Rozegrano 224 mecze, w których padło łącznie 660 bramek. Choć ostatnie spotkania nieco zaniżyły średnią, to i tak wynik 2,9 gola na mecz może robić wrażenie. Kręta droga na mundial zakończyła się dla strefy azjatyckiej. Cztery ekipy uzyskały awans, dwie kolejne mają jeszcze szanse na grę w Rosji – poprzez baraże.
Kręta droga do Rosji
Kwalifikacje do mistrzostw świata w strefie azjatyckiej nie są najłatwiejsze pod względem logistycznym. Do gry przystąpiło tu aż 46 zespołów o niezwykle zróżnicowanej klasie. Prawdopodobnie największe na świecie rozwarstwienie pod względem siły zespołów zmusiło organizatorów do podzielenia kwalifikacji na trzy etapy, po których nastąpią jeszcze baraże.
Na pierwszym szczeblu rywalizowało 12 najsłabszych drużyn strefy AFC. Rozegrały one między sobą dwumecze, po których sześciu zwycięzców uzyskało awans do dalszej fazy turnieju. Tam dołączyło do nich pozostałe 34 krajów. Czterdzieści drużyn podzielono na osiem grup, których tylko zwycięzcy oraz cztery najlepsze drugie miejsca mogły być pewne gry na kolejnym etapie.
Większych niespodzianek nie było. W finałowej dwunastce zabrakło tylko Korei Północnej, która nie poradziła sobie z Uzbekistanem. W decydującej fazie rozgrywek – jak zwykle – oprócz wyraźnych faworytów, czyli drużyn, które zazwyczaj wywalczają sobie awans na mundial lub się o niego ocierają, nie zabrakło również kilku teoretycznie słabszych teamów.
Ostatecznie jednak dwanaście zespołów (Iran, Japonia, Korea Południowa, Australia, Syria, Arabia Saudyjska, Uzbekistan, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Chiny, Irak, Katar, Tajlandia) zostało podzielonych na dwie grupy. Tam już – standardowo – zagrano systemem każdy z każdym. Po dwie najlepsze drużyny z każdej z grup uzyskały bezpośrednią kwalifikację na mistrzostwa świata, trzecie miejsca zapewniły sobie zaś udział w barażach.
Defensywa za wszelką cenę
Najważniejsza w walce o awans okazała się bardzo dobra gra defensywna. Dwa zespoły, które traciły na przestrzeni kwalifikacji najmniej bramek, a zatem Iran (pięć goli straconych w 18 meczach eliminacyjnych) oraz Japonia (siedem goli straconych), bardzo szybko zapewniły sobie bezpośredni awans. Tylko te dwie drużyny nie musiały drżeć w ostatnich spotkaniach i de facto rozdawały karty.
Irańczycy wiedzieli od początku, jak ważne jest nie dopuszczanie rywali do własnego pola karnego. Czasem robili to za wszelką cenę, grając dosyć ostro w obronie. Dlatego też to właśnie oni zasłużyli na „nagrodę” antyfair play. Zebrali bowiem aż 24 żółte i dwie czerwone kartki, co w Azji jest absolutnym rekordem tych eliminacji. Druga w klasyfikacji najostrzej grających ekip Tajlandia zebrała tylko 16 żółtych i jedną bezpośrednią czerwoną kartkę.
Im strzelać nie kazano – kazano wygrywać
Jak się okazało, dobra obrona była dużo ważniejsza od skutecznego strzelania. Najwięcej bramek na przestrzeni całych eliminacji (45) zdobyła bowiem reprezentacja Australii. Indywidualnie najlepiej (16 goli) spisał się natomiast reprezentant Zjednoczonych Emiratów Arabskich – Ahmed Khalil (tyle samo strzelił również Saudyjczyk Mohammed Al-Sahlawi). Oba wyniki nie dały jednak pożądanych efektów. Zarówno Australia, jak i ZEA z pewnością zamieniłyby pozycje liderów w klasyfikacjach strzeleckich na choćby jedno dodatkowe zwycięstwo. To punkty, a nie bramki liczą się bowiem przy konstruowaniu tabeli. A tych i jednym, i drugim zabrakło. Drużyny Ahmeda Khalila w ten sposób na mundialu na pewno zabraknie. Australijczyków – zamiast awansu – czeka zaś żmudne przebijanie się przez baraże.
Pech na Antypodach
Australijczycy mają prawo, by czuć się bardzo zawiedzeni. Po raz pierwszy w historii swojej gry w strefie azjatyckiej mogą nie uzyskać awansu na mistrzostwa świata. Ekipa z Antypodów w ogóle może mówić o sporym pechu przy tych eliminacjach. Nie dość, że najwięcej strzelonych bramek ze wszystkich drużyn strefy AFC na niewiele się zdało, to jeszcze… regularnie blokowały ją słupki i poprzeczki. W te piłkarze „Socceroos” trafiali dwa razy częściej (!) niż pozostałe ekipy rywalizujące w trzeciej rundzie eliminacji.
Dynamiczna końcówka i szczęśliwa Syria
Między innymi to doprowadziło do sytuacji, w której przed ostatnią serią spotkań w obu grupach o jedno miejsce dające awans i jedno dające baraż biły się po trzy zespoły. Nieco spokojniej wszystko przebiegło w grupie B. Tam już po pierwszym meczu dnia, w którym Australia pokonała 2:1 Tajlandię, wiele stało się jasne. Po pierwsze to, że Zjednoczonym Emiratom Arabskim potrzebny jest sportowy cud, aby wskoczyć na 3. miejsce, a po drugie – że kwestia awansu pozostała w rękach Arabii Saudyjskiej i Japonii.
Pewna awansu reprezentacja Kraju Kwitnącej Wiśni rozdawała karty. Gdyby pokonała lub choćby zremisowała w wyjazdowym meczu z Arabią Saudyjską, otworzyłaby drzwi Australii. Każde zwycięstwo gospodarzy to im dawało jednak pełną pulę. Pomimo nerwów i męczarni bramka Al Muwallada w 63. minucie dała wygraną Arabii Saudyjskiej i to ta drużyna wywalczyła awans. Zepchnięta na 3. miejsce Australia musiała zaś pogodzić się z tym, że będzie musiała walczyć w barażach.
Dużo więcej emocji wywołały jednak rozgrywki grupy A. Tu karty rozdawać mógł Iran, który również – podobnie jak Japonia – był już pewny awansu. O miejsca za plecami Persów bili się natomiast faworyzowani Koreańczycy, którzy mieli jednak tylko dwa punkty przewagi nad Syryjczykami i Uzbekami. Tak się złożyło, że w ostatniej serii spotkań Irańczycy mierzyli się z Syrią, a reprezentanci Uzbekistanu podejmowali Koreę. Wiadome było zatem, że z każdą bramką sytuacja w tabeli będzie się tu odwracać.
Jako pierwsza strzeliła niespodziewanie Syria, powodując, iż na moment znalazła się na miejscu premiowanym awansem. Przez nieco ponad pół godziny w Uzbekistanie powiało grozą. Zarówno gospodarze, jak i Koreańczycy musieli nacierać na bramkę rywali, aby uratować się przed odpadnięciem z gry. Irańczycy zaczęli jednak dochodzić do głosu w swoim spotkaniu. Dzięki temu, że zdobyli dwie bramki i wyszli na prowadzenie, tabela wróciła do normy.
Tak było aż do 90. minuty. Mecz w Taszkiencie zakończył się bezbramkowym remisem. Spotkanie Iranu z Syrią chyliło się już ku końcowi. Układ w tabeli wydawał się zatem jasny – Iran i Korea z awansem, Uzbekistan w barażu. W trzeciej doliczonej minucie stało się jednak coś niespodziewanego. Po niepozornej akcji Al Soma zdołał uderzyć piłkę w ten sposób, że wpadła do bramki.
Cała piłkarska Syria oszalała. Gol ten oznaczał bowiem kolejny przewrót w tabeli. Co prawda Syryjczycy nie byli w stanie zagrozić już ani Iranowi, ani Korei Południowej. W tabeli wyprzedzili natomiast Uzbekistan, który ponownie musiał obejść się smakiem.
Remarkable scenes in Tehran. #IRNvSYR pic.twitter.com/Cd9tmsT6kv
— Raveen Aujmaya (@raveenaujmaya) September 5, 2017
Wszystko jasne
Po wielkich emocjach wszystko jest już jasne. Awans na mistrzostwa świata 2018 wywalczyły sobie: Japonia, Iran, Korea Południowa i Arabia Saudyjska. Syria zmierzy się zaś z Australią w dwumeczu, którego zwycięzca będzie miał okazję przystąpić do barażu przeciwko czwartej drużynie strefy CONCACAF.