Do końca roku zostało wprawdzie jeszcze trochę czasu, ale listopad to dobry moment, by wstępnie rozpocząć podsumowania. Zdać sobie sprawę z wszystkich postanowień noworocznych, których po raz enty nie udało się zrealizować. Poużalać się nad sobą i nad życiem, pomarudzić, że gdyby było tak a siak, to na pewno robiłbym to i to. Ale kiedy bierzemy się za podsumowania, warto – poza podsumowaniem samego siebie – spojrzeć gdzie indziej. Podobnie w piłce nożnej. Wasz ukochany klub znowu dał w tym roku dupy? Ulubiony piłkarz jest permanentnie pod formą? Przydarzył się mecz, po którym nie potraficie dobrze spać po dziś dzień? Trudno, „futbol jest okrutny”, nieprawdaż?
Rok 2017 w piłkarskim wydaniu to nie tylko awans Polaków na mistrzostwa świata w Rosji. To nie wielki pokaz siły PSG w meczu z Barceloną i jeszcze większy pokaz siły tejże w spotkaniu rewanżowym. To przede wszystkim rok, w którym: „koniec, wystarczy tego dobrego” powiedziało wielu znakomitych piłkarzy.
W piątkowym (10.11.2017) meczu reprezentacji Polski z Urugwajem po raz ostatni w bramce „Biało-czerwonych” stanął Artur Boruc. W ostatnim czasie powiedziano i napisano o nim już dosłownie wszystko, więc nie chcąc tego powielać, bo i po co, myślę sobie: tak, Artur to był, kurwa, gość. Swoją drogą to niesamowite, że po raz ostatni w kadrze Artur zagrał w przeddzień dziewięćdziesiątej dziewiątej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Po dziś dzień pamiętam czerwiec 2006 roku, kiedy Boruc dwoił się i troił, by w pojedynkę zatrzymać Niemców na ich własnej ziemi. Ja, wygodnie rozłożony w kinowym fotelu, z popcornem w ręku i szalem niechlujnie owiniętym wokół szyi, mając lat -naście, razem z innymi januszowałem, ale i przecierałem oczy ze zdumienia, co też ten Artur wyprawia. Kiedy stawał się postacią pierwszoplanową, robił to spektakularnie. Kiedy dawał dupy, robił to równie spektakularnie. Ot, Artur Boruc. Wielka szkoda, że odchodzi. Odkąd względnie świadomie zacząłem śledzić polską reprezentację, czyli mniej więcej od mistrzostw świata w 2002 roku, bramkarzy na kadrze przewinęło się mnóstwo. Był Jurek Dudek, Radek Majdan, Kowalewski, Kuszczak, Przyrowski, Fabiański, Szczęsny i jeszcze paru innych, ale to właśnie „Borubar” sprawiał, że na pozycję bramkarza i piłkarza jako człowieka zacząłem spoglądać w troszkę inny sposób. Fajnie, że nam się taki Artur przydarzył, szkoda, że na tak krótko.
O ile Boruc zakończył karierę „tylko” reprezentacyjną, o tyle w tym roku wielu znakomitych piłkarzy w pełni zerwało z futbolem. W lutym o końcu swojej kariery poinformował Frank Lampard. Znakomity piłkarz, fantastyczny człowiek. Był piłkarzem, o którym marzył każdy trener na świecie. Legenda Chelsea, której rozstanie z klubem wyszło kiepsko, niekoniecznie z jego winy, ale to temat na inną okazję. Rozegrał mnóstwo fantastycznych meczów, strzelił wiele pięknych goli, a dodatkowo wyróżniał się wielką klasą. To piłkarz, którego chciałoby się młodym chłopakom stawiać za wzór. Ogromna szkoda, że czas jest dla piłkarzy bezwzględny. Świetnie jednak, że przyszło nam oglądać tak znakomitą karierę, trwającą przecież dwadzieścia jeden pięknych lat. Ma jednak w swoim CV jedną poważną rysę, znaną niemal wszystkim angielskim zawodnikom – brak sukcesu z reprezentacją. Cóż, widocznie komuś tam na górze Angole swego czasu mocno podpadli, wszak jak mocni by oni nie byli, jako całokształt są bandą frajerów, nieudaczników, a na domiar złego pechowców. Na każdy turniej jadą po złoto, a wracają tradycyjnie z niczym. Ot, taki urok angielskiej reprezentacji. Tego nie przeskoczysz.
Zabawę w futbol zakończył też jeden z największych artystów w swojej dziedzinie – Andrea Pirlo. Wybitna osobistość, na boisku i poza nim. Niech nikogo nie zwiedzie jego permanentnie znudzona twarz; wielu jego przyjaciół zapewniało, że ze świecą szukać większego dowcipasa. Człowiek wielu sprzeczności, czy może cech pięknie się uzupełniających? Na to pytanie odpowiadajcie sobie wedle własnego uznania; dla mnie to przede wszystkim boiskowy artysta. On i piłka to był związek pełen romantyzmu, namiętności i wrażliwości. Skoro lubimy prostym sprawom nadawać wielką rangę, to w tej sytuacji wypada zapytać kobiety orientujące się w temacie: czy któraś z Was chciałaby być traktowana przez swojego mężczyznę tak, jak piłka była traktowana przez Pirlo? Jeśli nie wiecie, to pozwolicie, że pomogę: hell yes! Taki właśnie był Andrea. Kochany.
W 2017 roku karierę zakończyli także: Philip Lahm, Francesco Totti, Xabi Alonso, Kaka, a w niedalekiej przyszłości grać przestanie również Xavi. Piłkarska śmietanka, która swoją grą upiększała mi czasy młodości, kiedy futbol traktowałem śmiertelnie poważnie. Zachwycałem się golami Lamparda, talentem Pirlo, pracowitością Lahma, wiernością Tottiego, precyzją Xabiego Alonso i w końcu rwałem sobie włosy z głowy, widząc upadek Kaki. Każdy z nich był wielki.
Kiedy przyjdzie mi podsumować rok i pomyślę o wszystkich tych piłkarzach, którzy właśnie w tym roku zdecydowali się zakończyć swoje kariery, po raz kolejny uświadomię sobie, jak bezwzględny, brutalny i nie do ubłagania jest czas. Cieszcie się grą swoich ulubieńców, tak szybko odchodzą.