Bycie kibicem Crystal Palace w ostatnim czasie z pewnością nie było łatwe. „Orły” prezentowały się na boisku tragicznie, a jakichkolwiek pozytywów w ich grze tak naprawdę nie było widać. Kolejny mecz w lidze, tym razem przeciwko Chelsea, nie zapowiadał zmiany. Futbol bywa jednak nieprzewidywalny.
Aktualną sytuację Crystal najlepiej opisywały dwie statystyki: liczba strzelonych bramek oraz liczba zdobytych punktów w lidze. Piłkarze z londyńskiego klubu w siedmiu kolejkach nie zdobyli nawet jednego punktu, mając stosunek goli 0:17. Fatalny początek sezonu spowodował, że z posadą trenera pożegnał się w połowie września Frank de Boer. Drużynę przejął znany angielskich kibicom – Roy Hodgson. Były szkoleniowiec reprezentacji Anglii miał przed sobą piekielnie trudne zadanie. W jego pierwszych trzech meczach Crystal podejmowało: Manchester City, Manchester United oraz Southampton. Patrząc na formę zespołu, trzy porażki w tych rywalizacjach nie były większym zaskoczeniem.
Powszechnie uważa się, że przerwa reprezentacyjna może pomóc, jak również zaszkodzić drużynie. Ciężko było znaleźć jakiejkolwiek pozytywne aspekty Crystal Palace, które mogą ulec pogorszeni. Kibice „Orłów” mogli zatem wierzyć, że odpoczynek od ligi pomoże drużynie. Piłkarze Roya Hodgsona po przerwie stanęli przed kolejnym trudnym zadaniem. Na Selhurst Park przyjeżdżał bowiem mistrz Anglii, który miał przed sobą jeden cel – zdobyć trzy punkty.
Sobotni mecz rozpoczął się dla Crystal Palace wręcz idealnie. Już w 11. minucie po strzale Yohana Cabaye’a, piłkę nieszczęśliwie do siatki wpakował Cesar Azpilicueta. Był to zatem pierwszy gol „Orłów” w tym sezonie Premier League. Na reakcję piłkarzy „The Blues” długo nie musieliśmy czekać. Już siedem minut później, po strzale głową, wyrównał Tiemoue Bakayoko. Francuz strzelił już w nowym klubie dwie bramki. Jedno trafienie zaliczył w meczu LM, drugie natomiast właśnie w dzisiejszym ligowym spotkaniu. Wydawać się mogło, że od tego momentu to właśnie zawodnicy Antonio Conte zaczną dominować na boisku. Nic bardziej mylnego. Choć „The Blues” mieli większe posiadanie piłki, to lepsze okazje do strzelenia gola mieli gospodarze. Jedną z nich wykorzystał Wilfried Zaha, który powrócił do gry po dwumiesięcznej przerwie.
W drugiej połowie wszyscy kibice spodziewali się szalonego ataku Chelsea, jednakże piłkarze ze Stamford Bridge mieli jednak dzisiaj ogromne problemy ze skonstruowaniem akcji. Również w drugiej połowie to zawodnicy Roya Hodgsona stworzyli sobie lepsze okazje do strzelenia bramki. Wynik jednak nie uległ zmianie i to gospodarze mogli cieszyć się z pierwszego zwycięstwa w tym sezonie.
Aktualna sytuacja Chelsea w lidze powoli zaczyna przypominać sezon 2015/2016. „The Blues” po ośmiu kolejkach mają już dziewięć punktów straty do lidera. Kontuzje Alvaro Moraty oraz N’Golo Kante, napięty terminarz, wąska kadra – te czynniki mogą spowodować, że najbliższe tygodnie dla włoskiego trenera będą bardzo trudne.