Meksyk poskromił Lwy

Brazylia wygrywając z Chorwacją dała jasny znak, że interesuje ją tylko pierwsze miejsce w grupie. W kontekście tych wydarzeń, ogromnie istotny był dzisiejszy mecz Kamerunu z Meksykiem. Przegrany musiał zdawać sobie sprawę, że szanse awansu zostaną ograniczone wówczas do minimum. Przed samym turniejem niesamowitej rzeczy dokonali gracze Nieposkromionych Lwów, odmawiając wylotu do Brazylii, domagając się taką manifestacją większych premii. Co zyskali? Oczywiście wspomniane pieniądze od federacji i coś, czego nie da się kupić, czyli niechęć ludzi, dzięki której stali się jedną z najbardziej znienawidzonych reprezentacji. Za bardzo nie wiedziałem też, na co stać Meksyk, który z ogromnym trudem przeczołgał się przez eliminację, a przecież dwa lata temu piłkarze El Tri, w zbliżonym składzie do obecnego, zdobyli złoty medal na olimpiadzie.

Spotkanie rozpoczęło się z wysokiego C, czyli od studia TVP. A tam w gronie ekspertów złotoustny Jacek Gmoch i Radosław Majdan, specjalista od? Hmm modnych fryzur i farbowania włosów. Zatem nawet gdyby sam mecz miał okazać się nudny, to powyższa dwójka miała zadbać o to, żebyśmy się nie nudzili przez odbiornikami. Na nudy jednak nie mogliśmy narzekać, Meksykanie od pierwszych minut poskromili lwy i co chwilę groźnie atakowali. Mogli i powinni prowadzić po pierwszej połowie 2-0, ale…

… Ktoś musiał zagrać u buka gruby hajs na wynik 0-0 do przerwy

Jak inaczej można wytłumaczyć dwa nieuznane, a prawidłowo zdobyte gole dla Meksyku w pierwszej części spotkania? Jest jeszcze druga opcja, część wynegocjowanej premii od związku, piłkarze Kamerunu przeznaczyli na prezenty dla sędziego Wilmara Roldana. Chociaż znając ich pazerność, bardziej jestem skłonny uwierzyć w opcję nr 1. Poziom frustracji El Tri i meksykańskich kibiców musiał osiągnąć apogeum. Pierwszą połowę pięknym wywodem podsumował Marcin Żewłakow: „Były momenty, że w grze był Meksyk, były momenty, że w grze był Kamerun”.

spalony

Druga połowa rozpoczęła się podobnie do pierwszej. Podopieczni Miguela Herrery utrzymywali się przy piłce, próbowali grać technicznie i kombinacyjnie, a Kamerun… grał trochę tak, jak grało się kiedyś na podwórku (tak na podwórku, kiedyś nie było orlików). Pierwsza myśli: „drybling”, dopiero na dalszym planie dobro drużyny i ewentualne podanie do partnera. Gdy deszcz zaczynał coraz mocniej padać, a przygotowani na taką pogodę byli tylko kibice Meksyku (fot.), wówczas w końcu, na raty, udało się pokonać Itandje i reprezentacja z Ameryki wyszła na prowadzenie, a goal line technology uspokoiło moje sumienie, potwierdzając poprawność zdobytej bramki.

deszcz

Co wiemy po meczu? Oglądając grę wszystkich drużyn z grupy A, widać, że Kamerun będzie występował w roli dostawcy punktów i już w drugim meczu pożegna się z Mundialem. Być może jednak, działacze z federacji, idąc za przykładem KGHM-u, zaproponują kolejną premię, za awans do następnej rundy, wówczas wszystko może się jeszcze zdarzyć. Natomiast Meksyk zaprezentował się naprawdę z dobrej strony, szybkie, kombinacyjne akcje i chęć ciągłego parcia na bramkę, to wszystko oglądało się z wielką przyjemnością.

Meksyk – Kamerun 1-0

’61 Peralta

MVP: Peralta, którego Gmoch ochrzcił kiełbasą, cokolwiek to znaczy…

Temu Panu już dziękujemy: Wilmar Roldan