Lu Mu Bai z pewnością zakończyła sezon z wielkim rozczarowaniem. Zaledwie trzech punktów zabrakło do utrzymania walecznym, ale nieskutecznym Tygrysom. Hull miało swoje przebłyski, czasami grało naprawdę bardzo dobrą piłkę, jednak fatalna końcówka sezonu zaważyła o spadku z ligi. Nie mogło być zresztą inaczej, skoro na sam koniec wyczerpującego sezonu ekipie Steve’a Bruce’a pozostały mecze z czołowymi ekipami – Manchesterem United, Tottenhamem, Liverpoolem oraz Arsenalem. Spadek z ligi na pewno będzie wielkim rozczarowaniem i dojdzie do sporych roszad w składzie. Jasnym punktem był z pewnością snajper Nikica Jelavić. Kilka jego bramek dawało jeszcze kibicom nadzieję na pozostanie w Premier League, jednak ostatecznie sztuka ta nie udała się.  W lutym 2015 do drużyny przyszedł także senegalski napastnik N’Doye Dame, który okazał się bardzo dobrym wzmocnieniem, jednak sprowadzonym o wiele za późno. Wzmocnieniem miał także okazać się sprowadzony z Tottenhamu Michael Dawson, który jednak nie zaprezentował pełni swoich możliwości. Zapamiętamy go jedynie z bramki w meczu z Liverpoolem, która dała sensacyjne zwycięstwo nad The Reds.

https://www.youtube.com/watch?v=5B2vDd6MpRU

Aston Villa – Operacja Argo

Niewiele brakowało, by ten sezon skończył się dla The Villans tragicznie. W połowie lutego znajdowali się oni w strefie spadkowej i podobnie jak w przypadku szóstki Amerykanów w „Operacji Argo”, ich sytuacja była fatalna. Wtedy jednak nadeszło zbawienie. 14 lutego 3-letni kontrakt z klubem podpisał Tim Sherwood. Wtedy jeszcze nikt nie zdawał sobie sprawy, jakie to będzie mieć znaczenie. Ekipa z Villa Park zaczęła nagle regularnie zdobywać punkty i to w wielkim stylu. To nie były szczęśliwe remisy, czy przypadkowe wygrane, ale czasem nawet i demolki, jak 4-0 na wyjeździe z Sunderlandem. Benteke, który wrócił w lutym po ciężkiej kontuzji, zaczął strzelać jak na zawołanie. Niekiedy nawet w pojedynkę zapewniał swojej drużynie 3 punkty i obok Sherwooda to on jest głównym konstruktorem tego sukcesu. Największy podziw trzeba jednak skierować ku osobie menedżera. W ekspresowym tempie posprzątał on syf po swoim poprzedniku, zmienił diametralnie styl gry Aston Villi i zapewnił jej miejsce w Premier League na przyszły sezon. Zadanie było trudne, ale niczym Tony Mendez w „Argo”, Sherwood wyprowadził drużynę z piekła i stał się bohaterem.

Sunderland Wróg u bram

Sytuacja Sunderlandu w poprzednim sezonie nie zawsze wyglądała  różowo. Pewna rzecz jednak nie uległa zmianie – Czarne Koty cały czas mają patent na największego rywala – Newcastle United. Bilans derbów Tyne Wear staje się już coraz bardziej korzystny dla Sunderlandu – w tym sezonie na St James’ Park drużyna prowadzona wówczas przez Alana Pardew musiała znieść wielkie upokorzenie – 3:0 dla Sunderlandu kibice Srok potraktowali jako swoisty policzek. W rewanżu było 1:0 dla Czarnych Kotów i te dwa zwycięstwa miały bardzo duży, o ile nie kluczowy, wpływ na utrzymanie zespołu. Jasnych punktów było kilka,  ważnym zawodnikiem był niezawodny Adam Johnson, który jednak będzie musiał się srogo tłumaczyć z jego wybryków z 15-latką. W tym sezonie strzelił kilka ważnych goli dla swojego zespołu i miał duży wpływ na utrzymanie drużyny. Dobrym pomysłem okazało się też ściągnięcie ze Stanów Zjednoczonych skutecznego i ogranego w Premier League napastnika Jermaina Defoe. Były gracz Tottenhamu również strzelał ważne gole, a już na pewno kibice będą wspominać swoim wnukom jego kapitalne trafienie w derbowym meczu z Newcastle, które dało niesamowicie ważne trzy punkty. To trafienie było zresztą jednym z najładniejszych w całym sezonie 2014/2015:

