W życiu prywatnym nieśmiały, nieco niepewny. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko zmienia się, gdy wchodzi na boisko i ubiera koszulkę ze swoim nazwiskiem. Oto francuska nadzieja na zastąpienie Francka Ribery’ego, która pomimo niezbyt wybuchowego charakteru, zdążyła już nieźle nabroić.
Urodzony w Macon,70 km od Lyonu, gdzie w dzieciństwie jako młody chłopak przyszedł na testy do młodzieżowej drużyny. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, momentalnie został uznany za zbyt słabego fizycznie, aby dołączyć do ich akademii i musiał szukać szczęścia w innym miejscu. Nie udało się także w Metz, Auxerre oraz Montpellier. Młody Francuz nie spuszczał głowy i walczył. Po odmowie w kilku miejscach, to jego ojciec wziął sprawy w swoje ręce i sam zajął się wychowaniem syna w lokalnym klubie UF Maconnais. Podczas jednego z turniejów, organizowanego przez Paris Saint-Germian, został zauważony przez skautów Realu Sociedad, którzy natychmiast chcieli go zabrać ze sobą. Rodzice początkowo zanegowali ten pomysł, uzasadniając, że wówczas 14-letni Antoine nie poradzi sobie w nowym miejscu. Ostatecznie wszystko doszło do skutku i młody Francuz przeniósł się na zachód.
Na debiut w pierwszej drużynie musiał czekać 4 lata. Martin Lesarte, były już menedżer na Anoeta, mianował go graczem pierwszego składu przed sezonem 2009/2010, w którym to, jak się później okazało, zagrał aż 40 spotkań. Już w debiucie młody skrzydłowy strzelił bramkę dla drugoligowego w tamtym okresie Realu, co dało pretekst do korzystania z jego usług znacznie częściej. Udane występy znacznie przyczyniły się do awansu jego ekipy do Primera Division. Już wtedy widoczna była finezja w grze Francuza. Wychowany w dwóch krajach, w których to technika w futbolu odgrywa znaczącą rolę, zaczął pojmować sztukę piłkarskiego rzemiosła na wywindowanym poziomie. Jego styl można było nazwać wykwintnym Hiszpańskim daniem, który był konsekwencją wychowania. Jednak pomimo cech z tego kraju, osobistym autorytetem mianował Zinedine Zidane. Preludium do naśladowania swojego rodaka rozpoczęło się wraz z dniem, kiedy jeszcze jako chłopiec od podawania piłek na Anoeta, biegał za swoim idolem po stadionie, prosząc go o autograf.
W kwietniu 2010 roku podpisał swój pierwszy, profesjonalny kontrakt, w którym to została zawarta klauzula wykupu w kwocie 30 milionów euro. Pomimo wielkiego zainteresowania ze strony ekip z Ligue 1, a także nawet Manchesteru United, prowadzonego przez Sir Alexa Fergusona, skrzydłowy pozostał wierny klubowi, który go wypromował i odrzucił wszystkie oferty.
Z każdym kolejnym sezonem jego transformacja nabierała rumieńców. W najwyższej klasie rozgrywkowej również nie przestawał być kluczową postacią Realu Sociedad. Swoich wyników strzeleckich być może nie mógł nazywać efektownymi, ale w takim wieku liczyło się coś zupełnie innego. Miał z każdym treningiem, dniem, miesiącem stawać się coraz lepszy, coraz bardziej dojrzalszy. Gdy zdawało się, że taka czeka go przyszłość, plany o byciu najlepszym piłkarzem świata nieco się pokrzyżowały. Niektórzy sądzili, że już na zawsze.
Chłodny listopad 2012 roku. Francuska kadra U-21 walczy o awans do EURO 2013. Dwumecz przeciwko Norwegii rozpoczyna się doskonale – Trójkolorowi wygrywają go 1:0 i są bliscy awansu na główna imprezę. Tak bliscy, że piątka graczy już po pierwszym meczu postanowiła uczcić mały sukces swojej drużyny i na dwa dni przed rewanżem ruszyli „w tango”, konkretnie do klubu nocnego 200 kilometrów od swojego ośrodka w Le Havre. Efekt? Norwedzy w drugim spotkaniu ogrywają swoich przeciwników 5:3 i to Skandynawowie zapewniają sobie awans. Związek Francuski wydał dekret o zawieszeniu wszystkich nierespektujących prawa do czerwca 2014 roku. Wśród nich byli Yann M’Vila, Chris Mavinga, Wissam Ben Yedder, Mbaye Niang oraz właśnie Antoine Griezmann. Mimo, że ten ostatni był kluczowym graczem młodzieżówki (w 2010 roku wraz z kadrą U-19 zdobył Mistrzostwo Europy), zakaz został podtrzymany.
