Równo rok temu ze spuszczoną głową Rafa Benitez opuszczał Madryt, a w jego miejsce przychodził równie dobrze znany przy Concha Espina Zinedine Zidane. Jeden zawiódł i wszyscy domagali się radykalnych zmian, a przed drugim stawiano ambitne cele. Wielu zastanawiało się wówczas, czy to nie za szybko, czy trener z tak małym doświadczeniem podoła takiej misji? Dziś już wiemy – podołał.
Lata wspaniałej gry na Santiago Bernabeu uczyniły Zidane’a klubową legendą. Po zakończeniu kariery wcielał się w role dyrektora ds. transferów (to za jego namową na transfer do Realu zgodził się Raphael Varane), później był asystentem Ancelottiego, trenował Castillę, aż dwanaście miesięcy temu powierzono mu pierwszą drużynę. Drużynę, która była w rozsypce i którą błyskawicznie trzeba było poskładać.
Za Beniteza wszystko było nie tak. Buntowali się kibice, ale i piłkarze. Niby zajęli pierwsze miejsce w grupie Ligi Mistrzów, ale ich gra nie napawała optymizmem. W momencie pożegnania z klubem Rafa miał za sobą bolesne El Clasico (0:4), Real zajmował dopiero trzecie miejsce w La Liga, a przeciwko sobie miał dosłownie wszystkich. Nie było więc innej opcji jak dymisja.
Jeszcze zanim zwolniono Hiszpana, szukano kandydata na nowego szkoleniowca „Królewskich”. Zidane owszem, pojawiał się, ale chyba mało kto dawał wiarę takim plotkom, a jeśli już – obawiał się, czy byłby to dobry wybór. Podważano przede wszystkim jego małe doświadczenie w prowadzeniu klubu na takim poziomie. Wielu jako przykład podawało fakt, że nawet z Castillą Francuz radził sobie średnio. Jednak chyba największym argumentem na „nie” przed uczynieniem z Zidane’a najważniejszego trenera w całym klubie były obawy, czy w przypadku ewentualnej porażki nie runie jego legenda. Przecież tak działo się wcześniej choćby z Clarencem Seedorfem oraz Filippo Inzaghim w Milanie.
Mimo różnych głosów, stało się – Zinedine Zidane trenerem pierwszej drużyny Realu Madryt. Czego na starcie od niego oczekiwano? W sumie to niewiele, raczej spisywano tamten sezon na straty, a dopiero w kolejnym „Los Blancos” a’la Zidane mieli ruszyć z kopyta. Ten jednak z miejsca chciał udowodnić krytykom, że się mylili. Pierwszy mecz? BUM! 5:0 z Deportivo. Drugi mecz? BUM! 5:1 z Gijon. Później był wypadek przy pracy z Betisem, ale piłkarze szybko pokazali, że to tylko mały poślizg. Mknęli dalej sprinterskim tempem, jedynie raz na jakiś czas łapiąc chwilową zadyszkę. W ostatecznym rezultacie wystarczyło to na drugie miejsce w lidze, bo „Barca” była już nie do prześcignięcia.
Trudne momenty zdarzały się też w Lidze Mistrzów, ale udało się przejść i Wolfsburg, i Manchester City. W finale znów Atletico, znów dogrywka, ale zrobili to! Zidane w debiutanckim sezonie – ba! – po kilku miesiącach pracy wygrywa z Realem najważniejsze klubowe trofeum. Tego chyba nie spodziewał się nikt.
Pół roku i na Euro wszyscy rozjeżdżali się w zgoła innych nastrojach. Drużyna potrafiła grać ładną, ale przede wszystkim skuteczną dla oka piłkę. Nie zmienia to jednak faktu, że było jeszcze nad czym pracować. Jak można było zobaczyć kilka miesięcy później, okres przygotowawczy został przepracowany niemal wzorowo. Na start „Królewscy” pokonali Sevillę w Superpucharze Europy i mogli ruszać po poważniejsze cele.
Dziś, równo rok po zatrudnieniu Zidane’a, Real ma na koncie jeszcze klubowe mistrzostwo świata, lideruje w tabeli La Liga, ale widać znaczną zmianę w grze. Więcej od siebie daje Bale, drużyna powoli zaczyna przestawiać się na grę bez Cristiano jako najważniejszego punktu drużyny – choć to będzie długi proces, a do tego zespół traci mniej bramek. Co jeszcze świadczy o tym, że Zidane już się sprawdził? Na 53 rozegrane mecze zanotował 41 zwycięstw, dziesięć remisów i tylko dwie porażki, wciąż śrubując rekord wygranych z rzędu. Nawet Barcelona nie zdołała – dwukrotnie – przerwać tej serii. Cele na najbliższe miesiące? Po wielu latach przerwy sięgnąć po mistrzostwo kraju, to byłoby coś!
Lepszego początku w prawdziwej karierze trenerskiej Zidane nie mógł sobie wymarzyć. Już zapisał się w świadomości kibiców jako wybitny fachowiec, a przecież więcej przed nim, niż za nim. Krytykowany zewsząd Florentino tym razem miał rację. Zatrudnił klubową legendę i co może cieszyć kibiców, powierzył jej nie tylko szkolenie, ale i politykę kadrową klubu. Panie Zinedine, wykonał Pan kawał dobrej roboty – tak trzymać!