https://www.youtube.com/watch?v=ooO9UnLkM9E

Pewniakami w drużynie prowadzonej najpierw przez Gusa Poyeta, a później Dicka Advocaata, byli też oczywiście Lee Cattermole, czyli człowiek ze stali o żelaznych płucach, który dałby się pokroić (dosłownie) za swój klub, a także Sebastian Larsson, czyli mistrz techniki i bajecznych rzutów wolnych. Ciekawa sytuacja miała miejsce po zakończeniu sezonu. Dick Advocaat zrezygnował z prowadzenia Sunderlandu, jednak tydzień później dał się namówić na powrót na stanowisko.

Newcastle United Lot nad kukułczym gniazdem

O mały włos ten lot mógłby skończyć się tragicznie. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie bohaterski czyn Jonasa Gutierreza, który strzelił bramkę w decydującym meczu z West Hamem, drużyna Johna Carvera mogłaby mieć spore problemy z utrzymaniem w lidze. Nic nie zapowiadało klęski, jednak fatalna passa, gdzie Newcastle nie potrafiło wygrać meczu od lutego, przyczyniła się do uznania Srok jako jednego z kandydatów do spadku z ligi. Postawa Newcastle była przygnębiająca, drużyna przegrywała mecz za meczem, dwukrotnie uległa praktycznie bez walki swojemu największemu rywalowi – Sunderlandowi. Ciężko znaleźć pozytywy po tak nieudanym sezonie. Na plus można zapisać Ayoze Pereza, który zaliczył kilka dobrych występów i z pewnością dobrze rokuje na przyszłość. Skuteczny był też Papiss Cisse, który ma jakiś niesamowity patent na Chelsea. W tym sezonie strzelił The Blues dwie bramki i w sumie to może być powód do dumy dla kibiców Newcastle – to właśnie Sroki zakończyły fantastyczną serię mistrzów Anglii bez porażki, wygrywając na własnym obiekcie 2:1. Senegalczyk strzelił 11 bramek i wydaje się obowiązkiem dla Steve’a McClarena utrzymanie go w zespole. Afrykanin miał niezłą skuteczność – strzelał gola co 105 minut. Jego bramki były bardzo ważne w kontekście utrzymania drużyny w lidze. Całe szczęście udało się uniknąć spadku i Newcastle nie podzieliło losu Jacka Nicholsona z filmu Milosa Formana.

Leicester City – Oszukać przeznaczenie

Mamy 24. kolejkę Premier League. Leicester przegrywa z Arsenalem i „umacnia” swoją ostatnią pozycję w tabeli. Za ich utrzymaniem nie przemawia absolutnie nic. Grają tragicznie, punktują tragicznie, a zaskakujące zwycięstwo 5-3 z Manchesterem United okazało się być „wypadkiem przy pracy”. Bukmacherzy płacą krocie za zakłady z ich udziałem, a kibice już odliczają ich ostatnie dni w najwyższej klasie rozgrywkowej. Wtedy jednak dochodzi do cudu. Wszystko zaczyna się od świetnego meczu z Tottenhamem. Meczu przegranego, który jednak dał nadzieję.  Porażka 3-4 z zespołem aspirującym na top4 jest bowiem sporym osiągnięciem dla drużyny, która na ten moment traciła 7 punktów do pozycji gwarantującej utrzymanie. Oczywiście traktowano to jako kolejny przypadek, ciężko było jednak wyjaśnić późniejsze zwycięstwa z West Hamem, West Bromem, Swansea, Burnley, Newcastle i Southampton. Większość kibiców jedynie przecierała oczy ze zdumienia. Czerwona latarnia ligi zanotowała 6 zwycięstw z rzędu i nagle znalazła się na 15. pozycji. Szalał Vardy, Morgan, King. Swoją cegiełkę dołożył również Wasilewski, a wisienką na torcie była ostatnia kolejka, gdy Leicester pokonało Queens Park 5-1. Ekipa Nigela Pearsona niewątpliwie oszukała przeznaczenie, jakim był spadek po 10 latach nieobecności w Premier League, a styl w jakim to zrobiła, na zawsze zapadnie w pamięci kibiców futbolu na Wyspach.

