7-0. Takim wynikiem zakończyło się spotkanie ćwierćfinałowe Copa America pomiędzy Chile a Meksykiem. Cóż to był za mecz! Chile zmiotło, wypluło, zmasakrowało, rozsmarowało, rozbiło, rozgromiło, pobiło Meksyk. I nie wiem jakich jeszcze słów mogę użyć. Uczta dla oczu. Fantastyczna gra, piękne bramki i ogromna chęć zdobywania kolejnych. Tak grała dziś reprezentacja Chile.
Kiedy w przerwie układałem w głowie scenariusz pomeczowej relacji, myślałem, że napiszę o tym, jak agresywnie doskoczyli do rywala Chilijczycy. Bo, rzeczywiście, w pierwszej połowie zauważyć można było wysoki pressing i bardzo wysokie tempo gry La Roja. Jedyne okazje Meksykanie tworzyli po błędach rywali w środku pola, wynikających z wyniszczającego pressingu. W przerwie myślałem też, że wspomnę, jak niepewnie wyglądał na bramce Claudio Bravo. Może nie tyle na samej bramce, co w grze nogami – większość jego wybić szła w aut, lub do rywala. Ale co ja mogę pisać o Claudio Bravo, kiedy jego vis a vis w samej tylko drugiej połowie sięgał do siatki pięciokrotnie?
Świetnie gra dziś Chile. Agresywny, wysoki pressing. Widać, że Meksykanie się gubią. Jak tak dalej pójdzie, to będzie pogrom.
— Gabriel Hawryluk (@HawrylukGabriel) 19 czerwca 2016
Sam scenariusz wydarzeń, jak widać, trafnie przewidziałem już w przerwie. Choć, mając na myśli 'pogrom’, myślałem bardziej o wyniku 4-0 niż 7-0. Jakże futbol potrafi człowieka zaskoczyć! Na głównego bohatera dzisiejszego spotkania wyrósł, siłą rzeczy, Eduardo Vargas. 26-latek trafiał dziś do siatki czterokrotnie! Najpierw trafił bramkę 'do szatni’ na 2:0, a następnie w drugiej połowie uraczył nas klasycznym hat-trickiem między 52., a 74. minutą meczu. Być może nie trafiał z najtrudniejszych pozycji, ale cztery gole w ćwierćfinale Copa America to jednak nie lada wyczyn. Jeszcze w pierwszej połowie zniweczył jednak trud kolegów, nie trzymając linii spalonego. Mógł trafić na 2:0, a skończyło się ofsajdem. Jeśli następny rywal nie będzie tak gościnny jak Meksykanie, taki błąd może sporo kosztować.
Niesamowity był również Alexis Sanchez. Skrzydłowy Arsenalu strzelił gola, zaliczył dwie asysty, a przede wszystkim imponował swoją niesamowitą walecznością i wydolnością. Znamienny był obrazek, kiedy w końcówce meczu, przy stanie 6:0, Alexis na pełnych obrotach minął trzech rywali, po czym, w swoim stylu, wyczekał i przeniósł ciężar gry na drugą stronę. Padł z tego gol na 7:0. Taka niezłomność cechowała jednak dzisiaj całą drużynę La Roja. Wystarczy spojrzeć na bramkę na 6:0, gdzie, jak słusznie zauważyli podczas transmisji komentatorzy, Chile grało, jakby była 90. minuta i wynik 0:1. Tymczasem oni prowadzili 5 bramkami i przypuszczali kolejne szaleńcze ataki. To właśnie drużyny z taką wolą zwycięstwa chcemy oglądać w finałowych fazach turnieju. To one dodają wszystkiemu uroku. Chile spotka się w półfinale z Kolumbią. Patrząc po wczorajszej grze 'Jamesa i spółki’, La Roja mogą już bukować bilety na finał. Kolumbia wczoraj, a Chile dziś – ziemia, a niebo. Różnica kilku klas. A przecież to Chile miało ponoć trudniejszego rywala. Gol Pucha na 1:0:
Gol Vargasa na 2:0
Gol Alexisa na 3:0
Gol Vargasa na 5:0
W drugim półfinale zmierzą się Stany Zjednoczone z Argentyną. Albicelestes pojechali dzisiaj 4-1 Wenezuelę. Wynik, oczywiście, imponujący, choć to nic w porównaniu z tym, co zrobiło Meksykowi Chile. Tutaj jednak można się było spodziewać takiego rozstrzygnięcia i pogromu, a to mecz Chile z Meksykiem zapowiadał się na hitowy i wyrównany. Futbol kolejny raz nas zaskoczył, Wenezuela przynajmniej wcisnęła bramkę Argentyńczykom. Mecz bez większej historii.
Messi w osiem minut zamknął mecz. Niebywale. — Krystian Dorota (@chekrydor) 18 czerwca 2016