Kilka dni temu John Heitinga wypowiedział się na temat trudności z przestawieniem się do życia na emeryturze, w głównej mierze miał na myśli finanse. Pisałem o tym w tym miejscu i po tym, jak na ten tekst, a raczej wypowiedź samego Heitingi, zareagowaliście, nie mogłem sobie darować i musiała powstać kolejna część „wykładu” na temat emerytowanych piłkarzy.
Na co skarżył się Heintinga? Oczywiście na to, że musi zaciskać pasa, choć to zaciskanie byłoby dla nas, zwykłych zjadaczy chleba, znacznym rozpasaniem. Holender już nie może od tak polecieć na zakupy do Mediolanu czy Paryża, a na święta musi wynajmować zwykłą, zamiast „fantazyjnej”, willę. Wiadomo, jak to brzmi – śmiesznie i absurdalnie. Ot, rozpieszczony piłkarzyk musiał się wypłakać, bo zauważył, że topnieje mu majątek, i musi zamienić złote buty na srebrne. Ja go jednak będę bronił, bo jego stanowisko można zrozumieć.
Po pierwsze, jak zresztą odpisałem jednemu z czytelników: apetyt rośnie w miarę jedzenia. Zarabiasz tysiąc, chciałbyś dwa, zarabiasz pięć, chciałbyś pięćdziesiąt itd. Rozumiecie? Tak samo jest z wydawaniem. Były piłkarz m.in. Ajaksu przez ponad dekadę był przyzwyczajony do życia w bezustannym luksusie i beztrosce, zarabiał przecież od 40 do 100 tysięcy euro tygodniowo (sumy orientacyjne oparte o trendy rynkowe w poszczególnych ligach). Mógł więc polecieć na te zakupy do Mediolanu wyczarterowanym samolotem, a oznaczałoby to dla niego wydanie tygodniówki! Nie musiał się niczym przejmować, bo po kilku treningach i rozegranym w weekend meczu na jego konto znów wpłynęłaby pokaźna sumka. Nie dziwcie się, że trudno mu się teraz od tego odzwyczaić, przestawić na kupienie spodni za 500 euro zamiast za kilka tysięcy. Sprawa błaha, ale pomyślcie, że sami za miesiąc musicie oddać swojego smartfona, laptop i nowe vansy i zamienić to nazniszczone buty, które przy dobrym szczęściu znajdziecie przy śmietniku, a zamiast cieplutkiego mieszkanka wrócicie do zawilgoconej kiltki. Dobierzcie odpowiednie proporcje, a zrozumiecie – w tym przypadku też przydatna jest empatia.
Po drugie, piłkarze w trakcie swojej kariery nie muszą się o nic martwić, wszystko mają podstawione pod nos. Nie wierzycie? Przeczytajcie autobiografię Jerzego Dudka, który po zawieszeniu butów (a raczej rękawic) na kołku miał problemy z kupieniem biletu lotniczego. Profesjonalne podejście klubów zakłada, że zawodnik ma nie myśleć o niczym innym niż mecz. To skutkuje odpowiednią dyspozycją w trakcie kariery, ale też nieporadnością po jej zakończeniu. Oczywiście mowa o jakiejś części piłkarzy. Niemniej, życie po zakończeniu kariery nie jest usłane różami, jak mogłoby się Wam wydawać. I to też są poważne problemy, choć nie dla Was, bo Wy to wszystko robicie na co dzień, a emerytowany piłkarz równa się jedynie milionom na koncie i dozgonnym wakacjom. Tak nie jest.
Po trzecie, kiedy piłkarz schodzi ze sceny, czuje się osamotniony. Ten aspekt z kolei dobrze w swojej (i Krzysztofa Stanowskiego) książce opisuje Andrzej Iwan. Emerytura często oznacza samotność, zwłaszcza jeśli nie było się piłkarskim gigantem. Nie jesteś już na świeczniku, okładkach gazet. Do tego zaczyna ci się nudzić. Nie masz przecież sesji treningowych, wypadasz z rytmu, a wręcz musisz znaleźć nowy. To wszystko może wpędzić byłego piłkarza w depresję.
Jak to się ma do Heitingi? Jego wypowiedź nie jest tylko wychwalaniem się swoim życiem przez rozpieszczonego piłkarzyka. Holender zwyczajnie się zagubił, nie do końca potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Brakuje mu piłki, ale brakuje mu też tych wszystkich wyjazdów, bo przez lata właśnie tak nauczył się odpoczywać. Brakuje mu po prostu zajęcia, które znów by go pochłonęło do tego stopnia, że nie myśli o otoczeniu. Pomyślicie: ale ma przecież żonę. No ma, ale w tym przypadku ona może być równie zagubiona, jak on. Znów powołam się na „Stan futbolu”, ale lepszego wyjaśnienia tematu nie znajdziecie. Większość WAGs przesiaduje latami w domu, na zakupach, u kosmetyczek, o pieniądze się nie martwiąc. Same kariery zawodowej nie mają, bo albo im się nie chce, albo i tak nie mogą jej podjąć. Kariera piłkarska polega również na przeprowadzkach, a trwałej rozłąki raczej nie bierzemy pod uwagę. Partnerka piłkarza musiałaby więc rzucić dotychczasową pracę i szukać kolejnej w nowym miejscu, z czym może być różnie. I tak latka lecą, aż przychodzi TEN moment.
Wszystkie powyższe akapity należy brać z dozą dystansu, każdy przypadek jest przecież inny. Jednak ta generalizacja ma swoje odniesienie do rzeczywistości, kto czytał autobiografie różnych zawodników, ten wie. Przypadek Heitingi, co zaznaczałem już we wspomnianym tekście, nie jest śmieszny, on po prostu stał się ofiarą komercjalizacji futbolu, tego całego szału. Ba, w kolejnych latach będzie takich nawet więcej, ale tak wygląda współczesny futbol – jakoś musimy to zrozumieć.