West Bromwich Albion  Lepiej być nie może

Tytuł filmu zdaje się idealnie odzwierciedlać sytuację The Baggies. Co roku są typowani do spadku, co roku mają teoretycznie jeden z gorszych składów, a mimo to utrzymują się w dość bezpiecznym stylu (wyjątkiem sezonu 2013/14, w którym zajęli lokatę tuż nad strefą spadkową). To jednak wszystko, na co stać klub z zachodniej Anglii. Połowa tabeli odpowiada zresztą ambicjom kibiców. Rzadko słyszy się bowiem na The Hawthorns głosy mówiące o marzeniach związanych z europejskimi pucharami. Gdyby jednak w składzie było więcej piłkarzy takich jak Saido Berahino… Ten utalentowany reprezentant angielskiej młodzieżówki był jednym z największych odkryć tego sezonu. W 38 występach w Premier League strzelił 14 goli. Pokonał m.in. goalkeeperów Manchesteru United i Liverpoolu, a najbardziej w pamięci tego młodzieńca pozostanie występ z Chelsea, gdzie zdobył dwie bramki i walnie przyczynił się do tego, że jego ekipa pokonała nowych mistrzów Anglii aż 3-0. Berahino nie otrzymał jednak dużego wsparcia. Zawiedli Sessengnon, Mulumbu, czy Anichebe. Ich łączny dorobek bramkowy wyniósł zaledwie cztery bramki. Dobrze spisywali się za to inni. Jak zwykle porządne występy notował kapitan – Chris Brunt, do tego nieźle radził sobie James Morrison, czy Graham Dorrans. Ciekawym transferem okazał się również pomocnik z wieloletnim stażem na Old Trafford – Darren Fletcher, który, od momentu przybycia do West Bromu, rozegrał pełne 90 minut w każdym kolejnym spotkaniu ligowym. W przyszłym sezonie z pewnością będzie liderem drużyny.

West Ham United Żelazna dama

Można powiedzieć, że choćby doszło do kataklizmu, jedno będzie zawsze pewne: West Ham pewien jest utrzymania w Premier League. W tym roku drużyna Młotów wypromowała kilku bardzo dobrych zawodników i z pewnością dobrze to rokuje na przyszły rok – na ławce szkoleniowej ma zasiąść Slaven Bilić, który z takich zawodników może wyciągnąć jeszcze więcej aniżeli jego poprzednik – Sam Allardyce. West Ham był w tym sezonie bardzo niewygodnym rywalem. Młoty pokazały, że już nie są drużyną, grającą typowo wyspiarski futbol oparty na wybiciu piłki na wysokiego napastnika (Carrolla), który strąca ją głową, powodując zagrożenie. Przede wszystkim zaimponować mogły transfery – świetny okazał się pomysł ściągnięcia na wypożyczenie Alexa Songa z Barcelony. Teraz West Ham walczy o definitywny transfer tego zawodnika i być może chorwackiemu trenerowi uda się wykorzystać swoje nieograniczone pokłady charyzmy w celu pozyskania Kameruńczyka. Strzałem w dziesiątkę okazało się też pozyskanie Aarona Creswella oraz Diafry Sakho. Ten pierwszy to ]obiecujący lewy obrońca, o którego z pewnością będą się biły największe marki w Anglii. Solidny lewy defensor to towar deficytowy, a Creswell radził sobie w tym roku nad wyraz dobrze. Sakho to natomiast najskuteczniejszy gracz Młotów. Wyróżniającą postacią był też Cheiko Kouyate. Obudził się także Stewart Downing, bez którego ciężko wyobrazić sobie obecny West Ham. Podobać się mógł też Enner Valencia, który występował w tegorocznej edycji Copa America. Slaven Bilić ogłosił oficjalnie transfer Dimitriego Payeta, co tylko pokazuje jak ambitne plany ma drużyna z Upton Park. Przyszły sezon może być dla tej ekipy bardzo udany, a za obecny rok należy mocno pochwalić The Hammers.

