Pierwszy lutego, okienko transferowe zamknięte w większości lig, życie się uspokaja i emocje opadają. Ostatniego dnia nie doświadczyliśmy spektakularnych przenosin, jak niegdyś chociażby transfer Fernando Torresa do Chelsea. Z punktu widzenia polskiego kibica, cieszy obecność „Turbo Grosika” w wymarzonej Premier League oraz wypożyczenie Krystiana Bielika do Championship, gdzie będzie mógł zdobywać piłkarskie szlify. Co jednak z wielkimi nazwiskami?
Co się odwlecze, to nie uciecze. Ledwo skończyło się zimowe okienko, a już głośno o letnim. Na horyzoncie przede wszystkim Chiny i… gwiazda Premier League. Uściślając – lider klasyfikacji strzelców, prowadzący z piętnastoma trafieniami, Diego Costa, który dorzucił do tego również pięć asyst. – Ale jaki transfer? – spytacie. – Przecież gra w najlepszej angielskiej drużynie i czuje się jak ryba w wodzie! To wszystko prawda, ale nie to zdaje się być dla Brazylijczyka najważniejsze.
Właśnie – Brazylijczyka. Być może to słowo klucz, patrząc m.in. na Hulka, Paulinho, Teixeirę i innych grajków z kraju kawy. Wizja chińskich pieniędzy niejednemu przyćmiewa sportowe ambicje, no bo w końcu kariera kiedyś się skończy, a życia w wygodzie nigdy za wiele. Wydawać by się mogło, że Costa i Conte są dla siebie stworzeni. Pod skrzydłami włoskiego trenera Brazylijczyk wrócił do formy, do tego przeobrażając się na boisku w potulnego baranka, którego już nikt nie jest w stanie sprowokować. Czy aby na pewno jest tak kolorowo?
Już pod koniec października pojawiły się informacje o konflikcie na linii trener–napastnik. Costa miał być wyraźnie niezadowolony z publicznej krytyki Włocha na swój temat. Miał to być „ostatni raz”, kiedy napastnik przystał na niepochlebne uwagi szkoleniowca. W jednym z meczów z Leicester przy prowadzeniu 2:0 Costa poprosił o zmianę w 70. minucie. Miał już dosyć ciągłych uwag Włocha do gry w ataku. Ten jednak dokonał dwóch innych zmian, ignorując prośbę reprezentanta Hiszpanii.
W styczniu zrobiło się jeszcze poważniej. Obaj panowie się pokłócili, a piłkarz miał poinformować o chęci dołączenia do Shanghai Shenhua, który oferował 35 milionów zarobków rocznie. Jest to duże przebicie w porównaniu z osiemnastoma, których napastnik żąda od klubu ze Stamford Bridge. Porozumienia jak nie było, tak nie ma. A Conte? Conte miał krzyknąć do Brazylijczyka, żeby wynosił się do Chin, jako odpowiedź na informację o chęci przenosin. Piłkarz został odsunięty od zespołu, nie pojechał nawet na mecz 21. kolejki z Leicester. Oficjalny powód? Ból pleców. Jednak znamy takie zagrywki – bujać to my, ale nie nas. Ostatecznie konflikt zażegnano, a do Costy dotarło, że opuszczanie w środku sezonu drużyny walczącej o mistrzostwo, to nie jest zbyt dobry pomysł.
Blues Bull | China can wait, Diego Costa has a title to win https://t.co/LJRaIyIosn #Chelsea #PremierLeague pic.twitter.com/FfzZbAMlh7
— fcnaija (@fc1naija) January 23, 2017
Na tę chwilę oficjalna wersja jest taka, że Conte wybaczył napastnikowi, a temu nie w głowie przenosiny do Chin. Jednak ile w tym prawdy, a ile medialnej zagrywki by uciszyć media – nie dowiemy się jeszcze przez kilka miesięcy. Prawdopodobne jest, że Costa nie przedłuży kontraktu z „The Blues”, gdyż ci nie będą w stanie sprostać jego wygórowanym wymaganiom. Widzi to również Roman Abramowicz, który do niedawna mówił, że piłkarz nie jest na sprzedaż. Teraz zmienił już stanowisko. Jest w stanie sprzedać swojego najlepszego napastnika, ale tylko za rekordową kwotę. Jaką? 130 milionów funtów – właśnie na tyle wycenił Brazylijczyka właściciel Chelsea. Jest to oczywiście kwota przesadzona, ale stanowi dobry punkt do rozpoczęcia negocjacji z Chińczykami, do których napastnika ciągnie jak chłopa w pole. Do tej pory ofertę złożyło Tianjin Quanjian, jednak „tylko” 86 milionów. Wydaje się nam jednak, że przy determinacji zawodnika i możliwościach chińskich ekip latem coś będzie wisiało w powietrzu. Coś rekordowego i bardzo ciężkiego.