Do najważniejszego meczu Euro 2016 odliczamy ostatnie godziny. O tytuł mistrza Europy z gospodarzem imprezy Francją zmierzy się reprezentacja Portugalii. Jak wyglądała droga do finału tych drugich?
Drużyna prowadzona przez Fernando Santosa trafiła do jednej z łatwiejszych – grupy F. W początkowej fazie turnieju mieli za rywali Węgrów, Islandczyków i Austriaków.
Portugalczycy udział w europejskim czempionacie rozpoczęli 14 czerwca od spotkania z Islandią. Był to nudny mecz zakończony sensacyjnym podziałem punktów. Bezbarwna Portugalia, bezbarwny Ronaldo. Kolejne spotkanie z Austrią nie przyniosło niczego nowego. Znów obejrzeliśmy słabe spotkanie, a do tego w 79. minucie Ronaldo przestrzelił z jedenastego metra. Przy dobrze radzących sobie Węgrach sytuacja Portugalczyków komplikowała się. To z nimi finaliści grali ostatni mecz w fazie grupowej i starali się naprawić swoje położenie od samego początku. Skończyło się 3:3, a dublet zaliczył Cristiano, któremu jednocześnie pewnie nieźle ulżyło. Przy tak łatwym – przynajmniej na papierze – zestawieniu A Seleção zajęli dopiero 3. miejsce. Stało się tak tylko dlatego, że jeszcze słabiej grali Austriacy.
Rozwój sytuacji w grupie D sprawił, że w 1/8 finału czekali Chorwaci. Niestety, zamiast hitu zobaczyliśmy chyba najgorszy mecz na tym turnieju. Żadna z ekip nie potrafiła nawet kopnąć piłki w światło bramki. Chorwaci w końcowych minutach rzucili się do ataku zapominając o tyłach. Zabójczą kontrę wyprowadził Renato Sanches w 115. minucie. Zagranie Naniego, wreszcie celny strzał Cristiano Ronaldo, który do boku sparował Subasić, ale wobec dobitki rezerwowego Quaresmy był bezradny. Portugalia cudem prześlizgnęła się dalej.
Ćwierćfinał na Velodrome doskonale pamiętamy. Naprzeciw przybyszów z Półwyspu Iberyjskiego stanęli nasi rodacy. Polska – drużyna, która na Euro nie musiała gonić wyniku, kontra Portugalia, która nie wygrała żadnego meczu w regulaminowych 90 minutach. Znów nie udała im się ta sztuka, ale i tym razem jakoś zremisowali. Niestety, okazali się też skuteczniejsi w konkursie jedenastek.
Szczęście nie trwa wiecznie. Fernando Santos chyba zdał sobie z tego sprawę, bo choć jego zespół i w półfinale nie zagrał futbolu nie z tej Ziemi, to przynajmniej pewnie wygrał z osłabioną Walią. Nudne znów fragmenty przerwały dwa szybkie ciosy, po których Bale i spółka już się nie podnieśli.
Portugalia to najsłabiej prezentujący się finalista turnieju mistrzowskiej rangi od niepamiętnych czasów. Przez te wszystkie minuty towarzyszyło im szczęście i dobra gra obronna. W ataku mieli do zaoferowania niewiele. Ale finał to już inna bajka. Na takie spotkania mobilizacja jest szczególna i nawet największy słabeusz może zagrać mecz stulecia.