Kilka dni temu pisaliśmy o Copa Sao Paulo Junior 2017 jako jednym z najlepiej opakowanych turniejów młodzieżowych na świecie. Dzisiaj coś, co kibice lubią najbardziej, czyli zestawienie najciekawszych talentów rodem z Brazylii. Jeśli będą się rozwijać, tak jak wyglądają dzisiaj, prawdopodobnie za chwilę będziemy ich oglądać lub rozpatrywać w kontekście Realów, Manchesterów itd.
Copinha to prawdziwa kopalnia dla skautów. Przede wszystkim na trzy tygodnie trzeba się osadzić w stanie Sao Paulo i wszystko dobrze zaplanować. 120 drużyn zgłoszonych do turnieju, a w kadrze każdej z nich około 25 zawodników, co daje mniej więcej 3000 potencjalnych talentów! Przemiał jest ogromny, ale wiadomo, że skauci europejskich klubów w pierwszej kolejności oglądają zawodników z najsilniejszych akademii, wszak wcześniej te akademie wyselekcjonowały na podstawie swoich kryteriów, więc zrobiły pierwszy przesiew.
Właściwie trudno znaleźć brazylijskiego zawodnika, który nie grałby w Copinhii, a dzisiaj coś znaczy. Jedyna opcja jest taka, że wyjechałby w bardzo młodym wieku – przed 16. urodzinami – do Europy i ominął końcowy proces szkolenia w rodzimych stronach. Jeśli został i zaistniał w reprezentacji lub na poważnym poziomie, nie ma zmiłuj – musiał grać w Copa Sao Paulo Junior.
A kto zaistniał w 2017 roku?
Pedrinho (Corinthians) – pięć goli i pięć asyst w siedmiu meczach, to musi robić wrażenie na każdym z kibiców. Liczby to jedno, walory estetyczne drugie, a przydatność trzecie i co ciekawe – w każdym z tych aspektów nie można mieć najmniejszych pretensji do skrzydłowego Corinthians. Może czasami przesadzał z dryblingami, ale z drugiej strony, czego się spodziewać po skrzydłowym z Brazylii?… Już pod koniec turnieju głośno zrobiło się o obserwacji Barcelony oraz Chelsea, która według angielskich mediów jest gotowa wyłożyć nawet ponad 10 milionów euro! Pamiętajmy, że mowa o chłopaku, który nie rozegrał ani minuty w dorosłym futbolu, a cały jego dorobek to ogrywanie swoich rówieśników.
Vinicius Junior (Flamengo) – urodzony w 2000 roku, a już jest rozpatrywany w kategoriach „nowego Neymara”. Trudno się dziwić, skoro podobieństw jest wiele. Sposób gry, budowa oraz zaistnienie w świadomości kibiców w młodym wieku. Zrobił to, strzelając efektownego gola przeciwko Ekwadorowi w reprezentacji Brazylii do lat 15, a kompilacje z jego zagraniami już są niezwykle popularne na YouTube, jak choćby ta z występu przeciwko Sao Caetano, którą przez niecałe trzy tygodnie obejrzało ponad 100 tysięcy użytkowników!
Carlinhos (Corinthians) – typ wysokiego napastnika, typowej „dziewiątki”, której ciągle w Brazylii poszukują. Owszem, jest Gabriel Jesus, Gabigol, ale to ciągle niewiele jak na państwo, które wydało tuziny ofensywnych zawodników klasy światowej w swojej historii. Niezwykły ciąg na bramkę i przede wszystkim intuicja, bo kilkukrotnie stał w miejscach, w które kompletnie przypadkowo spadała piłka, a to cecha, której nijak nie da się wyuczyć – albo się to ma, albo nie.
Mantuan (Corinthians) – kilka lat temu Corinthians wypuścił w bój Eliasa i Jucileia, czyli typowych przecinaków, których atuty kończyły się w momencie przerwania akcji przeciwnika. Mantuan wygląda na zawodnika, który destrukcją dopiero rozpoczyna swoje zadania. Zawodnik, którego naturalną pozycją byłaby „ósemka”, choć dla odważniejszych trenerów mógłby grać tuż przed obrońcami, bo stanowiłby alternatywę dla słabiej operujących piłką stoperów lub ich uzupełnienie.
