Mistrzostwa Europy to już tylko wspomnienie. Po ponad miesiącu zmagań na boiskach we Francji poznaliśmy zwycięzcę Euro 2016. Czy zdobywca pucharu Starego Kontynentu jest zaskoczeniem? Bez wątpienia tak, bo chyba mało kto przypuszczał, że Portugalia może wygrać. Przed turniejem praktycznie nikt w drużynie Fernando Santosa nie widział potencjalnego finalisty, a co dopiero zwycięzcy. Po fazie grupowej grono tych wierzących zmniejszyło się jeszcze bardziej. Futbol po raz kolejny pokazał, że to jedyny sport drużynowy, w którym nie zawsze wygrywa najlepszy.
Wyobraź sobie teraz, że czytasz powyższy lead przed turniejem. Pierwsze, co wpada ci do głowy po tych słowach, to zapewne: – O kurwa, ale Cristiano Ronaldo musiał rozegrać turniej, skoro ta żałosna Portugalia wygrała Euro. Było jednak zupełnie inaczej, ponieważ gwiazdor Realu Madryt był bardzo przeciętny, jak na swoje możliwości. Gdyby turniej odbywał się na starych zasadach, to zostałby uznany za wielkie rozczarowanie. Jeżeli mogę Cię prosić drogi Czytelniku, to wytęż jeszcze raz swoją wyobraźnię i wyimaginuj sobie tytuły gazet po tym, jak Portugalia odpada z grupy po zremisowanym meczu z rezerwami Węgrów. Widzisz coś w stylu – „Ronaldo strzela i jest wielki” czy może „Nieudolny Ronaldo nie potrafił dać awansu ze słabej grupy”?
Cristiano Ronaldo rozegrał 1,5 dobrego spotkania, a cała reszta była mocno przeciętna do tego stopnia, że większość spotkań Portugalii była wręcz komiczna i notorycznie porównywana z piątkowymi spotkaniami ekstraklasy. Oczywiście z całym szacunkiem do naszych ligowców, bo gra Portugalii w meczu z Chorwacją to była totalna beznadzieja. Pewnie teraz starasz sobie na siłę przypomnieć, że było więcej tych dobrych spotkań. Dochodzisz jednak do zupełnie innych wniosków. Zaraz, zaraz… o jakie 1,5 meczu mu chodzi? Dobra, pewnie Węgrów bierze w całości, ale to pół? W meczu z Walią można powiedzieć, że zagrał lepiej niż wcześniej, ale nawet to nie było zbliżone do tego, jak potrafi grać Portugalczyk w klubie ze stolicy Hiszpanii.
W finale nawet nie zagrał, ale w zamian odprawił szopkę, która mogła pomieszać niektórym w głowach, dlatego uważają „CR7” za bohatera. Nie chcę rozpisywać się o pajacowaniu, ale bawienie się w trenera, a zarazem w pewnym sensie poniżanie Santosa, było mocno nie na miejscu. Narcyz dał o sobie przypomnieć po raz kolejny, a żenujące sceny z filmu „Cristiano Ronaldo”, które mieliśmy okazję oglądać parę miesięcy temu, powróciły jak bumerang. Nie taki ma być jednak sens tego felietonu, więc na tym poprzestańmy.
Tuż po meczu finałowym przyciąłem sobie krótką pogawędkę na Twitterze z Maciejem Iwańskim, komentatorem TVP.
Byłem zdziwiony, że człowiek od lat pracujący w publicznej telewizji wypisuje totalne farmazony, a z każdym kolejnym tweetem tylko to potwierdza. Smutne jest też to, że Maciej Iwański nie potrafi czytać ze zrozumieniem. Mówiąc kolokwialnie, gównoburza, która miała miejsce na Twitterze po meczu, i debata nad tym, kto powinien zdobyć Złotą Piłkę, utwierdziły mnie tylko w tym, że większość społeczeństwa w tym kraju nie potrafi czytać. Wracając do dziennikarza TVP i naszej dysputy, najgorsze miało dopiero nadejść.
Czy naprawdę tak trudno zrozumieć, że Portugalia wygrała, ale Cristiano Ronaldo rozegrał słabe Euro? Januszowe mądrości o tym, że za parę lat każdy będzie miał w dupie, jak grałeś, ale liczy się tylko wygrana, można porównać do bajek, które notorycznie opowiadał Ziober. Od wygranej Grecji minęło dwanaście lat, a dalej każdy pamięta, w jakim stylu wygrała to Euro. Prawie dwadzieścia lat temu Francja wygrała mundial, a Zidane został bohaterem finału, ale nadal każdy pamięta, że w pozostałych szczęściu spotkaniach „Zizou” za dużo nie pokazał, a wręcz był słaby. Więc jak mam uwierzyć, że Ronaldo, który nawet nie zagrał w finale, za ileś tam lat będzie uznawany za bohatera tego turnieju? Taki Eder, który strzelił bramkę w decydującym meczu, nadal będzie tym samym Ederem, który nie jest wybitnym piłkarzem, ale miał szczęście i zdobył bramkę, o której pewnie nawet nie śnił. Po prostu udzieli więcej wywiadów o tej bramce niż przez całą karierę jakichkolwiek. Jednak nie trafi do Realu Madryt, bo strzelił bramkę w jednym meczu.
Przyznawanie Złotej Piłki Ronaldo za ten turniej jest po prostu głupie i świadczy tylko o tym, że ktoś ogląda maksymalnie dziesięć spotkań w sezonie. Przecież taki Pepe czy Nani też wygrali i co, mają dostać Złotą Piłkę? Czy ktoś odważy się powiedzieć, że Nani czy Quaresma zagrali na tym Euro gorzej od Ronaldo? Dlaczego w takim razie oni nie mogą dostać tej nagrody? Ogólnie rzecz biorąc, branie jakichkolwiek sukcesów drużyny w kontekście tego plebiscytu jest głupie, a tym bardziej jeśli pretendent do wygranej zagrał przeciętnie w 5-6 spotkaniach!
Złota Piłka to nagroda indywidualna, za sukcesy drużynowe odbiera się puchary zaraz po finale. Plebiscyt na najlepszego piłkarza to zmagania indywidualne. Decyduje tutaj kilkadziesiąt spotkań przez cały rok, a te 6-7 rozegranych po sezonie w okresie letnim to nawet nie 20% całości.
Kto wyjedzie z Zurychu jako zwycięzca, obecnie nie wiadomo, bo zostało jeszcze dużo spotkań. Najbliższe miesiące będą decydujące, ponieważ Messi i Ronaldo są blisko siebie. Być może Ronaldo jest delikatnie przed, trudno stwierdzić, ale ten, który będzie miał lepszy start do nowego sezonu, wygra.
Smutne jest to, że Maciej Iwański, który ma prawo głosu w tym plebiscycie, kompletnie nie rozumie, za co przyznaje się to wyróżnienie. Jego zdaniem, jeśli jesteś faworytem do Złotej Piłki i twoja reprezentacja wygra turniej, a ty zagrałeś mizernie, to nagroda już jest twoja. Jestem niemal pewny, że zagłosuje na Cristiano Ronaldo, bo Ederowi przytrafił się strzał życia.
W mojej ocenie wygląda, to obecnie tak:
- Ronaldo/Messi
- Suarez/Griezmann
- Neymar/Bale