O ile gracze Rennes (M’Villa i Mavinga) zostali natychmiastowo odsunięci także od składów swoich ekip, Griezmann nadal zajmował je w składzie Realu Sociedad. To pozwoliło mu się na nowo odrodzić. Antoine żałował swojego irracjonalnego wypadu, musiał natychmiast zaakceptować, że popełnił błąd. Początkowo nie mógł się z tym pogodzić, ale był zmuszony zrestrukturyzować swój styl życia, bardziej podpasować go futbolowi. W trudnym okresie pomógł mu skaut, Etic Olhats, który przyznał w jednym z wywiadów, że kiedy zobaczył Francuza płaczącego jak bóbr po fatalnym ekscesie, natychmiast zrobiło mu się go żal. Odstawienie fatalnej diety i zaniechanie bezsennych nocy, które spędzał na wirtualnych grach piłkarskich były najlepszym możliwym wyjściem. Ówczesny trener Sociedad, Jagoba Arrasate, chwalił go za znaczną poprawę pod kątem motorycznym. Poczuł więcej energii, która wynosiła go na co raz lepszy poziom.
To, że zemsta jest daniem, które najlepiej smakuje na chłodno, Griezmann mógł potwierdzić w 2013 roku. Francuz, w którego pamięci ciągle można było odszukać zadrę w postaci braku dania mu szansy w akademii Lyonu, podczas kwalifikacji do Ligi Mistrzów okrutnie skarcił swój niedoszły klub, dodatkowo czyniąc to na jego ziemi, w której to on sam miał się rozwijać. Ta efektowna przewrotka po raz kolejny udowodniła, że to futbol, a nie scenarzyści za biurkiem piszą najlepsze scenariusze. Komentator hiszpańskiej stacji „odleciał” po tym golu. Możemy być pewni, że Griezmann musiał czuć się wręcz identycznie. Dalsze losy w elitarnej Champions League nie były tak owocne. Hiszpanie odpadli po fazie grupowej (skrzydłowy w sześciu spotkaniach nie strzelił żadnej bramki), a sezon dopełnili dopiero siódmą lokatą w lidze.
16 bramek i najwyższe miejsce w klasyfikacji strzelców, nie licząc zawodników mistrzowskiego Atletico oraz Barcelony i Realu, spowodowało, że miasteczko w kraju Basków zrobiło się dla niego za małe. Z pomocą nadeszli zwycięzcy La Liga, którzy po odejściu Diego Costy szukali równie skutecznej strzelby. Wypełniona klauzula przez klub z Madrytu dała jasny znak do negocjacji z zawodnikiem, który biorąc pod uwagę własny rozwój, zgodził się odejść. Podpisał sześcioletni kontrakt wiążący go z klubem, aż do końca sezonu 2019/2020. Zrobił to tuż po udanym Mundialu w Brazylii, gdzie przypieczętował wybranie barw Trójkolorowych, pomimo zakusów ze strony La Furia Roja.
W stolicy Hiszpanii trafił pod skrzydła Diego Simeone, który rzucał go po kilku pozycjach. Często jednak (duże znaczenie miała anemiczna gra Mario Mandzukicia) w systemie 4-4-2 pełnił role drugiego napastnika, ale też zdarzały się spotkania, w których wracał na swoją domyślną pozycję skrzydłowego. Pomimo braku urazów (ostatni odnotował ponad 3,5 lat temu, kiedy naderwał ścięgno) dopiero w grudniu 2014 roku wystąpił w pełnowymiarowym czasie gry. Wcześniej Simeone zdejmował go zazwyczaj w pobliżu 70. minuty. Ostatecznie Francuz skutecznie zastąpił Diego Coste, zdobywając 22 bramki w lidze.
Niebawem minie dwa lata od feralnej sytuacji, która mogła na dobre roztrzaskać jego marzenia. Teraz, będąc jednym z najlepszych piłkarzy w La Liga, nie wstydzi się wspominać, że na jego ścianach w rodzinnym domu można znaleźć koszulki między innymi Cristiano Ronaldo, Andresa Iniesty, a nawet Radamela Falcao. Tym bardziej musi to dziwić, że to właśnie z tymi piłkarzami rywalizuje co kilkanaście kolejek w lidze. Francuzowi to mimo wszystko nie przeszkadza, ponieważ w posiadaniu idoli nie widzi niczego złego. To właśnie wzorując się Davidem Beckhamem, za którym od występów w Sociedad po Madryt nosi koszulkę z tym samym trykotem, nauczył się wykonywania rzutów wolnych w podobnym stylu.
Teraz nadszedł okres, by to Francuz mógł za jakiś czas stać się laurką dla kogoś innego. Mając tak precyzyjną, niemal laserową nogę, nie można wątpić, że długo nie będziemy musieli czekać na kilkuletnich chłopców, biegających za futbolówką wraz z nazwiskiem Francuskiego idola.