Na sukces w obecnej piłce klubowej składa się wiele czynników. Od przynależności ligowej, przez kibiców, zarząd i trenerów, aż do mądrych transferów, o które nie zawsze tak łatwo. Dlatego największe piłkarskie marki wydają krocie na całą sieć skautingu, by uprzedzić rywali w walce o nieodkryte perełki. U jednych funkcjonuje to lepiej, u innych gorzej, jednak gafa, jaką popełnił Manchester United, nie pozwala, by o niej nie wspomnieć.
„Czerwone Diabły” mimo nieco mniej obfitych lat wciąż są jedną z potężniejszych marek piłkarskich na świecie. Miliony kibiców, dobijający się sponsorzy i popularność, o jakiej większość może pomarzyć. Wiele rzeczy na Old Trafford działa całkiem nieźle: szkolenie piłkarzy, którzy co jakiś czas goszczą w pierwszej jedenastce, zarząd dbający o finanse pozwalające na wielkie transfery… Jest jednak coś, co wbrew pozorom potrafi jedynie kilka klubów – wyszukiwanie młodych perełek i ogrywanie ich u siebie lub na wypożyczeniu. Jako wzory warto tradycyjnie podać AS Monaco i BVB.
Daleko w cieniu takich nazwisk takich jak Mbappe, Dembele itp. warto zauważyć ogromną pracę skautów, którzy poświęcają mnóstwo czasu na obserwacje i analizy, kto się nadaje do polecenia, a kogo lepiej sobie darować. Manchester United, jak nietrudno zgadnąć, też posiada gromadkę takich osób, jednak jedna z nich po ostatnich wydarzeniach może być nieco zniesmaczona. W środę miało miejsce spotkanie Islandii z Czechami. Przełożeni uznali, że warto wysłać kogoś na obserwację zyskujących ostatnio coraz większe uznanie gospodarzy. Wysłali więc swojego człowieka, który po dotarciu do Reykjaviku zastał pusty stadion. Wyobrażacie to sobie? Jedziecie na Stadion Narodowy obejrzeć mecz Polski z Urugwajem, a tam ciemność, żadnej żywej duszy i hulający wiatr. A ten na Islandii daje już mocno w kość.
Zima nie zaskoczyła kierowców na Islandii. pic.twitter.com/PutMd65SaO
— Piotr Giedyk (@pilkarskais) November 9, 2017
Rozwścieczony Duńczyk z Manchesteru mógł uznać to za bardzo słaby żart swoich przełożonych, jednak po odnalezieniu kogoś z KSI (islandzki związek piłkarski) wszystko się wyjaśniło. Otóż Islandczycy gospodarzami byli tylko teoretycznie, ponieważ mecz właśnie odbywał się… w upalnym Katarze. To właśnie tam jedna z sensacji Euro 2016 przegrała z Czechami 1:2. Co ciekawe, mecz w Doha obejrzała z trybun oszałamiająca liczba… 60 osób.
Wczoraj w Reykjavíku zameldował się człowiek z Manchesteru United, aby podejrzeć grę islandzkich piłkarzy. Na miejscu zastał jednak pusty stadion Laugardalsvöllur, po którym hulał wiatr. Mecz reprezentacji odbywał się przecież na drugim końcu świata. PRO!?
— Piotr Giedyk (@pilkarskais) November 9, 2017
Pozostaje mieć nadzieję, że skaut posłany przez klub z Manchesteru nie ma problemów z nadpobudliwością i niekontrolowaniem nerwów. W innym wypadku zamiast wspólnego śmiania się z kolegami z takiej niefortunnej przygody, może być bardzo nieprzyjemna atmosfera i tłumaczenie się kilku osób ze swojej niekompetencji. Przy obecnej aurze chyba również wolelibyśmy posiedzieć sobie w cieple katarskiego słońca, niż marznąć na zimowej Islandii. Nawet mimo że mecz był, delikatnie mówiąc, słaby.
Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka
+ do 400 zł