Obecny sezon w wykonaniu Chelsea był usłany różami. Po przejściu na formację z trojką środkowych obrońców ekipa Antonio Conte demolowała kolejnych rywali. Ostatnimi czasy przyszedł jednak kryzys, który kompletnie zaskoczył włoskiego menedżera.
Kiedy końcem września Chelsea dotkliwie została rozjechana przez Arsenal, Antonio Conte postanowił całkowicie zmienić filozofię swojej drużyny. Zmiana formacji oraz stylu gry przyniosła ekipie ze Stamford Bridge sześć spotkań później pozycję lidera w Premier League, na której piłkarze „The Blues” urzędują od 12. kolejki aż do teraz. W kwietniu do spotkania z Crystal Palace ekipa z Londynu podchodziła z dziesięciopunktową przewagą i zdawało się, że nic nie pokrzyżuje jej planów. Tymczasem po obu porażkach na cztery oczka zbliżył się Tottenham, z którym Chelsea stanie w szranki w sobotę podczas starcia o finał Pucharu Anglii.
Co poszło nie tak? Przede wszystkim „The Blues” zniżkę formy odczuwają już od stycznia, kiedy to w ligowej potyczce dość boleśnie ukarało ich „Spurs”. Po tym spotkaniu ekipa Conte oczywiście wygrywała kolejne starcia, przeplatając je remisami, ale robiła to już w o wiele mniej przekonujący sposób. To wówczas wyparowała także forma Diego Costy, który od stycznia trafił w lidze zaledwie trzy bramki. Włoch mimo to wciąż stawiał na reprezentanta Hiszpanii, choć na ławce znajdował się kupiony latem ubiegłego roku Michy Batshuayi. Belg, łagodnie mówiąc, jednak nie jest pupilem swojego trenera i na boisku spędza znikomą liczbę minut. O podejściu Conte do belgijskiego snajpera niech najlepiej świadczy fakt, że w przypadku kontuzji Brazylijczyka menedżer „The Blues” wolał rozgrywać spotkania z fałszywą „dziewiątką” lub wstawiać do składu nawet chorującego na grypę Costę, tak jak w ostatnim spotkaniu przeciwko Manchesterowi United.
Spotkanie z „Czerwonymi Diabłami” niejako uwypukliło słabości drużyny ze Stamford Bridge. Przede wszystkim mowa tutaj o braku zmienników. Na rozgrzewce ze składu z powodu infekcji wypadł Marcos Alonso, chory był także Victor Moses i wspomniany Costa, a mimo to zastąpiony został wyłącznie Hiszpan. Włoch nie chciał zaburzać balansu w swoim składzie i notabene nie miał ogranych następców, którzy wejdą do składu i rozegrają dobre spotkanie. Kłopotem może być także defensywa. Chelsea od jedenastu spotkań nie potrafiła zachować czystego konta, pomimo grania dwójką defensywnych pomocników w środku pola, którzy – według Włocha – pozwalają utrzymywać balans w drużynie.
Chelsea przeciwko ekipie Jose Mourinho była na tyle słaba, że po raz pierwszy od dziesięciu lat nie potrafiła oddać celnego strzału na bramkę.
Portugalczyk postanowił zabić Conte jego własną bronią i postawił na trojkę środkowych obrońców. W tym sezonie osiem drużyn próbowało tej formacji przeciwko Chelsea i sześć z nich poległo. „The Special One” zastosował tę samą logikę, ale z większym naciskiem na obronę, a jego zespół przejawiał większą determinacją, pomimo wystawienia kilku zawodników z rezerwowego składu.
Poza obroną ważne zadanie wykonał Ander Herrera, któremu przypisano rolę „plastra” Edena Hazarda. Belg nie lubi, kiedy rywale obejmują jego krycie w taki sposób i był nad wyraz zdezorientowany. W tym sezonie Hazard wykreował dla Chelsea 66 szans, o 25 więcej aniżeli jego koledzy z drużyny. Nic zatem dziwnego, że drużyna Conte nie bardzo wiedziała, co począć. Czy jednak uzależnienie zespołu od jednego gracza nie jest słabością włoskiego menedżera?
Niezależnie od wzoru, jakim kierował się Jose Mourinho, Portugalczyk zdemolował taktycznie Conte i być może to samo zrobi Mauricio Pochettino. Argentyńczyk dość często występuje z systemem gry z trójką środkowych obrońców i zapewne tak samo ustawi zespół w sobotę. W linii napadu zagrają Christian Eriksen, Dele Alli oraz powracający po kontuzji Harry Kane. Cała trójką przeżywa prawdziwy rozkwit i obrońcy „The Blues” mogą przeżywać prawdziwą katorgę, która potrwa 90 minut.
Biorąc pod uwagę ostatnią formę, Tottenham jest faworytem tego starcia i obecnie nie ma żadnego powodu, aby nie powtórzył wyniku ze styczniowego starcia z Chelsea. To zapewne zwiększy presję, z jaką boryka się ostatnio ekipa ze Stamford Bridge. Jeśli zatem „Spurs” zostanie drugą drużyną, która przeciwstawi się temu systemowi w tak krótkim odstępie czasu, Antonio Conte może mieć poważny problem. Jego pomysł związany z formacją, którą stosował już między innymi w Barcelonie Pep Guardiola i w Liverpoolu Brendan Rodgers, przestanie budzić postrach. A to będzie pierwszym krokiem w stronę przepaści.