Bardzo słabe widowisko przyszło nam oglądać na Stadium de Toulouse pomiędzy Włochami a Szwecją. Co prawda nie zakończyło się ono bezbramkowym remisem, ale było do niego bardzo blisko. Pierwszy i jedyny gol tego spotkania padł dopiero na dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry.
Teoretycznie oba zespoły powinny być zmotywowane, by powalczyć dzisiejszego popołudnia o trzy punkty. Włosi zaprezentowali świetny futbol defensywny w spotkaniu z Belgią, co przyniosło im pewne trzy punkty. Wydawało się, że pokonanie Szwecji i Irlandii będzie dla nich formalnością. Z kolei reprezentacja Trzech Koron oparta w 90% na Zlatanie zremisowała w pierwszej kolejce z Irlandczykami i musiała walczyć o zwycięstwo, by przed ostatnim meczem z bardzo ofensywnie grającą Belgią móc realnie myśleć o awansie z grupy.
Boisko zweryfikowało wszystkie te założenia, bo ani Włosi, ani Szwedzi nie wydawali się zainteresowani zwycięstwem w dzisiejszym meczu. Wymienienie kilku podań w obronie i długa piłka do ataku były dzisiaj bardzo charakterystyczne w grze obu ekip. Warto dodać, że laga do przodu była w zdecydowanej większości kompletnie niecelna, a jeżeli już Zlatan lub Pelle ją opanowywali, to ciężko było im się przy niej utrzymać. O dziwo przy piłce częściej byli Szwedzi, co może dziwić, bo można zrozumieć oddanie przez Włochów pola gry Belgom, ale Szwedom? Nie lepiej wziąć mecz w swoje ręce, strzelić gola i wtedy się ewentualnie cofnąć?
Żadna ze stron nie potrafiła zawiązać choćby krótkiej akcji opartej na ataku pozycyjnym. Komentator Polsatu powiedział, że ten mecz przypomina spotkanie piłki ręcznej. I o ile do całego komentarzu można mieć spore zastrzeżenia, to akurat tutaj trzeba się zgodzić. Strata piłki, wymiana kilku podań i chaotyczny atak. W konsekwencji strata i to samo w drugą stronę. Do takich obrazków przyzwyczailiśmy się w koszykówce lub piłce ręcznej, ale nie w futbolu, a już na pewno nie na takiej imprezie.
Ze świecą trzeba szukać w statystykach celnych strzałów z obu stron. Jeżeli takowe się pojawiały, to częściej lądowały na polu rzepaku, bo właśnie tak wyglądały sektory pełne ubranych na żółto szwedzkich kibiców. Dużo więcej było dzisiaj na boisku fauli oraz nieprzyjemnych zagrań. Nie najlepiej radził sobie również sędzia spotkania, którym był doświadczony Viktor Kassai. Węgier, który jest przymierzany do prowadzenia najważniejszych meczów tegorocznego Euro, nie przybliżył się do tego dzisiejszym występem. Wiele razy nie wiedział jaką podjąć decyzję, długo zwlekał z odgwizdywaniem fauli oraz stworzył dużo kontrowersji wokół swojej osoby.
Posuchę w 88. minucie przerwał Eder, który pewnym strzałem po długim słupku z linii pola karnego pokonał szwedzkiego bramkarza. Gole w ostatnich minutach są bardzo popularne w tegorocznym turnieju. Podobne bramki mogliśmy oglądać chociażby w spotkaniach Francja – Albania, czy Hiszpania – Czechy. Drużynie Squadra Azzurra w końcu po ogromnych męczarniach udało się pokonać rywala i zapewnić sobie awans do 1/8 turnieju. Automatycznie obok Polaków i Niemców jest to obecnie jedyna ekipa, który po dwóch rozegranych meczach nie straciła jeszcze bramki.
Według mnie spotkanie to było najgorszym spośród tych, które mogliśmy oglądać na francuskim turnieju. Tak podsumował je na Twitterze Gary Lineker:
This game is dross #ITASWE
— Gary Lineker (@GaryLineker) June 17, 2016