Jeśli oglądaliście wczoraj naprawdę dobre spotkanie USA z Ekwadorem, to mieliście pełne prawo nastawiać się i dziś na całkiem dobre widowisko. W drugim ćwierćfinałowym spotkaniu Copa America, Peru mierzyło się z Kolumbią. I trudno coś więcej o tym spotkaniu powiedzieć.
Co prawda to Peru wyszło ze swojej grupy z pierwszej lokaty, co prawda to Peru wyrzuciło za burtę turnieju Brazylijczyków, co prawda to Peru jest brązowym medalistą ostatniego Copa America, jednak mimo to niekwestionowanym faworytem tego spotkania była Kolumbia. Los Cafeteros rozpoczęli turniej w świetnym stylu, pokonując USA i Paragwaj, a przegrywając dopiero w odświeżonym składzie z Kostaryką. Kolumbia miała znacznie lepsze notowania, miała parę asów na ręce, podczas gdy rywal od pierwszego rozdania siedział z pustymi rękoma. To Kolumbia miała gwiazdy w składzie, brylować miał James Rodriguez, kręcić obrońcami na skrzydle miał Juan Cuadrado, a kończyć to wszystko miał Carlos Bacca. Spodziewaliśmy się otwartej i ofensywnej gry ze strony podopiecznych Jose Pekermana, a dostaliśmy bolesną dawkę piłkarskich szachów.
Oba zespoły przez bardzo długi czas bały się otworzyć – w zasadzie jedynym wartym uwagi momentem pierwszej połowy był strzał z dystansu Jamesa Rodrigueza, który swój lot zakończył na słupku bramki strzeżonej przez Pedro Gallese.
Czy w pierwszej połowie działo się coś jeszcze? Nie, kompletnie nic. Kolumbia udawała, że atakuje, a Peru konsekwentnie się broniło i raz na jakiś czas podchodziło pod pole karne rywali. Można było mieć nadzieję, że druga połowa przyniesie nam rozstrzygnięcie, a przede wszystkim więcej bramek i emocji. Tych znów było jak na lekarstwo. Więcej było przerw w grze i leżenia na boisku niż jakichkolwiek składnych akcji. Trenerzy obu zespołów wyglądali, jakby taki stan im odpowiadał i przez bardzo długi czas nie dokonywali żadnych zmian.
Biało-czerwoni, czyli reprezentacja Peru, o której przydomku Jacek Jońca wspominał podczas transmisji jakieś 137 razy, grali odważnie i nie bali się faworyzowanego rywala, ale nie przekładało się to na żadne ciekawe sytuacje. Peru zamierzało dowieźć do końca bezbramkowy remis i szukać swojej szansy w konkursie jedenastek. I o ile ta postawa szczególnie nas nie dziwi, o tyle postawa Jose Pekermana, który w 80. minucie wpuścił na boisko defensywnego pomocnika, Sebastiana Pereza, dziwi już znacznie bardziej. Kolumbia przez półtorej godziny z uporem maniaka cięła gałąź, na której sama siedziała.
Doigrać się mogła w 90.minucie, kiedy to gracze Peru oddali swój… pierwszy celny strzał w meczu! Gorąco zrobiło się w polu karnym Los Cafeteros po nieźle wykonanym rzucie rożnym.
Reprezentacja Peru osiągnęła swój 90 minutowy cel – dotrwała do rzutów karnych. Kolumbia swojego jednak nie osiągnęła – robiła wszystko, by przegrać spotkanie w regulaminowym czasie gry, ale ostateczne rozwiązanie miało nastąpić dopiero w serii jedenastek. W karnych dopiero w trzeciej kolejce w Ospinę rąbnął Miguel Trauco, a następnej serii presji kompletnie nie udźwignął Christian Cueva, uderzając wysoko ponad poprzeczkę.
Kolumbia wygrała po karnych, ale niesmak z pewnością pozostanie – gra się nie kleiła, Kolumbia grała zupełnie bezzębnie, a meczu nie dało się oglądać. Taka postawa świeżo upieczonych półfinalistów Copa America z pewnością cieszy kibiców Meksyku i Chile. Zwycięzca konfrontacji między tymi drużynami zagra bowiem w następnej rundzie właśnie z reprezentacją Kolumbii.
Ćwierćfinał pomiędzy Meksykiem a Chile już jutro o godzinie czwartej, a wcześniej, o pierwszej, miecze skrzyżują Argentyna i Wenezuela. Dzisiejszy mecz to, na szczęście, już historia. Drogi kibicu, jeśli jesteś normalny, i pomiędzy drugą a czwartą smacznie spałeś, zamiast oglądać wyczyny Peru i Kolumbii, to jesteś człowiekiem szczęśliwym. Nic nie ominąłeś, a słupek Jamesa czy serię 'jedenastek’ możesz zobaczyć na powtórkach. I to jest chyba najlepszym podsumowaniem tego rozczarowującego spotkania.