Everton Przeminęło z wiatrem

Nie był to dobry rok dla piłkarzy Roberto Martineza. Po kapitalnym poprzednim sezonie, gdzie nowoczesny hiszpański szkoleniowiec skonstruował bardzo dobrą drużynę, wydawało się, że musi nadejść jeszcze lepszy. Kupiono Romelu Lukaku, który miał być maszynką do zdobywania goli, ściągnięto Aarona Lennona oraz Garetha Barry’ego, którzy wydawali się idealnymi wzmocnieniami dla The Toffees. Ta maszynka, która potrafiła sprawiać wiele kłopotów wszystkim angielskim drużynom, z czasem mocno się zacięła. Praktycznie zniknął ślad po kapitalnej grze i nieszablonowej taktyce Roberto Martineza. Everton popadł w przeciętność, a za nim czołowi piłkarze. Lukaku, mimo że strzelił 10 goli, stracił zapał z poprzedniego sezonu. Można wręcz przyznać, że jest to pewien syndrom Adebayora, który również po udanym wypożyczeniu w barwach Tottenhamu zaliczył katastrofalny sezon po wykupieniu jego karty. Jasnym punktem był Kevin Mirallas, którym zainteresowały się czołowe kluby angielskie. Mauricio Pochettino z Tottenhamu nie ukrywa, że chciałby mieć tego piłkarza u siebie. W ramach zapłaty za ten transfer jest w stanie oddać wieloletniego piłkarza The Spurs – Aarona Lennona, którego w tym sezonie oddał na wypożyczenie na Goodison Park. Niezłe mecze miewali Steven Naismith oraz Seamus Coleman, którzy również znaleźli się na celownikach lepszych klubów. Tym drugim podobno zainteresował się Manchester United. Dobrze grał także Leighton Baines, który jest chyba obecnie najlepszym lewym obrońcą angielskim. Zaliczył w tym sezonie dwa gole i dziewięć asyst, co z pewnością może zaimponować. Ostoją defensywy był oczywiście Phil Jagielka, a na przyszłość świetnie rokuje John Stones. W przyszłym roku powinien dostawać jeszcze więcej szans na grę, ponieważ jest to materiał na czołowego angielskiego obrońcę. Wszystko z siebie dawał też James McCarthy, który również jest stałym elementem układanki Martineza. Ogólnie rzecz biorąc, Everton zaliczył jednak sezon bez historii i na pewno wyczekiwany jest już z niecierpliwością pierwszy gwizdek nowej kampanii. Fani chcą zapomnieć o nieudanym sezonie i zobaczyć powrót Evertonu do pierwszej części tabeli Premier League. Na papierze drużyna wygląda bardzo i mocno i naprawdę ciężko wytłumaczyć tegoroczną porażkę The Toffees. Jedyne, co skojarzy się po tym sezonie z Evertonem, to kuriozalna sesja zdjęciowa z Aaronem Lennonem w roli głównej. Klubowy fotograf został po niej zwolniony i chyba nie ma się co temu dziwić:

aaron-lennon-everton

Bramka sezonu – Matt Phillips vs Crystal Palace

Sezon do najlepszych się nie zalicza, ale pięknych bramek jak zwykle nie brakowało. Bicycle kick Juana Maty, „zdjęta pajęczyna” Hendersona, czy wolej Phila Jagielki w derbowym strarciu to tylko niektóre perełki zakończonej już kampanii. My jednak wybraliśmy bramkę młodego Phillipsa. Powód? Nie na co dzień zdarzają się takie strzały z ponad 40 metrów, po których piłka ląduje w okienku bramki. Zresztą, zobaczcie sami:

Jacek Walkiewicz / Mateusz Musik