Dlaczego to Arka wygrała Puchar Polski? Jaki cel ma zespół na ostatnią część sezonu i dlaczego nie myśli o Lidze Europy? Czym różni się piłka w Kazachstanie od polskiej? Co będzie robił, kiedy skończy grać, i który sukces ceni najbardziej? O tym w krótkiej rozmowie z nami opowiedział Przemysław Trytko.
Już doszliście do siebie po świętowaniu? Bo choć trener Ojrzyński mówił, że będzie na spokojnie, to chyba trochę się po takim sukcesie pobawiliście?
Oczywiście, że doszliśmy do siebie. Całkowicie normalne, że po zdobyciu Pucharu Polski chwilę poświętowaliśmy, ktoś wypił drinka, ktoś wypił szampana, tak że jest to całkowicie normalna sprawa. Nikt nie kończył na kolanach, a że pobawiliśmy się po sukcesie, to też świadczy o nas dobrze, a nie źle.
Wiemy, co się działo zaraz po meczu. Zapanowała euforia, nikt nie krył radości. Jak z perspektywy kilku dni oceniasz to spotkanie?
Już oceniając na chłodno, spodziewaliśmy się tego, że skoro Lech był zdecydowanym faworytem, to będzie miał przewagę, ale staraliśmy się odgrażać. Wyglądało to tak, jak sobie zakładaliśmy. Mieliśmy troszkę szczęścia ze słupkiem czy z sytuacjami w końcówce podstawowego czasu. Ale też mieliśmy swoje okazje, ja sam miałem strzałem głową, przechwyty, więc odgrażaliśmy się i koniec końców doczekaliśmy się swojej okazji, piłka wpadła do siatki. Później jeszcze Luka (Zarandia – przyp. red.) zrobił piękną akcję i wytrzymaliśmy do końca.
Skoro sam przyznajesz, że to Lech stawiany był w roli faworyta, a Wy sprawiliście niespodziankę, co takiego tamtego dnia miała Arka, czego nie miał Lech, żeby wygrać ten finał?
Nie wiem, jak Lech do tego podchodził, ale my podeszliśmy do spotkania z pełną wiarą i z pełną nadzieją, że możemy to wygrać. To było tylko 90 minut. Przed meczem wiedzieliśmy, że nie jesteśmy faworytem i w tym samym momencie mieliśmy pełną świadomość, że mimo wszystko możemy to zrobić. Wiara, zaangażowanie, na pewno stanowiliśmy jedność w tym meczu i mieliśmy wspólny, konkretny cel – wygrać Puchar Polski.
Teraz pozostaje skupić się na lidze, bo utrzymanie wciąż nie jest pewne. Po internecie krążą nawet żarty, że w przyszłym sezonie w czwartek możecie grać na Old Trafford z Manchesterem United, a w sobotę pojedziecie do Niepołomic na mecz z Puszczą. Jak Wy nastawiacie się na tę końcówkę sezonu i późniejszą grę w eliminacjach do Ligi Europy?
O Lidze Europy na razie nie myślimy, o Pucharze Polski też. Jesteśmy dumni, że go wygraliśmy, ale już zapominamy, bo mamy drugi cel – utrzymać się w lidze. Wierzymy i jesteśmy przekonani, że grając tak jak w Pucharze, możemy utrzymać ekstraklasę w Gdyni. A to, że ludzie coś piszą, nas nie interesuje, bo po każdym meczu mogą pisać w różne strony. Chcemy się utrzymać i nie jeździć do żadnych Niepołomic.
Ten Puchar to – obok Superpucharu zdobytego kilka lat temu z Jagiellonią – największy sukces w Twojej przygodzie z piłką. Warto było porzucić finansowy raj w Kazachstanie?
Tak, nie żałuję kompletnie tej decyzji. Puchar Polski cenię dużo bardziej niż Superpuchar zdobyty z „Jagą”, tym bardziej że teraz wygrałem z Arką. Również ze względu na całą otoczkę tego meczu, bo wtedy graliśmy w Płocku, a teraz na Narodowym w Warszawie. Stawiam ten Puchar dużo wyżej, nawet wygrane kiedyś Mistrzostwa Polski Juniorów też cenię bardziej od Superpucharu.
