Po spotkaniu Polaków z Armenią w Internecie pojawił się śmieszny obrazek, na którym widać Mur Chiński i mur postawiony przez armeńskich piłkarzy. Nietrudno zgadnąć, który jest bardziej dziurawy. Już po 30 minutach meczu z Armeńczykami wiedzieliśmy, że bramkarz rywali i jego kilku kolegów z linii defensywnych to nie jest paczka wytrawnych graczy, którzy potrafiliby porozumieć się bez słów. Do kogo udać się na korepetycje? Warto zerknąć w kierunku Maroka. ,,Lwy Atlasu” w finałowej fazie eliminacji nie straciły jeszcze ani jednej bramki!
W głębokim poważaniu mamy wszystkie argumenty, że to dwa różne kontynenty. Zgadza się, dwa. Zasady gry w piłkę są jednak na obu kontynentach takie same i za każdym razem nadrzędnym celem każdej z drużyn jest strzelenie większej liczby bramek od przeciwników. A zdecydowanie łatwiej taki cel zrealizować, kiedy samemu nie trzeba wyciągać piłki z siatki. Mówiąc wprost – wyczynu marokańskich piłkarzy, jakim bez wątpienia jest bilans bramkowy 9:0 po pięciu rozegranych meczach, nie należy deprecjonować ze względu na grę w strefie CAF, a nie UEFA lub CONMEBOL. Przyjrzyjmy się dokładnie, jak wyglądała dotychczasowa droga podopiecznych Herve Renarda na przyszłoroczne mistrzostwa świata.
12.11.2015 – 2:0 z Gwineą Równikową
15.11.2015 – 0:1 z Gwineą Równikową
8.10.2016 – 0:0 z Gabonem
12.11.2016 – 0:0 z Wybrzeżem Kości Słoniowej
1.09.2017 – 6:0 z Mali
5.09.2017 – 0:0 z Mali
7.10.2017 – 3:0 z Gabonem
Do pojedynków z Gwineą Równikowo nie warto już raczej wracać. Od tego czasu minęły już dwa lata i wiele zdążyło się przez ten czas zmienić w Maroku. Do najważniejszej roszady doszło na trenerskim stołku – na początku poprzedniego roku schedę po Zakim Badou przejął wspomniany już Herve Renard. Francuski szkoleniowiec to postać niezwykle szanowana na Czarnym Lądzie. Nie może być inaczej, jeśli dwukrotnie jego drużyny wznosiły do góry Puchar Narodów Afryki. Po raz pierwszy ta sztuka udała mu się z Zambią w 2012 roku, a po raz drugi z Wybrzeżem Kości Słoniowej trzy lata później. Co ciekawe, to właśnie popularne ,,Słonie” będą ostatnimi rywalami Marokańczyków w walce o bilety na przyszłoroczny mundial. Podopiecznym Renarda wystarczy nawet podział punktów, to przeciwnicy mają nóż na gardle. Język wrogów trzeba znać, a 49-letniemu Francuzowi tej umiejętności nie brakuje. W drużynie ,,Słoni” nie brakuje zawodników, którym Renard dwa lata temu wysłał powołania na najważniejszą imprezę kontynentalną Afryki.
Odkąd stołek trenera przejął Renard, reprezentacja Maroka nie straciła ani jednej bramki w meczu eliminacji do mistrzostw świata. Nie ma mowy o wybitnych jednostkach w linii defensywnej czy kłopocie bogactwa przy wyborze bramkarza. Górę bierze kolektyw i zgranie. Pewne miejsce między słupkami ma Munir, rezerwowy bramkarz drugoligowej CD Numancii. W rolę bocznych obrońców wcielają się Nabil Dirar i Achraf Hakimi. To akurat bardzo ciekawi piłkarze, których dzieli niemal wszystko. Doświadczenie Dirara daje drużynie poczucie bezpieczeństwa. Ponad 150 występów w lidze belgijskiej, kilkanaście meczów w europejskich pucharach – co tu dużo mówić, bardzo przyzwoite CV jak na piłkarza z Maroka. Z kolei Hakimi to 18-letni obrońca… Realu Madryt. Nie martwcie się, jeśli śledzicie ligę hiszpańską, a to nazwisko niewiele wam mówi. 18-latek dopiero przed rozpoczęciem obecnego sezonu dołączył do pierwszej drużyny ,,Królewskich” i w La Liga rozegrał dotąd tylko jedno spotkanie. Parę stoperów tworzą kapitan Medhi Benatia i Romain Saiss. Pierwszy z wymienionych to bez wątpienia najbardziej rozpoznawalna postać w zespole ,,Lwów Atlasu”. Lata spędzone w Rzymie, Monachium czy Turynie znacząca wpłynęły na jego popularność w Europie. Z kolei Saiss to podstawowy zawodnik angielskiego Wolverhampton. W klubie występuje jednak na pozycji defensywnego pomocnika.
Z tych pięciu graczy, którzy w największej mierze odpowiadają za grę w defensywie, tylko dwóch ma pewne miejsce w drużynie klubowej. Renarda to jednak nie obchodzi i konsekwentnie stawia na swoich wybrańców. W trzech ostatnich meczach trener nie dokonał żadnej zmiany w ustawieniu linii defensywnej. Wcześniej obrona wyglądała nieco inaczej, ponieważ młodziutki Hakimi dopiero kilka miesięcy temu został obdarzony zaufaniem. Pozostali zawodnicy grali wszystko od deski do deski, chyba że byli akurat kontuzjowani. Tylko przyklasnąć takiej konsekwencji, a i na jej efekty nie trzeba było długo czekać. Co jeszcze mogło wpłynąć na tak świetną postawę marokańskiego zespołu? Renard to były środkowy obrońca, nic więc dziwnego, że na treningach największy nacisk kładzie właśnie na grę w defensywie.
Sobotnie 3:0 z Gabonem to wynik, dzięki któremu Marokańczycy nie zerkają w kierunku Rosji przez dziurkę do klucza, oni stoją w drzwiach i aż się rwą, żeby wykonać ostatni, najważniejszy krok. Dla każdego z nich mundial jest marzeniem – ostatni raz Marokańczycy grali na mistrzostwach świata w 1998 roku. Oczywiście żaden z obecnych piłkarzy nie mieścił się w tamtej karze. Ba, Hakimiego nie było wtedy jeszcze na świecie.
Na początku tekstu zaznaczyliśmy, że osiągnięć ,,Lwów Atlasu” nie należy umniejszać. Sami widzicie, że ich obrońcy powstrzymują nie byle kogo. Dwukrotnie nie dał im rady Pierre-Emerick Aubameyang, drogi do bramki Munira nie znaleźli też Salomon Kalou i Wilfried Bony. Wiele europejskich reprezentacji z pocałowaniem ręki przyjęłoby któregoś z wymienionych do własnej kadry. Kto wie, może i Renard skusiłby się na któregoś z nich, bo o ile tyły potrafił zabezpieczyć, o tyle z przodu bywa bardzo różnie.
Czasu na poprawki jeszcze trochę jest. Przyszłorocznego mistrzostwa świata ruszą 14 czerwca. Marokańczycy nie potrzebują do awansu ani jednej strzelonej bramki, wystarczy że sami zachowają czyste konto – a pod tym względem nikt nie może się z nimi równać.
Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka
+ do 400 zł bonusu!