67% posiadania piłki, 20 strzałów na bramkę Navasa, słupek i poprzeczka. Właśnie zakończył się najbardziej jednostronny mecz ćwierćfinałowy. Co z tego, że zakończony rzutami karnymi, co z tego, że Kostaryka w ostatnich minutach miała swoją szansę, co z tego, że Holandia nie zaliczy go do tych najlepszych w historii. Faktem jest, że przewaga „Oranje” przez cały mecz nie podlegała dyskusji. Wielką niesprawiedliwością dziejową byłoby, gdyby awans wywalczyli „przeszkadzacze”. Oczywiście setki „bezstronnych” kibiców w naszym kraju trzymało kciuki za „Los Ticos” w myśl zasady „bij mistrza”. Piłka nożna dlatego przecież jest piękna, że nie zawsze wygrywają lepsi, a często ci bardziej cwani.
Tym razem górę wzięło jednak doświadczenie plus perfekcyjne wyczucie trenera. Ilu jest na świecie trenerów, którzy zdecydowaliby się na zmianę bramkarza tuż przed samymi karnymi? Cillessen uratował „Oranje” w dogrywce, ale to Tim Krul dał awans, wyciągając dwa strzały zawodników Kostaryki. Już słyszałem głosy, jakie to niesportowe było w wykonaniu bramkarza Newcastle podchodzenie do zawodników Kostaryki i prawdopodobnie mówienie im kilku „przyjemnych” słów w celu ich zdeprymowania. Najważniejsze, że przyniosło zamierzony efekt. Chwała zwycięzcom.
Kostaryka wyszła na to spotkanie z jasno nakreślonym planem. Gramy na zero z tyłu, a jak się uda, to może coś strzelimy z kontry. Jeśli nie, to będą karne, czyli loteria. Plan udało im się zrealizować w 100%, z tym że największy problem mieli z tymi kontrami. Widać doskonale zdawali sobie sprawę z siły ofensywnej „Oranje” i bali się wyjść do akcji większą liczbą zawodników. Osamotnieni Campbell, Ruiz oraz Bolanos nie byli w stanie niczego zdziałać. Blok defensywny Holendrów wyglądał solidnie, w drugiej linii prym wiódł Sneijder. Widać jak na dłoni, że zdawał sobie sprawę, iż jest to dla niego ostatni mundial, przynajmniej w roli lidera drużyny. Starał się cofać, chciał żeby każda akcja przechodziła przez niego. Mógł nawet zostać bohaterem całej Holandii, gdyby tylko jego strzał był minimalnie bardziej celny. Navas nie miałby żadnych szans. W dogrywce obił jeszcze poprzeczkę.
Nie za dobrze wyglądała współpraca na linii Kuyt (kolejny, który tym mundialem pożegna się pewnie z kadrą) – Robben. Sporo niedokładnych podań, brak czytania tego, czego oczekuje kolega. A że tym kolegą jest jeden z największych indywidualistów we współczesnej piłce to już inna sprawa. Robben wyglądał jak robot, który ma tylko jeden cel – cały czas atakować obronę Kostaryki. Gdyby Holandia miała jeszcze jednego takiego robota, mecz skończyłby się dużo wcześniej. Van Persie? Tu mam największy problem. Zagrał poprawnie, ale zawodnik tej klasy, po tym jak strzela bramkę Hiszpanii „lotem trzmiela”, nie powinien mieć problemu z trafieniem w piłkę w sytuacji sam na sam.
Kostaryka mogła zdobyć gola właściwie tylko raz. W drugiej części dogrywki Holendrów uratował Cillessen, który wspaniale obronił strzał rezerwowego Ureny. Czy w trakcie meczu Kostaryce należał się rzut karny? Jeśli tak, to w tym samym czasie Junior Diaz powinien być już w szatni, a „Los Ticos” broniliby się do końca meczu w dziesiątkę. Brak tego zawodnika dałby więcej miejsca Robbenowi, a wtedy moglibyśmy mieć mały festiwal strzelecki. Tylko po co gdybać?
W półfinale zobaczymy więc drużynę, która na awans zasłużyła, choć nie zaprezentowała się tak, jak powinna. Teraz czeka ich trudniejsza przeszkoda, ale tylko w teorii. Argentyna na pewno nie postawi autobusu, bo więcej atutów ma jednak w ataku. Zastanawiam się, czym jeszcze może nas zaskoczyć Van Gaal. Wymyślił już Depaya (Australia, Chile), wpuścił w odpowiednim momencie Huntelaara (Meksyk), postawił na odpowiedniego bramkarza (Kostaryka).
A Kostaryka wraca do domu z podniesionymi głowami. Ćwierćfinał to przecież dla nich ogromny sukces. I co z tego, że na następny mundial mogą nie awansować, że zawodnicy zmienią kluby na lepsze i prawdopodobnie wylądują na ławkach rezerwowych. Zapisali się już w historii piłki jako ten zespół, który wygrał grupę śmierci oraz 120 minut przetrwał ataki Holendrów. Do szczęścia zabrakło naprawdę niewiele.