Antonio Conte w końcu dopiął swego. Po kilku latach walki o Alvaro Moratę będzie miał do dyspozycji swojego ulubionego napastnika. Czy ten duet wypali w Londynie?
Od pierwszych doniesień mediów o rozpoczęciu konkretnych rozmów do oficjalnego ogłoszenia minęło zaledwie kilka godzin. Tak szybkie rozwiązanie sprawy pokazuje, jaka w „The Blues” wczorajszego dnia była determinacja, aby zadowolić Antonio Conte. Włoch od wielu lat pragnie ponownie pracować z Alvaro Moratą, który jest uważany za jego ulubioną „dziewiątkę”.
Ich piłkarski romans rozpoczął się w 2014 roku, kiedy to włoski trener pragnął ściągnąć Hiszpana do Juventusu. Ostatecznie zarząd „Starej Damy” wysłuchał jego prośby, ale… kilka dni po jego odejściu. Conte od początku ówczesnego okna transferowego miał na pieńku z władzami klubu, które nie potrafiły ściągnąć jego celów transferowych. Wśród nich był oczywiście Morata.
W zeszłym roku, gdy Conte objął stery w Londynie, jego nowy klub także próbował zwerbować 24-letniego snajpera, ale po wielu tygodniach negocjacji nie doszło to do skutku. Sam Morata w jednej z wypowiedzi przyznał, że miał ofertę od Chelsea i gdyby została ona przyjęta przez Real Madryt, to zostałby najdroższym Hiszpanem w historii.
Jak się okazuje, co się odwlecze, to nie uciecze. Wczoraj Chelsea uzgodniła warunki z Moratą i Realem Madryt w kilka godzin i zapłaci za snajpera 58 milionów funtów plus dodatki. Cała suma wyniesie najprawdopodobniej 70 milionów funtów. Wczoraj na lotnisku Morata w Los Angeles, gdzie „Królewscy” przygotowują się do sezonu, Hiszpan był szczęśliwy, że trafia w końcu pod skrzydła Włocha: – Dołączę do zespołu, w którym jest trener, który najbardziej we mnie wierzy. Jestem bardzo szczęśliwy z tego powodu.
W kwietniu Morata także puścił oczko w stronę Conte: – On we mnie wierzy, nawet nie mając mnie w swoim zespole. Jestem tego świadomy. Chciał mnie już w Juventusie, ale opuścił klub przed moim przyjazdem. Zna mnie lepiej, niż sobie to wyobrażam, a mimo to nigdy z nim nie pracowałem. Jestem pewien, że jednak prędzej czy później to nastąpi.
Jak się okazuje, Morata miał nosa, wypowiadając takie słowa. W końcu ziściło się marzenie dwojga osób, które współpracę miały zapisaną w gwiazdach.