Grupa B trzyma poziom – dziś na przystawkę pięć bramek i wygrana „Oranje”

„Świetny turniej”, „niech ten sen trwa nadal”, „magiczne mistrzostwa” – wiemy, macie już dość tych zachwytów. Jednak, przyznajcie sami, po takim rozpoczęciu dnia ciężko śilić się na oryginalność. Włączając telewizor w środku tygodnia o godzinie 18:00, przywykliśmy raczej do oglądania powtórek „Rancza” zaległych meczów ligowych, czyli najczęściej zgniłych ogryzków, które po prostu muszą się odbyć. Na szczęście nadeszło lato i lepsze czasy – dziś na przystawkę dostajemy mecz dwóch drużyn grających engelowy „futbol na tak”.

Holandia i Australia, czyli dwa zespoły, które, jak nam się dotychczas wydawało, dzieli dosłownie wszystko: położenie geograficzne, siła krajowej piłki, popularność czołowych piłkarzy, wreszcie miejsce w rankingu FIFA i sytuacja po pierwszych meczach Mundialu. Dziś doznaliśmy olśnienia – obie drużyny mają jednak wspólny, bardzo ważny zresztą mianownik, w postaci otwartego podejścia do gry w piłkę. Efektem taktyki obranej przez van Gaala i jego vis a vis Ange Postecoglu było pięć bramek, z których szczególnie trafienie Tima Cahilla na trwałe zapisze się w historii turniejów o Puchar Świata.

Ale po kolei: pierwsze minuty spotkania w Porto Alegre nie zwiastowały niczego szczególnego. „Oranje” zaczęli ostrożnie, z pełną świadomością komfortu, jaki dała im efektowna wygrana z Hiszpanami, „Kangury” zaś nie miały zamiaru rzucać się na bardziej utytułowanego przeciwnika, co także da się zrozumieć – Postecoglu doskonale wiedział, że frontalny atak jego podopiecznych na bramkę Jaspera Cillessena może skończyć się katastrofą, czyli…

Czyli na przykład bramką Arjena Robbena, który i tak, na przekór wszystkim, postanowił skarcić Australijczyków i o dwudziestu minutach gry wyprowadził swoją ekipę na prowadzenie. Skrzydłowy Bayernu, którego van Gaal widzi ponoć w Manchesterze United (trudno się dziwić…), zdobył swoją trzecią bramkę na brazylijskiej ziemi w charakterystyczny dla siebie sposób: długi, efektowny rajd z piłką zakończony strzałem przy dalszym słupku to coś, o czym wie każdy obrońca na świecie i jednocześnie coś, przed czym nie ma żadnego ratunku.

Minutę później Tim Cahill zdobył bramkę, która obok strzału van Persiego będzie murowanym kandydatem do miana trafienia całego turnieju. I tylko od subiektywnych opinii kibiców zależeć będzie klasyfikacja obu trafień.

stec

Po przerwie Jedinak pewnie wykorzystał rzut karny, na co równie błyskawicznie co Cahill odpowiedział Robin van Persie, mocnym strzałem pod poprzeczkę. Zresztą, widzieliście sami. Bardziej istotne jest to, że obaj wysunięci napastnicy ujrzeli dziś po żółtej kartce nie zagrają w ostatnich meczach fazy grupowej. Szykuje się poważna szansa dla Huntelaara, który w meczu przeciwko Chile będzie miał prawdopodobnie jedyną okazję do gry od pierwszej minuty.

Jarosz Szadkowski

Decydujący cios zadał „Kangurom” rezerwowy Memphis Demay. Brazuka po raz kolejny spłatała figla bramkarzom – tym razem ofiarą przedziwnej rotacji padł Mathew Ryan. Z drugiej strony, strzał Holendra, nie dość, że oddany z bardzo dużej odległości, to jeszcze stosunkowo blisko środka bramki, powinien zostać spokojnie sparowany do boku. Czas na jeden z nieśmiertelnych piłkarskich banałów: futbol to gra błędów.

Błędów, w efekcie których Holandia może ze spokojem oczekiwać na pojedynek Chile z Hiszpanią, a Australia pakuje manatki i ostatni mecz rozegra, o zgrozo, o honor. Znamy ten gatunek spotkań z autopsji, nieprawdaż?

wilkowicz

Dzisiejsze spotkanie, jeżeli nawet nie stało na rewelacyjnym poziomie stricte piłkarskim, było wprost genialne pod względem ładunku emocjonalnego i niespodziewanych zwrotów akcji. Na chwilę obecną, widowiskowi „Oranje” mają komplet sześciu punktów, Australijczycy pozostają z zerowym dorobkiem. Batalia o drugie miejsce już za około pół godziny. „Pojedynek na pressing” jak zapowiada Michał Zachodny, powinien dostarczyć niesamowitych wrażeń. Del Bosque zdecydował się pozostawić na ławce Pique i Xaviego.

Będzie się działo!