Ostatni weekend upłynął w Hiszpanii pod znakiem dwóch supermeczów w Sewilli i na Wyspach Kanaryjskich, które przykryły dość słabą kolejkę. O ile drużynowo wiele się nie działo, o tyle dla wielu zawodników ósma runda spotkań była kluczowa, bo mogli się przełamać, a jak już zaczęli, to całą ławą, zwłaszcza jeśli mówimy o ligowych gwiazdach.
Najpierw zrobili to Cristiano Ronaldo i Karim Benzema. Osiem kolejek czekali Portugalczyk i Francuz, chociaż obaj rozegrali do tej pory połowę meczów – „CR7” ze względu na zawieszenie z Superpucharu Hiszpanii, a Benzema zmagał się z kontuzjami. Dwie statystyczne ciekawostki dotyczące obu zawodników. Cristiano przerwał passę 355 minut bez gola w lidze! Natomiast Benzema zrównał się z legendarnym Paco Gento w klasyfikacji najlepszych strzelców Realu. Obecnie 182 gole dają 7. miejsce, a do poprzedzającego Hugo Sancheza brakuje Francuzowi 26 trafień, a więc trudno będzie tego dokonać w obecnym sezonie.
Nie tylko dwóch napastników Realu zainaugurowało strzelanie w lidze, ale zrobił to również Iago Aspas. Może to dziwić, zwłaszcza że w ubiegłym sezonie strzelił 19 goli w lidze i sięgnął po Trofeo Zarra – dla najlepszego hiszpańskiego strzelca. W obecnych rozgrywkach jednak od początku nie gra jako „dziewiątka”, ale Juan Carlos Unzue przestawił go na prawe skrzydło. To pokłosie kapitalnej postawy Maxiego Gomeza, bo Urugwajczyk strzelił już pięć goli, ale zaliczył tyle samo żółtych kartek i zabrało go we wczorajszym meczu. Iago Aspas został napastnikiem numer jeden i… zanotował hat-tricka. Trochę pomógł mu Chichizola, trochę rywale, ale to były pierwsze gole Aspasa w tym sezonie. To był 250. mecz w barwach Celestes oraz bramki numer 94, 95 i 96.
W tym samym meczu pierwsze trafienie w nowym-starym klubie zaliczył Vitolo. Kanaryjczyk wszedł z ławki – pierwszy raz w sezonie – i nieco podratował wynik. Co ciekawe, był to dla niego pierwszy gol w barwach macierzystego klubu w Primera Division. Poprzednie, z sezonu 2012/2013, strzelał jeszcze w Segunda, a kolejne gole zapisywał na konto Sevilli.
Dwa gole ustrzelił wcześniej Luis Suarez, ale chyba nie ma wątpliwości, że Urugwajczyk dopiero zaczyna dochodzić do formy strzeleckiej. Przed weekendem miał rozegranych osiem spotkań w Barcelonie, a jego bramki nie były decydujące, bo strzelał w obu meczach derbowych pod koniec spotkań – piąty gol przeciwko Espanyolowi i trzeci przeciwko Gironie. W międzyczasie dorzucił dwa gole w reprezentacji i wreszcie jego zdobycz pomogła utrzymać status niepokonanych w lidze. Huk po kamieniu, który spadł mu z serca, prawdopodobnie było słychać w całym Madrycie, więc tym bardziej nie dziwi wielka radość po golu. Przy okazji wskoczył na… podium wśród urugwajskich strzelców. Do drugiego Christiana Stuaniego brakuje mu jednego, a do prowadzącego Maxiego Gomeza, dwóch goli. Ot, paradoks, że Luis Suarez musi najpierw walczyć o prymat wśród rodaków w La Liga.