Jeszcze wracając do wątku o Kazachstanie. Jak po tych kilku miesiącach w Polsce oceniasz tamtą przygodę? Warto było spróbować, już pomijając kwestię zarobków?
Nie da się pominąć kwestii zarobków, bo był to główny cel wyjazdu do Kazachstanu. Ale było ok, na pewno – jeśli mam nie mówić o pieniądzach – to było dla mnie duże doświadczenie i ligowe, i możliwość zobaczenia na własne oczy piłki na Wschodzie. Wobec tego mogę stwierdzić, że nasze wyobrażenia, że w meczach z drużynami z Kazachstanu jesteśmy faworytem i musimy przejść drużyny z tamtego regionu, to jedna wielka bzdura. I teraz wiem, że jak trafi na taki zespół np. Arka, to nie będzie faworytem. Tam też grają w piłkę, tak samo trenują, mają i zawodników, i trenerów z Europy, więc nie odbiegają od nas zaangażowaniem czy umiejętnościami. Są tam też dobrzy piłkarze, dobre drużyny i jeżeli trzeci zespół z ekstraklasy zagra z trzecim z ligi kazachskiej, to możemy wygrać, ale to nie jest tak, że nam się to uda na stojąco.
Ale na pewno są jakieś różnice między naszą a kazachską piłką.
No na pewno mamy ładniejsze stadiony – to jest zupełnie inna kategoria. W Kazachstanie jest piękny stadion Astany, coś jak nasz Stadion Narodowy, czy stadion w Ałmatach. Jest to klub z wielkimi tradycjami i z wielkimi nazwiskami w drużynie. Pozostałe kluby dopiero chcą się rozbudowywać pod tym względem, chcą budować stadiony. Tam inaczej wygląda logistyka, na wszystkie mecze lata się samolotami, ten kraj jest przecież ogromny i samo życie piłkarza wygląda inaczej, jak jedno długie zgrupowanie. Tam jest się cały czas z drużyną, cały czas na wojażach. Taka organizacja życia piłkarza to zupełnie coś innego.
Jest coś, co chciałbyś jeszcze osiągnąć? Pytam oczywiście o realne cele.
Chciałbym jeszcze dużo osiągnąć, ale w tej chwili najważniejsze jest dla mnie utrzymanie i tylko o tym myślę.
A jest coś czego żałujesz? Czegoś, co zrobiłeś lub nie przez tyle lat zawodowego kopania?
No wiele rzeczy się nie poukładało po myśli. Nie było to tak, jak kiedyś sobie wyobrażałem, ale też nie ma co tym żyć. Póki jeszcze gram, walczę, to staram się myśleć do przodu, a nie wspominać, co było. Nie chcę się tutaj żalić, ale na pewno dużo rzeczy nie poszło tak, jak bym tego chciał. Takie jest życie i trzeba reagować na bieżąco. Może moja przygoda z piłką nie jest z bajki, ale też nie ma co się wyżalać. Mam Superpuchar, Puchar Polski, Mistrzostwo Polski Juniorów, rozegrałem ponad 100 meczów w ekstraklasie, wyjechałem za granicę i rozegrałem mecz w Bundeslidze, byłem też na Wschodzie, więc też mam co opowiadać.
Skoro mówisz, że trzeba myśleć do przodu… Zastanawiałeś się już, czym mógłbyś się zająć, kiedy już skończysz z graniem?
Z jednej strony, bardzo chciałbym zostać przy piłce, z drugiej – bardzo by mi nie odpowiadał taki styl życia jak teraz, jeśli chodzi o okres po zawieszeniu butów na kołku. Jeżeli byłbym trenerem i miałbym często zmieniać miejsca zamieszkania, kraje czy nawet kontynenty… To mnie bardzo odpycha, ale zobaczymy, jak to się rozwinie, bo przy piłce widzę siebie na pewno.
Rozmawiał: Tomek Witas