Begović w Bournemouth, czyli Boruc znów kopnięty w dupę

boruc
(Zdjęcie: Skysports.com)

Przychodzisz do klubu grającego w jednej z najlepszych lig świata, zaliczasz trudny początek, ale z czasem stajesz się pewniakiem do gry w pierwszym składzie. Jesteś wychwalany w mediach, ale sielanka wkrótce się kończy, bo twój klub postanowił ściągnąć nowego bramkarza, ciebie skazując na rezerwy. Tak w skrócie wyglądała sytuacja Artura Boruca kilka lat temu, ale powtórka z rozrywki to tylko kwestia czasu.

AFC Bournemouth potwierdziło wczoraj transfer Asmira Begovicia z Chelsea. Już zimą tego roku mówiło się o przejściu Bośniaka do obozu „Wisienek”, ale wówczas zgody na transfer nie wyraził Antonio Conte, który nie miał ewentualnego następcy na ławkę rezerwowych. Teraz ten ruch staje się faktem, co znacznie może utrudnić – i zapewne utrudni – sytuację kadrową Boruca.

Nie oszukujmy się, mimo dobrej – czasami wręcz doskonałej – dyspozycji doświadczonego Polaka w zakończonym już sezonie ten nie ma zbyt wielkich szans w rywalizacji z siedem lat młodszym Begoviciem. Bośniak dał się poznać z dobrej strony jeszcze w barwach Stoke, skąd wywalczył sobie transfer do ligowego giganta latem 2015. I choć w barwach „The Blues” nie grał tak wiele, będąc tylko zastępcą Thibauta Courtoisa, to kiedy już dostawał szansę – a było ich łącznie 33 – zaliczał dobre występy. Teraz wraca tam, gdzie czuje się najlepiej, czyli do klubu ze środka tabeli Premier League.

Boruc miał dobre momenty w tym sezonie, jak chociażby zremisowany 1:1 mecz przeciwko Manchesterowi United na początku marca, kiedy obronił strzał z rzutu karnego autorstwa Zlatana Ibrahimovicia. To po tamtym spotkaniu okrzyknięto go „Ministrem Obrony Bournemouth”. Zresztą, kibice trzykrotnie – najwięcej spośród całego zespołu – wybierali go w minionym sezonie piłkarzem miesiąca, kilkanaście dni temu pieczętując to wręczeniem mu statuetki dla piłkarza roku Bournemouth. Boruc w ekipie z południa Anglii bronił od września 2014, jeszcze na zapleczu Premier League, oczywiście wygryzając ze składu dotychczasowego golkipera – Lee Campa. Potem był awans, dwukrotne przedłużanie kontraktu, wydawało się więc sielankowo. Boruc, 37 lat skończone, a tu wciąż angaż w klubie Premier League. No niestety, to już się skończyło, znów…

We wrześniu 2012 po dwuletniej przygodzie we Florencji, gdzie wygryzł ze składu Sebastiena Freya, Artur na zasadzie wolnego transferu przeszedł do Southampton. Trochę grał Kelvin Davis, trochę Paulo Gazzaniga, ale to Boruc był zdecydowanym numerem jeden. Znów wyczyniał cuda, zapewniając remis z Norwich obroną strzału z rzutu karnego w 93. minucie spotkania. Latka leciały, a „Holy Goalie” przedłużał kolejne kontrakty, a my mogliśmy się cieszyć, mając trzech golkiperów w takiej lidze. Mecz ze Stoke z listopada 2013 zapamięta do końca życia – to wtedy wpuścił jedną z bardziej, o ile nie najwstydliwszą, bramkę w karierze, po tym jak bramkarz rywali wykopał piłkę z własnego pola karnego. Tym bramkarzem był… Asmir Begović.

Niedługo potem, już po zakończeniu sezonu, do klubu przyszedł Fraser Forster, co dla Artura oznaczało widok na mecze z perspektywy ławki. A przecież był w takiej formie!

I tu koło się zamyka, bo teraz mamy do czynienia z podobną sytuacją. Boruc bronił dobrze, momentami bardzo dobrze, ale klub ściągnął człowieka stąd, który przez lata gry na angielskich boiskach udowodnił, że prezentuje klasę bardzo bliską światowej. Begović, mając zaledwie 16 lat, trafił do Portsmouth i przez większość kariery, będąc w różnych klubach – również w „Wisienkach” za czasów ich gry w 3. lidze w 2007 roku – był jedną z jaśniejszych postaci na boisku. Bournemouth ściąga więc gościa, który zapewni jeszcze większy spokój między słupkami, i który ma przed sobą jeszcze sporo lat gry. Tymczasem nasz Artur zbliża się do czterdziestki i po raz kolejny dostaje zwyczajnego kopa w dupę. Czy znów wyjdzie z takiej sytuacji obronną ręką?

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu!