To nie był spokojny wieczór na Old Trafford. W tej kolejce wszyscy faworyci konsekwentnie dopisywali trzy punkty do swojego dotychczasowego dorobku. Nie zawiódł nikt. Jako ostatni do swojego meczu podchodził Manchester United. Spotkanie obfitowało w wiele smaczków. Symulki, piękne bramki i wyrzucony na trybuny Jose Mourinho. „The Special One” nie wytrzymał już drugi raz w tym miesiącu.
Portugalczyk kilka lat temu, chcąc wbić kolejną szpilkę Guardioli, stworzył specjalną klasyfikację trenerów. Stwierdził, że wszystkich menedżerów da się podzielić na trzy grupy:
- trenerzy, którzy nie komentują decyzji sędziów,
- szkoleniowcy krytykujący błędne decyzje arbitrów
- jednoosobowa grupa tworzona przez Pepa, która krytykuje prawidłowe decyzje sędziów.
Dzisiaj Guardiola zyskał w swojej grupie kompana. Dołączył do niego sam Jose, który wyleciał na trybuny po furii, w którą wpadł, gdy sędzia ukarał Paula Pogbę żółtą kartką. Było machanie rękami, ostre przekleństwa rzucane pod nosem i wreszcie kopnięcie stojącego przy linii bidonu. To, co pozostaje w tej sytuacji najbardziej kuriozalne, to fakt, że sędzia podjął poprawną decyzję. Próba symulacji w wykonaniu Pogby była żenująca i zasługiwała na żółty kartonik. Francuz nie zagra tym samym w Pucharze Ligi przeciwko West Hamowi. Aktorskie umiejętności Paula nie pasują do desek „Teatru Marzeń”. Wydaje się, że jedyną osobą na stadionie, która dała się nabrać, był Mourinho.
Gdybanie, czy obecność Portugalczyka przy linii pomogłaby podopiecznym w strzeleniu drugiej bramki, jest raczej pozbawione sensu. Problem w Manchesterze jest najpoważniejszy od 36 lat. Cztery remisy z rzędu po raz ostatni na Old Trafford kibice widzieli w sezonie 1980/1981. Po raz ostatni tak kiepski bilans na starcie sezonu „Czerwone Diabły” miały w 1989 roku. Wtedy na koniec zajęły dopiero 13. miejsce. Zmieniają się trenerzy, ale kłopoty pozostają. Kiedy na ławce siedział Louis van Gaal, stwarzane sytuacje można było policzyć na palcach jednej ręki. Teraz tych jest aż nadto, ale zawodzi skuteczność. Inna sprawa, że bramkarze stający naprzeciw Zlatanowi i spółce rozgrywają mecz życia. Tak było z Heatonem, Randolphem czy Grantem. Nazwiska nie powalają, ale ich dyspozycja w tych konkretnych meczach już tak. Dzisiaj Manchester wykreował sobie 17 sytuacji strzeleckich. Przeciwko Burnley wynik był jeszcze bardziej okazały – 37. Efekt za każdym razem ten sam – tylko jeden zdobyty punkt.
Jedenaście punktów straty do prowadzącej Chelsea. Brak koncentracji w kluczowych fazach meczu. Bramki tracone w pierwszych minutach i na końcu spotkań oraz słaba skuteczność to główne przyczyny niepowodzeń. Sfera wyobraźni pozwala założyć, że United wygrywa zremisowane spotkania i jest na trzecim miejscu… Gdybanie, a rzeczywistość jest taka, że „Czerwone Diabły” są w tym momencie bliżej strefy spadkowej, niż mistrzostwa. Jose, interweniuj i wybieraj: melisa albo karnet na trybunę.