Caique i Frizzo (Sao Paulo) – wielka szkoda, że „Sampa” odpadła tuż po fazie grupowej, bo turniej stracił dwóch efektownych zawodników. Frizzo nieco bardziej w roli rozgrywającego, a Caique jako skrzydłowy. Obaj lewonożni i mający takie pomysły, że trudno było za nimi nadążyć nawet oglądając mecze… Kompletnie przyćmili największa gwiazdę zespołu, w teorii, Leo Natela wypożyczonego z Benfiki. Jeśli sprawdzą się słowa Rogerio Ceniego o stawianiu na młodzież i ofensywnej, atrakcyjnej grze, to obaj mogą liczyć na wejście do pierwszego zespołu, bo szkoda byłoby stracić takich techników, zwłaszcza że w Sao Paulo mają w pamięci utratę Oscara na rzecz Interu Porto Alegre sprzed kilku lat, choć obu jeszcze do Oscara baaardzo daleko.
Helerson i Kanu (Botafogo) – nie sposób przedstawić środkowych obrońców Alvinegro oddzielnie. Obaj panowie nie dość, że imponowali warunkami fizycznymi, to jeszcze świetnie wyglądali razem na boisku. Dużym atutem było wyprowadzenie piłki, ale wspominaliśmy o tym w pierwszym tekście. Botafogo kładło duży nacisk na grę krótkimi podaniami z wykorzystaniem całego zespołu, co było efektowne i efektywne. Dużą rolę ogrywali w tym Helerson i Kanu, pomiędzy którymi niepotrzebny był defensywny pomocnik, bo sami świetnie rozpoczynali konstruowanie akcji czy to przez środek, czy boki, gdzie czekali ofensywnie ustawieni Victor Lindenberg (z lewej) oraz Fernando (z prawej).
Warto jeszcze zwrócić uwagę na bramkarzy – Gersona z Batais oraz Tiepo z Chapecoense. Wśród obrońców duże wrażenie robili boczni – Kleber (Flamengo) na prawej stronie oraz dwóch lewych, Guilherme Romao (Corinthians) i Victor Lindenberg (Botafogo), ale również stoperzy Eder Militao z Sao Paulo, mimo swoich mizernych warunków fizycznych, piłkarsko się obronił oraz Vinicius Del’Amore z Corinthians. W przypadku tego drugiego mowa o doświadczonym zawodniku, bo już rok temu był podstawowym zawodnikiem „Timao” w Copinhii, a wyglądem, ze względu na bujną brodę, przypomina 30-latków…
W środku pola Jordan (Botafogo) oraz Pedro Augusto (Sao Paulo). Do tego Everton (Batatais), Khevin (Gremio) czy Bryan (Paulsita). Wśród najlepszych strzelców nie sposób pominąć Yuriego z Ponte Prety czy Douglasa Pote z Batatais, choć do gustu przypadł mi Igor Cassio z Botafogo. Cztery gole nikogo na kolana nie rzucą, ale współpraca z zespołem kwitła w najlepsze. Gra tyłem do bramki bywa często wyśmiewana, że jest odwróceniem uwagi od braków w umiejętnościach, ale w jego przypadku podanie, gdy jest przodem w stronę swoich partnerów, to gwarant utrzymania się przy piłce i zrobienia przewagi.
Oczywiście to nie są wszyscy, bo trudno przyjrzeć się każdemu na turnieju, w którym w samej fazie grupowej rozgrywanych jest 180 meczów… Dla przykładu, malutki klub Paranoa ze Dystryktu Federalnego. Przeciwko Palmeirasowi wychodzi grający z 10 na plecach Igor i naprawdę czaruje. Kłopot w tym, że jego szansę na zaistnienie w poważnej piłce bez przebicia się do wschodniej Brazylii będą po prostu zerowe. Większe szanse mają zawodnicy z klubów ze stanu Sao Paulo. Właśnie tych, które zaistniały na turnieju – Batatis, Juventus, Paulista, bo podczas rozgrywek stanowych, jeśli otrzymają szansę, będą mogli udowodnić swoją przydatność, a stamtąd niedaleka droga na szczyty ligi, czego przykładem był Tche Tche w minionym roku. Najpierw doskonała gra w barwach Audaxu Osasco podczas rozgrywek stanu Sao Paulo, później transfer do Palmeirasu, z którym zdobył mistrzostwo, a indywidualnie znalazł się w jedenastkach sezonu!