Za nieco ponad dobę na murawę Stade Velodrome w Marsylii wyjdą reprezentanci Polski i Portugalii. Można powiedzieć, że Biało-Czerwoni już zrobili wynik ponad stan, ale jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Kibice liczą na wygraną, ale jednocześnie obawiają się Portugalii. A nie mają ku temu powodów!
Ciepły, wtorkowy podwieczorek. Siedzę w swoim pokoju i za oknem słyszę bawiące się dzieci. Raczej nie skupiam się na tym co mówią, ale kiedy w moje uszy wpadają słowa „Polska” i „Lewandowski” wstaję z fotela by przysłuchać się o czym tak dyskutują w piaskownicy.
– Z Portugalią nie mamy szans – mówi siedmio-, może ośmioletni chłopiec.
– Noo, bo Portugalia ma Ronaldo – odpowiada ze smutkiem jego równieśnik.
Jestem niemal pewien, że ten pesymizm „wynieśli” z domów. W świadomości większości tzw. kibiców Cristiano Ronaldo jawi się jako gigant, który w pojedynkę prowadzi swoje drużyny do sukcesów. Owszem, Portugalczyk jest genialnym piłkarzem, ale aktualnie po prostu znajduje się poza optymalną dyspozycją. O jej przyczynach pokrótce wspomnę poniżej.
Oczywiście nie zgadzam się ze słowami wypowiedzianymi przez małych entuzjastów futbolu, ale fajnie, że nawet najmniejsi żyją Euro i przejmują się losem swojej reprezentacji.
***
Na początek odważne stwierdzenie: jesteśmy na tym samym poziomie, co nasz jutrzejszy rywal. Powiem więcej, my mamy zespół, a oni indywidualności. My gramy dla dobra wszystkich, oni czasem pod siebie. Było to widać w ich poprzednich meczach.
Znając dyscyplinę Adama Nawałki, Portugalię mieliśmy rozpracowaną jeszcze przed ich meczem z Chorwatami. Z kolei selekcjoner piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego Fernando Santos chyba nie przyłożył się do analizy naszej gry. Stwierdzenie, że większość kadrowiczów gra w Bundeslidze jest równoznaczne z powiedzeniem, że obecnie w Polsce jest zima. Na 23 piłkarzy powołanych na Euro tylko dwóch w poprzednim sezonie biegało po niemieckich boiskach: Robert Lewandowski i Łukasz Piszczek. Jeśli pozostałe elementy ich analizy są tak samo zgodne z prawdą, to nie mamy się czego obawiać.
Wracając do Ronaldo. Pamiętacie mecz sprzed dekady? W październiku 2006 pokonaliśmy Portugalczyków 2:1 po dublecie Ebiego Smolarka. Doskonałe spotkanie rozegrał wtedy Grzegorz Bronowicki, który skutecznie wyłączył Ronaldo z gry. Jestem niemal pewien, że teraz w jego rolę może się wcielić ktoś z dwójki Glik-Pazdan. I mogą zrobić to jeszcze skuteczniej. Sami są w wybornej formie, a CR7 jest od niej bardzo daleki. Dziesiątki spotkań w sezonie, urazy i inne skutki gry na 120% skutecznie wytrącają Cristiano z dobrej dyspozycji na międzynarodowych turniejach. Nawet jeden mecz z Węgrami w fazie grupowej niewiele zmienia w jego przypadku. Portugalczyk śpi i nie ma powodów, by obudził się w meczu z nami.
Polacy w grupie z mistrzami świata, zespołem na swoim poziomie i nieco słabszą niespodzianką eliminacji zajęli drugie miejsce, notując przy tym dwa zwycięstwa i remis. Może nie byliśmy zabójczo skuteczni w ataku, ale w defensywie już tak (0 straconych goli). Nasi rywale w fazie grupowej mieli pewnie zająć pierwsze miejsce. Ich rywalami byli Węgrzy, Islandczycy i Austriacy. Portugalczycy dali jednak ciała i z trzema remisami na koncie zajęli trzecie tylko dlatego, że jeszcze słabiej grała Austria.
Największe gwiazdy obu zespołów: Lewy i CR7. Jeden bez gola, drugi z dwoma trafieniami. Jednak praca Roberta jest dla nas nieoceniona. Zawsze ma na sobie co najmniej dwóch obrońców, a i tak znacznie wpływa na jakość naszej gry. Kto tym razem będzie miał za zadanie zatrzymać naszego kapitana? M.in. Pepe. Gość, który już kiedyś krył RL9. Wiecie co się wtedy stało? Lewandowski ośmieszył cały Real Madryt pakując w tamtym spotkaniu cztery gole! Doskonale to pamiętam.
Kolejnym przydatnym dla nas faktem jest podatność na kartki portugalskiego stopera. Pepe to jeden z tych, którzy prowadzą swoją własną gierkę. Można się spodziewać, że nasi napastnicy będą podszczypywani, że Pepe nie zawaha się użyć broni w postaci słowa. Portugalski obrońca to prowokator, ale taki, który jako pierwszy padnie, kiedy tylko poczuje na sobie oddech rywala. I na to liczymy. Liczymy na jego faule, grę siłową i symulki. Gra 11 na 10 to znaczne ułatwienie.
Na koniec garść statystyk. Ostatni mecz z Portugalią przegraliśmy na mundialu w 2002 roku. Od tamtego czasu zwycięstwo i dwa remisy. Poprzednio graliśmy przeciwko nim w lutym 2012 (0:0). W meczach o punkty 3 wygrane, 2 remisy i 3 porażki.
Nie bójmy się myśleć o pokonaniu Portugalii. To już nie ta ekipa z Figo czy Rui Costą, która została wicemistrzem Europy 12 lat temu. Teraz są oni tworem złożonym z indywidualności, które niekoniecznie chcą ze sobą współpracować. Biało-Czerwoni natomiast funkcjonują bardzo dobrze, dzięki czemu jesteśmy w ćwierćfinale mistrzostw Europy z apetytami na półfinał.