Nie znam się na piłce. Wy też się nie znacie. Wystarczy, że wierzyliście w medal polskiej reprezentacji na najbliższych mistrzostwach świata. Taką diagnozę postawił w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego Maciej Rybus, który najprawdopodobniej będzie częścią drużyny walczącej o tenże medal. I właśnie przez takich jak Rybus go nie zdobędziemy.
Kadra Nawałki już kilka razy spełniła moje marzenia, więc liczę, że spełni je po raz kolejny. Tak po kibicowsku, najzwyczajniej w świecie marzy mi się mecz, po którym ,,Biało-czerwoni” będą mogli świętować zdobycie medali na mundialu. Nie wydaje mi się, by było to marzenie ściętej głowy. Zwłaszcza teraz, kiedy w kadrze jest kapitan Lewandowski, są doświadczeni Błaszczykowski, Piszczek, Glik czy obiecujący Zieliński i Linetty. Dawno nie mieliśmy drużyny narodowej z tak dużą liczbą piłkarzy klasy światowej, jednocześnie dobrze ze sobą zgranych. Mistrzostwa świata mają jednak to do siebie, że pojawiają się na nich same najlepsze ekipy i do większości z nich również pasuje powyższe zdanie, jeśli tylko odpowiednio podmienimy nazwiska. To, co wystarczyło do sukcesu w eliminacjach na Starym Kontynencie, nie wystarczy już na rywali w trakcie imprezy docelowej. Musimy więc głębiej poszukać argumentów przemawiających za naszą drużyną. Siłą Polaków mogłoby być dobre nastawienie mentalne całej ekipy (a nie tylko najlepszych zawodników) do mundialu. Na to niestety się nie zanosi.
Być może spełni się jedno z moich dziecięcych marzeń – wcześniej najlepszych graczy globu oglądałem w telewizji, teraz może ich spotkam na boisku. (…) Spokojnie, jaki medal? Zagrajmy pierwszy mecz i zobaczymy, co dalej. O medalu mówią osoby, które nie znają się na sporcie.
Panie Maćku, polecamy usunąć kilka aplikacji w telefonie, żeby zdjęcia się zmieściły. Daj Boże, może pan spotka Cristiano Ronaldo albo Leo Messiego, no i szkoda byłoby zmarnować taką okazję. Do tej pory to przecież były to dla pana osoby z innego świata. Niby ten sam regał, ale jednak sto półek wyżej. Umówmy się, w taki sposób nie wypowiada się człowiek, który chce zawojować piłkarski świat. Maciej Rybus tylko biorąc udział w mistrzostwach świata, spełni swoje dziecięce marzenia. Biorąc pod uwagę zaufanie, jakim darzy go Nawałka, już dzisiaj można pomału mu gratulować. Wolałbym jednak, żeby marzenie nie ograniczało się do samego pobytu w Rosji, a zahaczało też o wygrany mecz czy strzelenie bramki. Nie można przecież zupełnie wykluczyć scenariusza, w którym ,,Biało-czerwoni” dostają trzy razy w czapę i po fazie grupowej żegnają się z turniejem. Spełnienie marzeń…
A wydawać się mogło, że drużyna dojrzała do odniesienia sukcesu. W takim tonie wypowiadała się większość piłkarzy już przed Euro we Francji. Od tego czasu minęły dwa lata, w trakcie których nic złego dla polskiej reprezentacji się nie wydarzyło. Nie mieliśmy poważnego kryzysu, żadnych większych afer lub konfliktów na linii trener-piłkarze-związek. Wszystko zmierza w dobrym kierunku, a jednak niektórym wciąż brakuje pewności siebie. To – może wbrew pozorom i opinii wielu – dobra cecha. Zwłaszcza w takim momencie jak teraz, kiedy kibice chcą poczuć moc, chcą cieszyć się mundialem, a nie wysłuchiwać, że nasz reprezentant zobaczy na własne oczy gości z telewizji. Oczywiście rozumiem radość Rybusa wynikającą z tego, że prawdopodobnie będzie mu dane wziąć udział w największej piłkarskiej imprezie. Zabrakło mi jednak zdania, które oddawałoby wiarę w zwycięstwo. Na przykład: Żaden skrzydłowy nie jest w stanie sprawić, że zatrzęsą mi się nogi. Może do tej pory widziałem tych piłkarzy tylko w telewizji, ale jestem przekonany, że dam sobie radę. Taka wypowiedź niosła by za sobą zupełnie inny przekaz.
Będziemy losowani z pierwszego koszyka, to mówi wiele. Ale też nie gwarantuje pierwszego miejsca. Celem będzie awans do fazy pucharowej.
Tak Rybus rozpoczął odpowiedź na pytanie, czy do Rosji pojedzie drużyna lepsza od tych, które zagrały na mundialach w Korei i Niemczech. Później zaznaczył, że nie chce porównywać obecnej reprezentacji do tamtych ekip, natomiast na koniec przypomniał sobie, że kadra pod wodzą Engela też wygrała eliminacje, a później spisała się poniżej oczekiwań w turnieju głównym. Czyli sam zauważył, że poprzeczka nie jest zawieszona zbyt wysoko. Miał idealną okazję, żeby wreszcie dowartościować siebie i kolegów – ośmielić się i powiedzieć, że tak, jesteśmy mocniejsi niż wtedy, ale znów wolał zachować wstrzemięźliwość. Znów lęk i gadka o tym, że wyjście z grupy już będzie sukcesem. Zgoda, ale przecież stać was na wiele więcej.
Popularny ,,Rybka” wypowiada się tak, jakby w poprzedniej dekadzie udał się w smaczną drzemkę i wciąż nie do końca się przebudził. To w 2002 roku wskazana była pokora i ostrożność, bowiem Polacy wracali na mistrzostwa świata po szesnastoletniej przerwie. Jechali z nadziejami w nieznane. Za kilka miesięcy znów wkroczymy na światowe salony, z tą znaczącą różnicą, że znaczna część naszych reprezentantów będzie czuła się bardzo swobodnie. Wynika to oczywiście z regularnej gry o dużą stawkę. Doświadczenia, które właśnie w takich momentach procentuje.
Na koniec zostawiłem creme de la creme z wywiadu, który w całości można przeczytać na stronie internetowej Przeglądu Sportowego.
W drodze na mundial tylko dwa razy nie straciliśmy gola, ale dzięki Bogu z przodu jest grupa zawodników, która na dwie stracone bramki umie odpowiedzieć czterema.
Szanuję pobożność, ale chyba nie w tym rzecz. Z przodu grają zawodnicy, którzy po strzeleniu jednej bramki, już myślą nad zdobyciem kolejnej, a nie skaczą z radości, że w bramce przeciwników stał ktoś, kogo do tej pory widzieli tylko w telewizji.