Przed nami ostatni mecz grupowy. Na Stade Velodrome w Marsylii zmierzymy się z reprezentacją Ukrainy. Pomimo krótkiej, jakby na to nie patrzeć, piłkarskiej historii naszych sąsiadów będzie to nasz ósmy pojedynek przeciwko Żółto-błękitnym.
We wtorek około godziny 20:00 być może będziemy mogli cieszyć się z pierwszego miejsca w grupie. W tym dniu nadarzy się także szansa, aby poprawić bilans bezpośrednich spotkań z Ukrainą. Statystyki nie są dla nas korzystne. Do tej pory mierzyliśmy się z nimi siedmiokrotnie. Wygraliśmy tylko dwa mecze, trzy razy górą byli nasi wschodni sąsiedzi, a dwa spotkania zakończyły się remisami. Przypomnijmy sobie więc pokrótce, jak to wszystko wyglądało w przeszłości.
15.07.1998, Kijów: Ukraina – Polska 1:2
Pierwsza potyczka miała miejsce w stolicy Ukrainy w lipcu 1998 roku za kadencji Janusza Wójcika, który objął kadrę kilka miesięcy wcześniej. Była to swoistego rodzaju rozgrzewka przed ważniejszymi meczami, na horyzoncie czekały już eliminacje do Mistrzostw Europy 2000. Trzeba było szybko testować nowych graczy (trener zaskoczył kilkoma powołaniami, znaleźli się w kadrze m.in. piłkarze drugoligowego Aluminium Konin) i zbudować trzon reprezentacji po nieudanych kwalifikacjach do MŚ 1998. Spotkanie zakończyło się naszym zwycięstwem po golach Mirosława Trzeciaka oraz Sylwestra Czereszewskiego. Ukraina odpowiedziała tylko jednym trafieniem – do siatki trafił, wówczas jeszcze bardzo młody, Andrij Szewczenko.
2.09.2000, Kijów: Ukraina – Polska 1:3
Można śmiało powiedzieć, że spotkanie w Kijowie na początku września było kluczowe dla późniejszych losów. To właśnie tutaj rozpoczął się zwycięski marsz ekipy Jerzego Engela, dzięki któremu wróciliśmy na piłkarskie salony po latach posuchy. Choć tak naprawdę mało kto spodziewał się tak przekonującego zwycięstwa. Zwłaszcza, że mecze towarzyskie poprzedzające eliminacje nie napawały optymizmem (dwa remisy – oba bezbramkowe, trzy porażki). Co innego spotkanie z Ukrainą. Narodziła się wówczas drużyna, która później bez najmniejszych problemów wygrała grupę i mogliśmy rezerwować bilety lotnicze do Korei i Japonii. Zaczęliśmy z wysokiego „C” – wyszliśmy na prowadzenie już w 3 minucie, dzięki – naturalizowanemu chwilę wcześniej – Emmanuelowi Olisadebe. Gospodarze odpowiedzieli równie szybko. Niezawodny Szewczenko pokonał Jerzego Dudka dziewięć minut później. Potem już tylko jedna drużyna pakowała futbolówkę do siatki – ponownie Olisadebe, a końcowy wynik ustalił Radosław Kałużny. Zwycięstwo mogło być bardziej okazałe, ale rzutu karnego nie wykorzystał Andrzej Juskowiak. Nie zmienia to jednak faktu, że przez wielu specjalistów, mecz w Kijowie uznany był za jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy, za kadencji Engela.
6.10.2001, Chorzów: Polska – Ukraina 1:1
Rewanż na Stadionie Śląskim w Chorzowie był tylko formalnością. Przynajmniej dla nas. Ukraińcy walczyli jeszcze o baraże, dzięki którym mogliby awansować na mistrzostwa. Tak jak można było przypuszczać: do ataku rzucili się przyjezdni (aktywny był zwłaszcza wszechobecny Szewczenko). Jednak to my znów pierwsi strzeliliśmy bramkę. Ósmy raz na listę strzelców wpisał się Olisadebe. Pod koniec meczu wyrównał najlepszy napastnik w historii Ukrainy, czyli popularny Szewa. Dla Polski był to remis zwycięski (ogółem zdobyliśmy 21 punktów w eliminacjach), nasi rywale także się z niego cieszyli – zajęli drugie miejsce (zgromadzili 17 oczek). Niestety – był to początek końca. Od spotkania z Białorusią, które rozegraliśmy miesiąc wcześniej i dostaliśmy srogie lanie (4:1), było widać, że coś w tej drużynie pękło. Zweryfikował to turniej. Dość boleśnie.
20.08.2008, Lwów: Ukraina – Polska 1:0
Mecz, który będziemy pamiętać jeszcze długo, ale nie ze względu na to, co działo się na boisku. Tuż po spotkaniu wybuchła ogromna afera z udziałem Dariusza Dudki, Radosława Majewskiego oraz Artura Boruca. Ówczesny selekcjoner, Holender Leo Beenhaker, odsunął ich na jakiś czas z reprezentacji za „niedopuszczalne i nieodpowiednie zachowanie”, czytaj: wypili za dużo alkoholu w hotelu. „Afera Lwowska” popsuła atmosferę wewnątrz drużyny i była jednym z gwoździ do trumny trenera, którego zwolniono rok później. Co do samego meczu – reprezentacja nie zaprezentowała się dobrze. OK, to tylko sparing, ale kibice oczekiwali poprawy gry po nieudanym występie na Euro 2008. Zbliżały się eliminacje do turnieju w RPA. Wszyscy czekali aż kadra znowu błyśnie, tak jak chociażby w pamiętnym meczu z Portugalią w Chorzowie. Nic z tego. Wynik nie do końca odzwierciedla to, co się wówczas działo na boisku. Pewnie, gdyby nie Łukasz Fabiański, musiałbym teraz pisać o sromotnej klęsce, a tak skończyło się na skromnym 1:0 po golu Krawczenki z 45 minuty.
4.09.2010, Łódź: Polska – Ukraina 1:1
18 kwietnia 2007 r. Pamiętna to data. To właśnie tamtego dnia w pierwszej turze głosowania w Cardiff, Polska i Ukraina otrzymały prawo do organizacji Euro 2012. Trzy lata później, kiedy to wszystkie reprezentacje walczyły o awans na „nasz” turniej, na stadionie Widzewa Łódź spotkały się drużyny gospodarzy. Misję budowy kadry zlecono Franciszkowi Smudzie. To właśnie on miał odmienić całościowy wizerunek i poprawić gp po kolejnych nieudanych eliminacjach. Remis bramkowy na papierze nie wygląda wcale tak źle, ale nasza gra wówczas nie powodowała uśmiechu na twarzy. Jedynym słowem: reprezentacja nie zachwyciła i nie porwała zgromadzonej publiczności. Mieliśmy swoje szanse (jedną z nich wykorzystał Ireneusz Jeleń, snajper Auxerre), przez większość czasu byliśmy zespołem lepszym. Pod koniec jednak doszło do rozprzężenia – Selezniow nie dał się „złapać” w pułapkę ofsajdową i uratował twarz swoim kolegom, którzy nie zaprezentowali niczego ciekawego. Jeśli spotkanie z 2000 roku było najciekawsze i najlepsze, to w kategorii nuda przez wielkie „N” ten mecz wygrywa bez żadnego problemu.
22.03.2013, Warszawa: Polska – Ukraina 1:3
Jak do tej pory – najdotkliwsza porażka w historii meczów z Ukrainą. Taki wynik z pewnością po spotkaniu nikogo nie dziwił. Dobrze to podsumował trener Bogusław Kaczmarek: „W Warszawie Ukraińcy zagrali jak sokoły, a Polacy – jak orliki”. Już po 6 minutach przegrywaliśmy 0:2 (trafienia Jarmolenki i Husiewa). Potem ruszyliśmy do ataku, przeważaliśmy, jedna z akcji przyniosła gola kontaktowego. Łukasz Piszczek dał nam promyk nadziei, że jeszcze uda uratować się wynik. Niestety wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. My swoich okazji nie umieliśmy wykorzystać, z kolei defensywa popełniała szkolne błędy. Rywale potrafili zrobić z tego użytek. Jeszcze przed przerwą straciliśmy trzecią bramkę. Druga połowa wyglądała mniej więcej tak: Ukraińcy dobrze się bronili, a poza tym byli groźni z kontry, nasza kadra pod przywództwem Waldemara Fornalika nie miała pomysłu na grę, zmiany również nie pomogły. Awans na brazylijski turnieju powoli się oddalał.
11.10.2013, Charków: Ukraina – Polska 1:0
Niecałe siedem miesięcy później na stadionie w Charkowie mieliśmy się zrewanżować za blamaż z Warszawy. Dlatego też od samego początku zaczęliśmy dość mocno atakować. Poza tym mądrze broniliśmy dostępu do własnej bramki, aby nie powtórzyła się z sytuacja z poprzedniego meczu. Jedyne co szwankowało to skuteczność. Przewaga była widoczna, ale nie udało się tego zamienić na bramki. W 64 minucie rywale zadali ostateczny cios, który pozbawił nas całkowicie marzeń o zagraniu przynajmniej 3 spotkań na Mistrzostwach Świata. Jarmołenko wykorzystał błąd Grzegorza Wojtkowiaka. Strzelił w górny róg nie dając szans na interwencję Borucowi. Do końca już się nic nie zmieniło. Ukraińcy kontrolowali mecz, nie pozwolili rozwinąć skrzydeł naszej kadrze. W eliminacyjnej grupie zajęliśmy dopiero 4. miejsce (za Anglią, Ukrainą, a także Czarnogórą) z dorobkiem 13 punktów (3 zwycięstwa, 4 remisy, 3 porażki).
Bilans: 2 zwycięstwa, 2 remisy, 3 porażki, bramki: 8-9.